No i się porobiło. Po tegorocznym Marszu Niepodległości, tak
samo jak w zeszłym roku, świat obiegły zdjęcia pokazujące polskich
nacjonalistów jako zamaskowanych bandytów. Krótko po tym pojawiły się żądania
delegalizacji ONR i MW. A kilka dni temu schwytany został Brunon K., który
rzekomo planował zamach na członków najwyższych władz RP ze "względów
narodowościowych, nacjonalistycznych, ksenofobicznych i antysemickich". Jeśli
ktoś więc miał jeszcze wątpliwości co do zagrożenia ze strony polskich
środowisk narodowych, to po ostatniej spektakularnej akcji ABW powinny się one
rozwiać.
Po ubiegłorocznym Marszu Niepodległości pisałam, że:
"Polska prawica nie zdaje sobie sprawy
z powagi sytuacji. Przede wszystkim nie rozumie, że przeciwnik jest
zdeterminowany, by rzeczywiście dopiąć swego. I że w przeciwieństwie do
polskiej prawicy działa w sposób strategiczny, przemyślany, a przez to
skuteczny. Zamiast więc się oburzać, polska prawica powinna wreszcie zacząć
działać z głową. Jeśli się nie ocknie, to poprzez popełnianie kolejnych błędów
sama sobie wbije gwóźdź do trumny. Czy organizacja Marszu była więc dobrym
pomysłem? Tak, jeśli organizatorzy mieli możliwość zapobieżenia wszelkich
rozróbom. Nie, jeśli nie byli w stanie tego zagwarantować. W ostatnim przypadku
należało pomyśleć nad inną formą uczczenia tego ważnego dla Polski wydarzenia".
I dalej: "Media bardzo skutecznie pracują nad tym, że polskich
patriotów przedstawiać jako zwykłych buntowników, którzy destabilizują
„prawdziwy” porządek. Światowa opinia publiczna nigdy nie popierała naszych
dążeń patriotyczno-niepodległościowych, co chyba ciągle jeszcze nie dotarło do
świadomości polskiej prawicy. (…)Jeśli polska prawica zamierza w przyszłym roku
powtórzyć swój „sukces”, to zapewniam ją, że kiedy światowe służby porządkowe
(tak je nazwijmy) wkroczą do Polski, by obronić naszą demokrację przed
„faszyzmem” , to światowa opinia publiczna odetchnie z ulgą. Ostateczne
rozprawienie się z „polskim bandytyzmem” zostanie propagandowo ustylizowane na
wielkie zwycięstwo Postępu i Cywilizacji. Jeśli więc polska prawica zawczasu
się nie ocknie, to sama przyczyni się do tegoż właśnie zwycięstwa..." (http://konserwatyzm.pl/artykul/2456/o-polska-naiwnosci).
Moje słowa zostały przez wielu przyjęte
z oburzeniem. Przede wszystkim zarzucano mi brak patriotyzmu… A sprawy
rozwijają się dokładnie w opisanym przeze mnie kierunku.
Co więcej, wczytując się w
treść ostatniej deklaracji Roberta Winnickiego, stwierdzam, że przebieg
niszczenia polskiej tradycji narodowej zostanie przyspieszony przez samych
narodowców. Oto co pisze prezes MW:
"Donald
Tusk w podsumowaniu 5-lecia swoich skrajnie nieudolnych, wypełnionych korupcją,
mnożeniem biurokracji i wprowadzaniem państwa policyjnego, rządów,
zapowiedział, że będzie twardo bronił republiki okrągłego stołu. Nie wątpiliśmy
w to ani przez chwilę. Ta obrona i niszczenie przeciwników trwa nieustannie, a
z działaniami policji i bezpieki do czynienia mamy od dawna, nie od ostatniej
niedzieli. Tusk jest w o tyle gorszej sytuacji niż Jaruzelski 30 lat temu, że
zniszczył również armię, którą mógłby wyprowadzić na ulice. Przed nami zaś
zadanie organizacji nowej, narodowej "Solidarności". Już za niespełna
miesiąc, przy okazji rocznicy Stanu Wojennego, wyjdziemy na ulice polskich
miast, żeby zaprotestować przeciwko tej nowej komunie. Zima nasza!" (http://www.facebook.com/robertwinnickipubliczny/posts/482175175160425,
17 listopada 2012).
Słowa Roberta Winnickiego świadczą o chyba już całkowitym
utracie kontaktu z rzeczywistością przez środowisko, które reprezentuje. Uwadze
pogrążonych w pseudopatriotycznym amoku narodowców umknęło bowiem spotkanie
ministrów obrony i spraw zagranicznych Francji, Niemiec, Polski, Włoch i
Hiszpanii, które 15 listopada odbyło się w Paryżu. Na stronie portalu www.uniaeuropejska.org czytamy:
"W
dokumencie przyjętym przez uczestników spotkania stwierdzono, że Unia potrzebuje
nowej wojskowej organizacji do zarządzania operacjami wojskowymi.
"Jesteśmy przekonani, że Unia Europejska musi zorganizować prawdziwą
cywilno-wojskową strukturę, której obowiązkiem byłoby planowanie i prowadzenie
misji i operacji" – stwierdzili przedstawiciele 5 państw UE".
I dalej: "Radosław Sikorski, polski
minister spraw zagranicznych, powiedział po zakończeniu spotkania, że
"jeśli UE chce być mocarstwem, to musimy mieć możliwość wywierania wpływu
na naszych sąsiadów Czasem musimy użyć siły, aby wesprzeć naszą dyplomację".
Sikorski wezwał również do stworzenia ambitnego budżetu UE na lata 2014 – 2020,
który pomoże wzmocnić politykę obronną Unii" (http://www.uniaeuropejska.org/wezwanie-do-stworzenia-nowej-struktury-militarnej-w-ue).
Wbrew temu, co twierdzi Robert Winnicki, Tusk wcale nie jest
"w gorszej sytuacji niż Jaruzelski
30 lat temu", i to dlatego, że "zniszczył również armię, którą
mógłby wyprowadzić na ulice". Obawiam się, że Tusk jej po prostu nie
potrzebuje: sprawę za niego rozwiąże Bundeswehra.
W ramach wspólnej europejskiej misji pokojowej.