4.29.2013

Bioetyka a ekonomia. Tadeusza Ślipki koncepcja „włodarstwa” człowieka nad przyrodą

"Książka Tadeusza Ślipki pt. „Bioetyka” jest lekturą obowiązkową nie tylko dla tych, którzy interesują się bioetyką, ale także problemem relacji między etyką a ekonomią. Uważny czytelnik szybko bowiem dostrzeże, że może nie w bezpośredni, ale pośredni sposób książka wskazuje na to, że wiele działań, które przez niektórych ekonomistów chętnie nazywane są „czysto ekonomicznymi”, posiada także wymiar bioetyczny."



4.24.2013

Wojna czy interwencja humanitarna?

Jedną z charakterystycznych cech współczesnej polityki, jest "czarowanie rzeczywistości" za pomocą manipulacji dokonywanych w języku. Przykładem tego jest powolne usuwanie z języka słowa "wojna" i zastępowanie go przez pojęcie "interwencji humanitarnej". Proceder taki związany jest z szerszym procesem polegającym na przebudowywaniu struktury prawa międzynarodowego. Wykształcone w okresie nowożytności prawo międzynarodowe opierało się na zasadzie suwerenności państw, które były jego jedynymi podmiotami. Każda zbrojna interwencja państw obcych na obszarze innego państwa była traktowana jako przejaw agresji.

Wraz z narastaniem znaczenia koncepcji praw człowieka po II WŚ, coraz częściej pojawiały się postulaty, by także stosunki międzynarodowe uregulować zgodnie z wymogami praw człowieka. Nie będę tutaj opisywać różnych aspektów tej problematyki, gdyż na ten temat powstały już setki publikacji. Chciałabym tylko zwrócić uwagę na jedno wybrane zagadnienie. Konkretnie chodzi o problematykę dopuszczalności tzw. interwencji humanitarnych w przypadku, gdy w pewnym państwie dochodzi do naruszania praw człowieka. Coraz częściej pojawiają się głosy opowiadające się za tym, że przeprowadzanie takich interwencji powinno być dopuszczalne przez prawo międzynarodowe. Do tej pory prawo międzynarodowe nie przewidywało – i zdaniem wielu prawników nadal nie przewiduje – takiej możliwości, by państwa, które czują się szczególnie odpowiedzialne za przestrzeganie praw człowieka, mogły zbrojnie napadać na inne państwa celem wymuszenia na nich "właściwego" zachowania.
 
Sprawą bezsporną jest to, że do prowadzenia tzw. misji pokojowych uprawnione jest ONZ. Misje pokojowe ONZ tworzone są na mocy rezolucji Rady Bezpieczeństwa, która określa mandat misji oraz jej wielkość; operacje podejmowane są przy tym jedynie za zgodą głównych stron konfliktu. W przypadku interwencji humanitarnych mamy do czynienia z czymś zgoła innym. Chodzi tutaj o zbrojną napaść na państwo, dokonaną przez inne państwa, ONZ nie dysponuje bowiem regularną armią. Oczywiście nie każde naruszenie praw człowieka miałoby usprawiedliwiać taką interwencję, zwolennicy takiego rozwiązania wymieniają w tym kontekście przede wszystkim popełnianie zbrodni przeciwko ludzkości na szeroką skalę. Protagoniści legalizacji interwencji humanitarnych podają także dodatkowe kryteria, które powinny być spełnione, aby sama interwencja nie oznaczała łamania praw człowieka. Nie zamierzam wgłębiać się także i w tę problematykę, gdyż również na ten temat dostępnych jest wiele prawniczych publikacji (jak np.: http://www.stosunki.pl/?q=content/prawo-do-interwencji-humanitarnych). Zamiast tego chciałabym skoncentrować się na polityczno-ideologicznych aspektach poruszanego tu zagadnienia.
 
Mimo że kwestia interwencji humanitarnych jak do tej pory nie została uregulowana w prawie międzynarodowym, interwencje takie zostały dokonane w Jugosławii w 1999 oraz w Libii w 2011 r. Warto zatrzymać się przy tym pierwszym wydarzeniu, był to bowiem pierwszy przypadek, kiedy atak grupy państw (NATO) na inne państwo (Jugosławię) został dokonany właśnie pod szyldem interwencji humanitarnej. Wielu przeciwników tej agresji już wtedy podkreślało przełomowość tamtego wydarzenia, dostrzegając w nim precedens, który może stać się podstawą przyszłego ładu międzynarodowego (albo nieładu, jak to trafnie określił Marek Waldenberg). Kazus Libii potwierdził te obawy. Także wojna w Iraku wpisuje się w logikę nowego porządku międzynarodowego, w tym przypadku jednak pojęcie interwencji humanitarnej nie było wymieniane jako główna przesłanka prowadzenia tej wojny (a jednak była to wojna). Przypadek Jugosławii potwierdził także inne obawy przeciwników koncepcji legalizacji interwencji humanitarnych. Przede wszystkim chodzi tu o rolę medialnej dezinformacji, które celem było dokonanie manipulacji opinią publiczną w celu pozyskania jej przychylności dla agresji NATO na Jugosławię. Należy także wspomnieć o politycznej i ekonomicznej presji, jaka była wywierana przez NATO na Jugosławię, w celu osłabienia tego państwa, i jednoczesnym dostarczaniu broni dla kosowskich terrorystów, przede wszystkim przez USA i RFN. Nie ulega bowiem wątpliwości, że atak NATO na Jugosławię był elementem amerykańskiej i europejskiej (głównie niemieckiej) Realpolitik, którego celem było zniszczenie Jugosławii jako przeszkody na drodze do ustanowienia własnej hegemonii na Bałkanach (tematykę tę szczegółowo opisał wspomniany już Marek Waldenberg w książce pt. "Rozbicie Jugosławii", odsyłam Czytelników do tej wyjątkowo rzetelnej i pouczającej pracy). Przypadek Libii właściwie niczym nie różni się od kazusu jugosłowiańskiego.
 
Mimo ogromnego pola do nadużyć w zakresie takich interwencji humanitarnych, koncepcja ta znajduje coraz więcej zwolenników, przede wszystkimi w środowisku Nowej Lewicy. Chciałabym tu wskazać na tekst Jürgena Habermasa pt. "Bestialstwo i humanitarność. Wojna na granicy prawa i moralności" (Bestialität und Humanität. Ein Krieg an der Grenze zwischen Recht und Moral), który został opublikowany 29 kwietnia 1999 w "Die Zeit". Data ukazania tego tekstu nie jest przypadkowa. Trwał wtedy jeszcze atak na Jugosławię, gdyż wbrew zamierzeniom przywódców NATO, planowany "Blitzkrieg" się nie powiódł. Przyzwolenie opinii publicznej na tę "interwencję" z każdym dniem malało. Swoim tekstem Jürgen Habermas próbował dostarczyć moralnej legitymizacji dla bombardowania Jugosławii przez Sojusz (przede wszystkim chodziło tu o zdobycie poparcia dla polityki niemieckiego ministra spraw zagranicznych J. Fischera, zagorzałego zwolennika tej wojny, który przewodził w końcu, jak by nie było, pacyfistycznej Partii Zielonych…). Ostatecznie, przed Trybunałem w Hadze stanął Milošević, a nie odpowiedzialni za zabijanie cywilnej ludności w Jugosławii przywódcy NATO. Jak widać, koncepcja, której bronił Habermas, zwyciężyła. Warto więc bliżej przyjrzeć się temu tekstowi (artykuł jest dostępny online: http://www.zeit.de/1999/18/199918.krieg_.xml).
 
Habermas otwarcie przyznaje, że według klasycznego prawa międzynarodowego zbrojne "mieszanie się" w wewnętrzne sprawy suwerennego państwa stanowi naruszenia zakazu interwencji. Prawo międzynarodowe po prostu nie dopuszcza takiej możliwości. W przypadku wojny jugosłowiańskiej Sojusz Północnoatlantycki działa bez mandatu Rady Bezpieczeństwa, co oczywiście stanowi naruszenie zasad klasycznego prawa międzynarodowego. Habermas wskazuje na to, że NATO uzasadnia swoją interwencję jako niezbędną pomoc świadczoną prześladowanej mniejszości etnicznej i religijnej. Niemiecki filozof w pełni podziela przekonanie przywódców Sojuszu o konieczności podjęcia takiej interwencji. W swoim tekście powołuje się – oczywiście bez podania konkretnych dowodów – na to, że Serbowie rzekomo prowadzili na kosowskich Albańczykach "zaplanowaną czystkę etniczną". Jego zdaniem, Zachód miał obowiązek powstrzymać serbski "morderczy nacjonalizm etniczny".
 
Bez posiadania mandatu Rady Bezpieczeństwa, państwa interweniujące mogą powoływać się wyłącznie na obowiązujące erga omnes prawa człowieka. Jego zdaniem, jest to wystarczająca legitymacja do "niesienia pomocy" prześladowanym mieszkańcom Kosowa. Zdaniem Habermasa konkretną podstawą legitymizującą tę interwencję są prawa mieszkańców Kosowa do równoprawnej koegzystencji. Co ważne, Habermas przywołuje także "oburzenie na bezprawie brutalnych wypędzeń" (die Empörung über das Unrecht der brutalen Vertreibung) jako powód do rozpoczęcia interwencji humanitarnej (punkt ten jest ważny z tego powodu, że postuluje, by subiektywne stany emocjonalne pewnej grupy osób były traktowane jako przesłanka przyznania pewnej grupie, nawet innej, konkretnych roszczeń prawnych). Jednym słowem, bombardowania Jugosławii przez NATO są zgodne z założeniami polityki na rzecz praw człowieka, a atak należy potraktować jako misję na rzecz pokoju.
 
Habermas idzie dalej i stwierdza, że zgodnie z tą "zachodnią" interpretacją wojny w Kosowie, może ona oznaczać skok na drodze od klasycznego prawa międzynarodowego do stworzenia kosmopolitycznego prawa obywateli świata (kosmopolitisches Recht einer Weltbürgergesellschaft). Habermas pisze:
 
"Tym samym możliwość transformacji prawa międzynarodowego w prawo obywateli świata stała się sprawą aktualną. Pacyfizm prawny chce nie tylko za pomocą prawa międzynarodowego opanować tłumiony stan wojny między suwerennymi państwami, lecz go znieść i zastąpić przez prawny porządek kosmopolityczny. Od Kanta do Kelsena taka tradycja istniała także i u nas. Ale dzisiaj została ona przez niemiecki rząd po raz pierwszy potraktowana poważnie. Bezpośrednie członkostwo w związku obywateli świata chroniłoby obywateli państw przed samowolą ich własnych rządów. Najważniejszą konsekwencją prawa, które przenika przez suwerenność państw, jest, jak się okazuje w przypadku Pinocheta, osobista odpowiedzialność funkcjonariuszy za ich przestępstwa popełnione w służbie państwowej i wojskowej".
 
Habermas wskazuje na to, że istnieją jednak obawy, iż – ze względu na przedłużającą się wojnę – z realizacji tego projektu nic nie będzie. Co więcej, może on nawet zostać zdyskredytowany. Gdyby bowiem militarna interwencja zakończyłaby się fiaskiem, projekt poddania stosunków między państwami rządom prawa (durchgreifende Verrechtlichung zwischenstaatlicher Beziehungen) zostałby odłożony na dziesięciolecia. Natomiast interwencja NATO pozostałaby tylko "ordynarną wojną", nawet "brudną wojną", która Bałkany pogrążyłaby w jeszcze większym chaosie. Habermas ostatecznie stwierdza: "I czy nie byłoby to wodą na młyn Carla Schmitta, który już zawsze "wiedział lepiej": "Kto mówi ludzkość, chce oszukać" ("Wer Menschheit sagt, will betrügen")? To on wyraził swój antyhumanizm w słynnej formie: "Humanitarność (człowieczeństwo), bestialstwo" ("Humanität, Bestialität")".
 
Habermas wskazuje na pewien dylemat związany z koncepcją suwerennego państwa demokratycznego w kontekście problemu legalizacji interwencji humanitarnych. Z jednej bowiem strony to właśnie demokratyczne państwo uczyniło najwięcej dla prawnego ograniczania politycznej przemocy, a podstawą koncepcji demokratycznego państwa prawa jest zasada suwerenności podmiotów uznanych przez prawo międzynarodowe. W przypadku stworzenia światowego społeczeństwa obywatelskiego zasada niezależności państwa narodowego zostałaby podważona. Habermas zadaje więc uzasadnione pytanie: "Czy zderza się tu oświeceniowy uniwersalizm z uporem politycznej władzy, której na trwałe przypisany jest popęd do kolektywnej autoafirmacji (Selbstbehauptung) partykularnej wspólnoty politycznej? To jest realistyczna sól w oku polityki praw człowieka".
 
Habermas przechodzi więc do krótkiego omówienia sporu między realistyczną a prawnoczłowieczą koncepcją stosunków międzynarodowych. Przypomina, że podstawą klasycznego porządku międzynarodowego stanowi Pokój Westfalski z 1648 r. Wtedy też narodziła się realistyczna szkoła myślenia o stosunkach międzynarodowych. Zdaniem Habermasa, klasyczne podejście nie wytrzymuje jednak próby czasu w sytuacji, kiedy państwa konfrontowane są z problemem mnożących się wzajemnych zależności, wynikających z coraz bardziej kompleksowego charakteru społeczeństwa światowego. Wiele problemów państwa mogą rozwiązać tylko poprzez kooperację. Habermas wskazuje na zwiększającą się rolę i zagęszczenie instytucji ponadnarodowych, architekturę i procedury systemu bezpieczeństwa zbiorowego, ekonomizację polityki zagranicznej, jak również zacieranie się granic między polityką wewnętrzną i zewnętrzną. Habermas krytykuje realistów przede wszystkim za to, że ich pesymistyczny obraz człowieka i błędne pojęcie polityczności tworzą tło dla doktryny, która odmawia legalizacji interwencji humanitarnych. Habermas nie może bowiem zgodzić się na to, że realiści dążą do utrzymania status quo w stosunkach międzynarodowych. A polega ono na tym, że niezależne państwa, nieskrępowane żadnymi zewnętrznymi normami prawnymi, mogą działać według własnego uznania i bez żadnych ograniczeń realizować swoje własne interesy.
 
Habermas stwierdza, że z punktu widzenia realistów: "Z takiego punktu widzenia interwencjoniści działający na rzecz praw człowieka popełniają błąd kategorialny. Nie doceniają i dyskryminują w pewnym stopniu "naturalną" tendencję do autoafirmacji (Selbstbehauptung). Chcą narzucić normatywne miary sile (Gewaltpotential), która wyrywa się normowaniu. Carl Schmitt zaostrzył tę argumentację poprzez swoją osobliwie ustylizowaną "istotę" polityczności. Podejmując próbę "moralizowania" z gruntu neutralnej racji stanu, twierdził [Carl Schmitt] tak: polityka praw człowieka sprawia, że nawet pierwotna (naturwüchsig) walka narodów wyrodnieje w kierunku przerażającej "walki przeciwko złu"".
 
Habermas wskazuje jednak na to, że to właśnie szkoła realistyczna jest odpowiedzialna za wiele "moralnie doniosłych wydarzeń" XX wieku, przede wszystkim za totalitaryzmy i Holokaust. Habermas odwraca więc argument realistów, twierdząc, że właśnie dlatego należy dążyć do globalnego zinstytucjonalizowania ochrony praw człowieka, aby to prawne mechanizmy, a nie argumenty moralne były podstawą interwencji humanitarnych. Dzięki instytucjonalizacji prawa obywateli świata (Die Unterinstitutionalisierung des Weltbürgerrechts) rozwiązałby się podstawowy dylemat dotyczący polityki na rzecz praw człowieka, związany z pytaniem o to, czy stosowanie siły jest właściwą drogą do ustanowienia kosmopolitycznego społeczeństwa obywatelskiego. Habermas stwierdza więc: "Dopiero wtedy, kiedy dla praw człowieka znajdzie się miejsce w demokratycznym ogólnoświatowym porządku w sposób podobny, jak dla praw podstawowych w naszych narodowych konstytucjach, będziemy mogli wyjść z założenia, że adresaci tych praw jednocześnie postrzegają samych siebie jako ich autorów". Habermas przyznaje, że "Serbowie, którzy tańczą na ulicach Belgradu", nie są "jak stwierdził Slavoj Žižek: "ukrytymi Amerykanami, którzy czekają na to, by ich wyzwolić spod jarzma nacjonalizmu". Porządek polityczny, który gwarantuje wszystkim obywatelom takie sama prawa, jest im narzucany siłą". Habermas rozumie wprawdzie ten zarzut, ale jego zdaniem, interweniujące państwa demokratyczne działają paternalistycznie, co jego zdaniem jest uzasadnione z ważnych względów moralnych: "Jednakże kto działa w świadomości nieuniknioności przejściowego paternalizmu, wie także, że władza, którą sprawuje, nie posiada jakości legitymowanego w ramach demokratycznego światowego społeczeństwa obywatelskiego przymusu prawnego". Dylemat koncepcji prawnoczłowieczej sprowadza się więc do stwierdzenia, że zwolennicy kosmopolitycznego porządku prawnego, którzy życzą sobie jego urzeczywistnienia, powinni działać tak, jakby ten porządek już istniał. Zdaniem Habermasa, nie można bowiem dopuścić do tego, by obywateli wielu państw zostawić na pastwę "zbirów". Władza w wielu państwach przerodziła się w terroryzm, co sprawia, że klasyczna wojna domowa zamienia się w masowe zbrodnie. W takich przypadkach sąsiednie państwa demokratyczne muszą mieć możliwość udzielenia ludności tych państw odpowiedniej pomocy. Zdaniem Habermasa, wiele państw "drugiego świata", w tym np. Libia, Irak czy Serbia, przejęło dziedzictwo europejskiego nacjonalizmu, czemu nie można przyglądać się bezczynnie (warto zwrócić uwagę, że Habermas obok Serbii wymienił także Irak i Libię, a więc państwa, które później faktycznie zostały zaatakowane przez Zachód).
 
W ostatnim akapicie tekstu Habermas stwierdza, iż dokonujące się właśnie z użyciem siły "przejście od klasycznej polityki siły (Machtpolitik) do stanu obywateli świata" powinniśmy postrzegać jako proces uczenia się, któremu wspólnie powinniśmy podołać. Przestrzega on przed tym, by samowolne przypisywanie sobie przez NATO prawa do interwencji nie stało się regułą. Jego zdaniem, jedynym środkiem zapobieżenia temu będzie stworzenie określonych mechanizmów prawnych regulujących możliwość przeprowadzania interwencji humanitarnych.
 
Nie sposób w ramach tego tekstu omówić wszystkich zagadnień poruszanych przez Habermasa, jest to temat na osobne opracowanie. Z pewnością należy zatrzymać się na chwilę nad kwestią sporu między "realistami" a "kosmopolitami". Kto ma tu rację, Habermas czy Carl Schmitt? Z jednej strony rację na pewno ma Habermas, twierdząc, że odpowiedzialność za Holokaust ponosi szkoła realistyczna. W końcu Hitler i naziści uznali, że istnienie narodu żydowskiego nie jest zgodne z racją stanu III Rzeszy, i postanowili skutecznie rozwiązać "problem". Na gruncie koncepcji Schmitta, która wyrasta z makiawelizmu i heglizmu, prawo zostało zastąpione przez siłę, której jedynym ograniczeniem są granice skuteczności. Przyjmując taki punkt widzenia sprawę wymordowania kilku milionów Europejczyków przez Niemców należy rozpatrywać wyłącznie w kategoriach rzekomo aksjologicznie neutralnego pojęcia racji stanu. Z drugiej jednak strony rację ma Schmitt, który przestrzega przed równie brutalną "walką ze złem" toczoną pod hasłami obrony praw człowieka i humanizmu. Także i w tej kwestii dysponujemy już bogatym doświadczeniem empirycznym, wystarczy wskazać chociażby na wojnę w Jugosławii, czy też toczący się właśnie konflikt w Syrii.
 
Kluczową kwestią dla problemu interwencji humanitarnych jest wspomniana przez Habermasa sprawa dobrej albo złej natury człowieka. Habermas słusznie wskazuje na to, iż tradycja realistyczna stoi na gruncie poglądu, że człowiek jest dogłębnie zły. Z tego przekonania wynika szerokie przyzwolenie przez realistów na stosowanie przemocy w polityce. Habermas, który porusza się w obrębie oświeceniowo-marksistowskiej tradycji, stoi na gruncie przekonania o tym, że człowiek z natury jest dobry. Zły natomiast jest system, dlatego też należy go zmienić. Habermas rzeczywiście wydaje się wierzyć w to, że po ustanowieniu kosmopolitycznego prawa zło zniknie z tego świata. Wizja zarysowana przez Habermasa jak najbardziej wpisuje się w tradycję myślenia utopijnego. Habermas zdaje się bowiem nie rozumieć, że po legalizacji interwencji humanitarnych mechanizm ten będzie bez skrupułów wykorzystywany przez silniejszych w celu podporządkowywania sobie słabszych. Legalizacja interwencji humanitarnych na pewno zwiększyłaby "atrakcyjność" wprowadzenia do struktur państw obcych czegoś w rodzaju "V kolumny", gdyż stosowanie metody celowego rozsadzania państw od środka należy do podstawowego instrumentarium polityki realnej. Państwa dotknięte takim problemem nie byłyby w stanie bronić się przed swoim "wrogiem wewnętrznym", gdyż szybko mogłyby zostać oskarżone o rażące naruszanie praw człowieka, a przez to byłyby narażone na "interwencję humanitarną". Habermas zdaje się zupełnie nie dostrzegać tego problemu. Co więcej, w kwestii wojny w Jugosławii przypisuje swojemu własnemu rządowi motywację czysto altruistyczno-idealistyczną, nie dostrzegając, że wojna ta służyła zniszczeniu znienawidzonej przez niemieckich realpolityków Serbii, a tym samym, umocnieniu pozycji RFN na Bałkanach. Jednym ze sposobów przeciwdziałania popełnianiu masowych zbrodni byłoby wprowadzenie skutecznych mechanizmów kontroli handlu bronią, jak i "prania brudnych pieniędzy", za które ta broń jest kupowana. Realizacja utopijnej wizji Habermasa przyczyniłaby się jednakże do tego, że przemysł zbrojeniowy jak i międzynarodowa finansjera, zgodnie z właściwą sobie logiką działania, postrzegałyby w takich "interwencjach humanitarnych" atrakcyjne źródło dochodu. Atrakcyjne, gdyż w końcu nie chodziłoby tu o wojnę, tylko interwencje humanitarne, dzięki czemu wspomniane branże mogłyby poprawić własny wizerunek…
 
Problemy wynikające z poglądów Schmitta i Habermasa wynikają z tego, że obydwaj odrzucają klasyczną koncepcję logocentryzmu, zakładającą, że prawdziwy porządek musi znajdować swoje oparcie w Logosie. Koncepcja logocentryczna przyjmuje, że człowiek wprawdzie obarczony jest grzechem pierworodnym, ale mimo wszystko jest zdolny do działania zgodnie z wymogami prawa natury. Koncepcja ta została odrzucona w nowożytności.
 
Cezurą czasową dla koncepcji Schmitta i Habermasa jest porządek wytoczony przez Pokój Westfalski w roku 1648r. Układ międzynarodowy wyłoniony na gruncie Pokoju Westfalskiego został zbudowany na gruzach Christianitas, która opierała się na koncepcji powszechnego prawa natury. Wraz z dokonaniem absolutyzacji suwerenności państwowej został rozpoczęty proces, który musiał doprowadzić do tragedii XX wieku. Polityka na rzecz praw człowieka stanowi dialektyczną negację koncepcji realistycznej, i sama wpisuje się w nowożytną koncepcję państwa totalnego. Na jej gruncie, stworzenie powszechnego stanu prawnego może dokonać się tylko poprzez ustanowienie odpowiednich globalnych struktur (quasi)państwowych. Tylko bowiem "skonstruowanie" ludzkości jako nowego, globalnego suwerena i prawodawcy może zapewnić światu pokój.
 
Tak długo jak nie nastąpi powrót do klasycznej koncepcji prawa natury, będziemy skazani na dialektyczną walkę między tymi dwiema skrajnościami. Na gruncie paradygmatu nowożytnego zakończenie tej walki może nastąpić tylko poprzez syntezę realizmu i kosmopolityzmu w postaci (quasi)państwa światowego, które będzie mogło posunąć się do zastosowania wszelkich środków w celu obrony swojej racji stanu. Przemoc wprawdzie zostanie ujęta w karby koncepcji praw człowieka, jednakże wystarczy, by przeciwnicy takiego (quasi)państwa zostali ucharakteryzowani na wrogów demokracji, praw człowieka i postępu, a ich "neutralizacja" nie będzie stanowiła żadnego problemu. Niestety, w przypadku powstania takich struktur żadna interwencja humanitarna nie będzie już możliwa, gdyż po prostu nie będzie nikogo, kto mógłby interweniować
J

4.09.2013

Neokolonializm w natarciu (4)


Część pierwsza: http://magdalenazietek.blogspot.de/2012/11/neokolonializm-w-natarciu.html  

W ostatniej części artykułu chciałabym postawić pytanie o to, jak Polska powinna bronić się przed kolonizacją własnej pamięci, jak również pamięci europejskiej przez państwo niemieckie. Częściowej odpowiedzi na to pytanie udzieliła już Ewa Thompson w wielokrotnie cytowanym przeze mnie artykule "Postmodernizm, pamięć, logocentryzm"(w: "(Nie)Obecność. Pominięcia i przemilczenia w narracjach XX wieku", red. Hanna Gosk, Bożena Karwowska, Warszawa 2008, s. 37 – 53). Thompson słusznie wskazała w nim, że Polska jest zbyt słaba, żeby przeciwstawić Niemcom swoją własną narrację i nadać jej światowy rozgłos. Wysiłek Polski powinien więc przede wszystkim koncentrować się na podważaniu zasad metodologicznych postmodernistycznej polityki pamięci, której hołdują Niemcy. Przyjrzyjmy się bliżej, co to oznacza w tym konkretnym przypadku, czyli sprawie "Fundacji Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie".