Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Chesterton. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Chesterton. Pokaż wszystkie posty

12.01.2017

Dekoncentracja kapitału jako ekonomiczny warunek pokoju - wystąpienie konferencyjne

 Konferencja "Warunki pokoju w świecie"

Bez wątpienia wojnom sprzyja koncentracja kapitału i zacieśnianie się sojuszu między dużymi przedsiębiorstwami oraz biurokracją państwową. Np. A. Doboszyński wskazywał na to, że państwu łatwiej porozumieć się z kilkoma korporacjami niż z wieloma małymi i średnimi przedsiębiorcami, szczególnie w przypadku konieczności prowadzenia działań wojennych. W swojej „Ekonomii miłosierdzia” pisał on tak: „Skoncentrowany przemysł niezmiernie łatwo przestawić z produkcji pokojowej na produkcję wojenną, zależy to bowiem od decyzji małego zespołu ludzi „miarodajnych”: tam natomiast, gdzie miliony ludzi pracuje na własnych warsztatach, trzeba przekonać większość tych ludzi o konieczności produkcji wojennej, by móc do niej przystąpić. W kraju o własności upowszechnionej przygodny dyktator musi się liczyć z głęboką niechęcią do zbrojeń i wojny, cechującą szarego obywatela; niechęć tę trudniej przełamać u mrowia indywidualnych wytwórców niż u robotników wielkiej fabryki, podatnych na wszelką agitację. Dzieje uczą, że w pokoju kochają się społeczeństwa samorządne, podczas gdy jedynowładcy oraz oligarchie (o scentralizowanej dyspozycji własności) dopatrują się dla siebie korzyści w wywoływaniu wojen”. Wydaje się więc, że jednym z warunków pokoju jest przeciwstawienie się tendencji do wywłaszczania klasy średniej, który odbywa się na naszych oczach. Postulat taki stawiali m.in. niektórzy przedstawiciele narodowej demokracji, jak również dystrybucjoniści, w tym przede wszystkim H. Belloc i G.K. Chesterton.

9.30.2016

Proletariat , który ubiera się u Hugo Bossa

Na pytanie o to, w jakim systemie gospodarczym żyjemy, lewica odpowie, że w kapitalizmie, natomiast zwolennicy wolnego rynku, że w socjalizmie. I kiedy pierwsi walczą z neoliberalizmem, ci drudzy walczą o urzeczywistnienie tegoż liberalizmu. Kto z nich ma rację?
Paradoksalnie rację mają obydwie strony: zwolennicy wolnego rynku twierdząc, że nie ma wolnego rynku, a lewica twierdząc, iż światem rządzą globalne koncerny, które za nic nie są odpowiedzialne. Obydwa twierdzania nie wykluczają się.  W obecnym systemie jest coraz mniej miejsca na wolną przedsiębiorczość realizowaną przez przeciętnego Kowalskiego, na powszechną własność środków produkcji, jednym słowem – na decentralizację gospodarczą. I można się kłócić czy obecny system jest kapitalizmem czy też socjalizmem. Chesterton mawiał, że problemem kapitalizmu jest to, że jest w nim za mało kapitalistów, ale jeśli odpowiednio zdefiniujemy pojęcie kapitalizmu, może się okazać, że sam propagując swój dystrubucjonizm, był w gruncie rzeczy kapitalistą… Nie o nazwy nam tutaj chodzi, lecz o istotę sprawy.
A istota sprawy dotyczy dotyczy kwestii zupełnie jasnej: społecznej dystrybucji własności. Chesterton i jemu podobni walczyli o powszechną dystrybucję własności środków produkcji i nieruchomości, gdyż uważali, że taka własność jest podstawową gwarancją ludzkiej wolności. Socjaliści natomiast zajmowali i zajmują się kwestią dystrybucji dóbr konsumpcyjnych – do tego właśnie sprowadza się idea „sprawiedliwości społecznej”, słusznie zresztą krytykowana przez Hayeka. Jednym słowem, różnica między socjalizmem a koncepcjami propagującymi wolną przedsiębiorczość sprowadza się do tego, którą formą własności uważa się za istotniejszą: własność środków produkcji czy też dóbr konsumpcyjnych? Przypomnijmy, że rozróżnienie na własność środków produkcji oraz własność dóbr konsumpcyjnych należy do zupełnie podstawowych dystynkcji w koncepcji Marxa. Tylko ta pierwsza miała zostać uspołeczniona, prywatna własność tych drugich miała jak najbardziej zostać zachowana.
Socjalizm jest więc kierunkiem, który zakłada likwidację prywatnej własności środków produkcji, a tym samym wolnej przedsiębiorczości. Za wyznacznik sprawiedliwości przyjmuje reguły społecznego podziału dóbr konsumpcyjnych. Ideał udanego czy też spełnionego życia jest wytyczany poprzez możliwości intensywnej konsumpcji.
Kierunki propagujące ideę wolnej przedsiębiorczości kładą natomiast nacisk na rolę prywatnej własności środków produkcji w realizacji ideału ludzkiej wolności. W zależności od konkretnej doktryny, nacisk może być położony na możliwości osiągania zysku, a tym samym zwiększanie własnych możliwości konsumpcji. Istnieją jednakże również i inne koncepcje, które wolną przedsiębiorczość traktują jako element ludzkiej natury, rozumnej i wolnej. Są to koncepcje personalistyczne, odwołujące się do ideału dobrego życia rozumianego jako możliwość życia w zgodzie z własną naturą.
Po tym jak wyjaśniliśmy te podstawowe rozróżnienia, możemy zadać sobie pytanie: w jakim systemie aktualnie żyjemy? Bez wątpienia jest to system znajdujący się gdzieś między socjalizmem a gospodarką wolnorynkową, jednakże coraz bardziej zbliżający się do socjalizmu. Własność środków produkcji jest jeszcze formalnie jak najbardziej prywatna, jednakże procesy koncentracji zmierzają w kierunku wypierania małej własności przez dużą, co sprawia, że „kapitalistów” jest coraz mniej. Proces ten przejawia się jeszcze w inny sposób, a konkretnie w postaci zmiany nastawienia ludzi do ideii wolnej przedsiębiorczości, coraz częściej kojarzonej z koniecznością podejmowania ryzyka, co wydaje się być mniej atrakcyjne niż dobrze płatna praca w administracji albo dużej korporacji. W jednych państwach proces ten jest bardziej zaawansowany, w innych mniej. Np. w Niemczech firmy chętniej zakładają obcokrajowcy, niż rodowici Niemcy, którzy wolą bezpieczny „Arbeitsplatz”. W Polsce jest jeszcze stosunkowo wielu chętnych do prowadzenia samodzielnej działalności gospodarczej. Niestety, wolna przedsiębiorczość jest nam obrzydzana za pomocą różnych przeszkód biurokratycznych czy też kontroli podatkowych.
Proces ewoluowania kapitalizmu w kierunku socjalizmu nie jest procesem spontanicznym i przypadkowym, ale jak najbardziej zamierzonym. Do takich wniosków dojdzie każdy, kto bliżej zajmował się historią europejskiego socjalizmu, a przede wszyskim socjaldemokracji. Szczególną rolę odegrała i ciągle odgrywa tutaj niemiecka socjaldemokracja, która, jak słusznie stwierdził Hayek w „Drodze do zniewolenia”, stanowi od połowy XIX w. światową fortpocztę socjalizmu. Jeden z kluczowych działaczy niemieckiej socjaldemokracji, Fritz Naphtali, napisał bardzo znaczące słowa, że „kapitalizm, zanim zostanie złamany, może zostać nagięty” (der Kapitalismus, bevor er gebrochen wird, auch gebogen werden kann). Jego słowa stanowią credo procesu „naginania” kapitalizmu tak, aby na końcu go definitywnie złamać i zastąpić socjalizmem, co jest na naszych oczach realizowane.
Jeszcze przed wybuchem rewolucji bolszewickiej niemiecka socjaldemokracja była podzielona na tych, którzy dążyli do przeprowadzenia rewolucji oraz na „rewizjonistów”, którzy postanowili realizować  strategię, którą Gramsci nazwał potem „marszem przez instytucje”. Po załamaniu się rewolucji w Niemczech w 1918 r. to ci drudzy stanęli na czele rządu i stali się jedną z najbardziej liczących się frakcji politycznych Republiki Weimarskiej (Róża Luxemburg i Karl Liebknecht zostali zamordowani za milczącą aprobatą przywódców socjaldemokracji). Po skonfrontowaniu się z przebiegiem  rewolucji bolszewickiej część z nich dodatkowo utwierdziła się w swoich przekonaniach o słuszności drogi ewolucyjnej. Rok 1918, a także 1920 – kiedy to Polska powstrzymała bolszewików – zdecydowały o tym, że w Europie Zachodniej socjalizm zaczął być budowany drogą stopniowych reform, a nie w drodze gwałtownej zmiany systemu.
Pierwsza wojna światowa jest tutaj ważna jeszcze z innego powodu. To wtedy państwo zaczęło we wcześniej nigdy nie znany sposób ingerować w sprawy gospodarcze, organizując na potrzeby wojny system, który został ochrzony jako „socjalizm wojenny”. Państwo, które raz uzyskało taką władzę, nigdy się już z nią nie rozstało. W Niemczech proces ten był znacznie bardziej zaawansowany niż w innych państwach. Budziło to nadzieję niemieckich socjalistów na to, że proces budowy socjalizmu zostanie przyśpieszony. Entuzjastycznie na ten temat pisał także wielki przemysłowiec Walter Rathenau, który forsował koncepcję gospodarki uspołecznionej – nawet, jeśli formalnie socjalizmu proweniencji marksowskiej nie popierał. Nadzieję socjalistów budził jeszcze inny proces, a konkretnie postępująca kartelizacja i monopolizacja niemieckiej gospodarki. W przeciwieństwie do np. USA, kartele w Niemczech były legalne. Co więcej, były powszechnie uważane za narzędzie rozwoju gospodarczego, gdyż krępowały „anarchię wolnego rynku”. I wtedy w szeregach niemieckiej socjaldemokracji pojawił się projekt tzw. zorganizowanego kapitalizmu, który miał być stadium przejściowym do budowy socjalizmu.
Autorem tego projektu był Rudolf Hilferding, który wskazywał na wiele podobieństw między formą kapitalizmu, która wtedy w Niemczech się rozwijała, a socjalizmem. Pisał o sztywnym, autorytarnym kapitalizmie, w którym porządek zastąpił wolność, w którym monopol wydaje się być czymś bardziej naturalnym niż wolna konkurencja i któremu brakuje wielu elementów, które w innych państwach są uważane za części składowe kapitalizmu. Taki system uważał za najbardziej odporną na kryzys wersję kapitalizmu, która przede wszystkim charakteryzuje się wysokim stopniem upolitycznienia, co oznacza, że nie tylko zawiera w sobie duży potencjał socjalistyczny, lecz wręcz elementy socjalistyczne i dlatego pozwala na ewolucyjne, trwałe przejście do socjalizmu. Droga do socjalizmu wiedzie więc poprzez postępującą koncentrację, organizację i planowanie.
Ta sama myśl została wyrażone przez innego, równie ważnego działacza niemieckiej socjaldemokracji, wspomnianego już Fritza Naphtali. W swojej programowej pracy pt. „Demokracja gospodarcza” („Wirtschaftsdemokratie”, książka dostępna jest w języku niemieckim na stronie www.archive.org)  forsował koncepcję tytułowej demokracji gospodarczej, która sprowadzała się do socjalizacji środków produkcji, po to, by mogły być zarządzane w sposób demokratyczny przez proletariat. Indywidualna własność środków produkcji miała więc zostać zniesiona jako sprzeczna z ideałem prawdziwej demokracji. Droga do realizacji tego celu przypominała ideę „zorganizowanego kapitalizmu”, którą opisał Hilferding, a więc wiodła ona poprzez monopolizację gospodarki i powolne wypieranie wolnej, drobnej przedsiębiorczości. Zgodnie ze wspomnianą już dewizą, że kapitalizm można nagiąć, zanim się go złamie… Jak miało konketnie wyglądać takie powolne łamanie wolnej przedsiębiorczości? Poprzez popieranie praw „proletariackich”, tak żeby ambicje proletariatu zredukować do spraw związanych ze stosunkiem pracy albo roszczeń wobec państwa. Miało to odwrócić uwagę proletariatu od korzyści związanych z posiadaniem środków produkcji na własność.  Naphtali agitował więc, aby proletariat walczył o swoje prawo do współdecydowania w przedsiębiorstwach (Mitbestimmungsrecht),  do zawierania umów zbiorowych (Tarifverträge) i do rozbudowy ubezpieczeń społecznych. Propagował także ideę upaństwowienia wielu gałęzi przemysłu, tak by lepiej służyły proletariatowi. Związki zawodowe miały suksesywnie ograniczać, a na końcu zniszczyć, wolność rynków pracy, która rzekomo dla pracowników oznaczała najgorszą niewolę. Proces niszczenia tej wolności miał więc następować poprzez zorganizowaną współpracę robotników, zgodnie z hasłem: „poprzez demokratyzację gospodarki do socjalizmu!” Jednym słowem: proletariusz miał na zawsze pozostać proletariuszem, ale posiadającym pewne prawa zagwarantowane mu przez aparat państwowy.
Program nakreślony przez Naphtaliego był wcielany w życie w powojennych Niemczech. Rzeczywiście pracownikom dużych firm przyznano prawo do udziału w zarządzaniu przedsiębiorstwem (Mitbestimmungrecht), stworzono rozbudowany system układów zbiorowych – wynagrodzenie większości niemieckich pracowników jest uregulowane nie w indywidualnych umowach, ale w takich właśnie układach – w końcu rozbudowano system ubezpieczeń społecznych. Proces ten przebiegał równolegle z odbudową struktur niemieckiego „zorganizowanego kapitalizmu”, czyli m.in. centralizacji gospodarczej. I tak np. wydzielony z IG Farben BASF szybko znowu stał się największym koncernem chemicznym świata. Na marginesie warto wspomnieć, że sam Naphtali po emigracji z Niemiec kierował izraelskim robotniczym bankiem Hapoalim, ściśle powiązanym ze związkami zawodowymi, a jako wielokrotny minister w Izraelu, propagował m.in. ideę budowy kibuców.
Wysiłki na rzecz wzmacniania praw proletariatu w Niemczech przyniosły swojej rezultaty. Współczesne Niemcy nie są narodem drobnych przedsiębiorców, Niemcy chętnie pracują  dla np. wspomnianego już BASF, ciesząc się z licznych przywilejów pracowniczych, zapewniających im poczucie bezpieczeństwa socjalnego. Wielki kapitał potrzebuje proletariatu jako rąk do pracy a „demokratyzacja gospodarki” mu to gwarantuje. Na marginesie warto też dodać, że Niemcy są państwem z jednym z najniższych w Europie udziałem procentowym mieszkańców posiadających nieruchomości.
Po wywalczeniu praw „proletariackich” proces budowy socjalizmu nie został jednakże jeszcze zakończony. A ponieważ hasła pracownicze wyczerpały się, trzeba było znaleźć nowe. I tutaj pojawili się konsumenci. Ojcem nowej ideologii, ideologii konsumeryzmu, został jeden z przedstawicieli Szkoły Frankfurckiej, Herbert Marcuse, autor pracy „Człowiek jednowymiarowy”. Praca ta stanowi krytykę kapitalizmu nowego rodzaju. Produkcja kapitalistyczna przedstawiana jest jako narzędzie alienacji i zniewolenia człowieka. Droga do wolności miała wieść przez obalenie kapitalizmu tak, by produkcja nie służyła pomnażaniu kapitału, lecz zaspokajaniu autentycznych potrzeb człowieka. Jak jednak zdefiniować takie autentyczne potrzeby, tego Marcuse powiedzieć nie potrafił. Rewolucja 1968 była inspirowana głównie tymi właśnie ideami. Pierwotny radykalizm tej fali rewolucji szybko oklapł, budowa socjalizmu przeszła więc do stadium ewolucyjnego. Pojawiło się coraz więcej rzeczników ochrony konsumenta, którzy żądali, aby państwo chroniło konsumentów przed wyzyskiem ze strony „złych” przedsiębiorców. Ustawodawstwo konsumeckie zaczęło coraz bardziej ingerować w rynek, w międzyczasie rozrosło się do gigantycznych rozmiarów – przedsiębiorcy nie są już w stanie go ogarnąć, a przede wszystkim ci mali. Na szczeblu Unii Europejskiej proces ten nabrał rozpędu w czasie, gdy przez trzy kadencje na czele Komisji Europejskiej stał socjalista Jacques Delors. Co ciekawe, oficjalną doktryną, którą realizował, była budowa Wspólnot Europejskich jako espace organisé (przestrzeń zorganizowana). W dziedzinie ochrony konsumenta do najważniejszych jego współpracowników należeli eurobiurokrata Ludwig Krämer i niemiecki profesof prawa Norbert Reich (który swoją habilitację poświęcił socjalistycznym koncepcjom prawa cywilnego, które też stały się podstawą rozwiniętej przez niego koncepcji prawa ochrony konsumenta).
Zgodnie z ideologią konsumeryzmu obywatel ma być w pierwszym rzędzie konsumentem, czyli „świętą krową”, która nie musi brać za nic odpowiedzialności, bo państwo nad nim czuwa. Idea „niezakłóconej konsumpcji” stała się podstawą wielu niemieckich prawniczych naukowych rozpraw z zakresu ochrony konsumenta…  A jeśli przyjrzymy się, do czego sprowadza się ochrona konsumenta, to nie trudno dostrzec, że jest to często tylko pusta fasada – konsumentowi tylko wydaje się, że jest chroniony. Podobnie wygląda sprawa ochrony środowiska, a ostatnio także klimatu. Zakazuje się produkcji tradycyjnych żarówek, forsując produkcję energooszczędnych żarówek zawierających rtęć po tym, jak najpierw zabroniono używania termometrów rtęciowych…
Kapitalizm jest więc coraz bardziej „naginany” a wolna przedsiębiorczość jest wypierana wspólnymi siłami dużego kapitału i państwa. Czy kiedyś wkroczymy w etap pełnego socjalizmu, który zakłada nacjonalizację tych dużych? Na dzień dzisiejszy wydaje się być to wątpliwe. Wydaje się, że raczej będziemy tkwić w systemie opierającym  się na sojuszu biurokratów i dużego kapitału, utwierdzanym ideologicznie przez intelektualistów i działaczy społecznych walczących oczywiście o sprawiedliwość społeczną. A jednocześnie utrzymywanych przez duży kapitał. Czy twarzą tego układu stanie się kolejny były przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso, tym razem portugalski socjaldemokrata, który 20 miesięcy po ustąpieniu ze stanowiska szefa KE przyjął posadę doradcy w Goldman Sachs? Mianowano go tam również zewnętrznym dyrektorem działu biznesu międzynarodowego. A jak donosi prasa,  już będąc szefem Komisji Europejskiej kontaktował się z władzami banku Goldman Sachs, swojego obecnego pracodawcy.
Należy postawić pytanie o to jaką mamy alternatywę? Liberalizm klasyczny opierał się na dość darwinowsko pojętej zasadzie konkurencji i lekceważył problem koncentracji rynkowej i wypierania małych przez dużych. Taki projekt budził i budzi uzasadniony sprzeciw, bo nie bardzo wiadomo, w czym miałby być lepszy od projektów socjalistycznych czy też zorganizowanego kapitalizmu. W tych ostatnich proletariusz przynajmniej ma jakieś prawa. Należy więc sięgnąć do tych koncepcji, które autentycznie chcą promować wolną przedsiębiorczość i powszechną dystrybucję własności środków produkcji, jak np. dystrybucjonizm, koncepcje niektórych niemieckich ordoliberałów czy też przedstawicieli polskich przedwojennych środowisk narodowych. Chesterton, Belloc, Eucken, Röpke czy też Doboszyński marzyli o społeczeństwie wolnych ludzi, które zastąpi społeczeństwo sproletaryzowane. Kilkadziesiąt lat później sytuacja jest, niestety, taka sama, tylko współczesny proletariat chodzi w wyprasowanych koszulach i krawatach. Bo proletariuszem jest każdy, kto nie posiada własności środków produkcji. I nie zmieni tego faktu to, że się posiada wiele drogich dóbr konsumpcyjnych. Nawet, jeśli są to garnitury od Hugo Bossa.

4.19.2016

Gramy w różnych ligach. W odpowiedzi Mariuszowi Matuszewskiemu

Jest mi to zupełnie obojętne, czy moja wizja celów działania zostanie uznana za konserwatywną czy nie. Ale ponieważ angażuję swój czas w propagowanie określonej idei ładu społecznego, nie jest mi obojętne to, czy wizja ta jest prawidłowo rozumiana czy nie. Stąd też polemikę z kolegą Matuszewskim traktuję jako dobrą okazję do pokazania, o co walczę ja, a o co walczy mój Oponent. 

http://konserwatyzm.pl/artykul/13630/gramy-w-roznych-ligach-w-odpowiedzi-mariuszowi-matuszewskiem

3.24.2014

Bogumił Grott: „Dylematy polskiego nacjonalizmu. Powrót do tradycji czy przebudowa narodowego ducha”

Cybernetyka społeczna posługuje się rozróżnieniem na stereotypy i pojęcia, które definiuje w następujący sposób. Stereotyp to wspólne dla określonej grupy społecznej skojarzenia uproszczonej normy poznawczej z decyzyjną (tzn. gotowością do działania lub działaniem), wywołane bodźcem w postaci słowa-nazwy. Natomiast pojęcia to skojarzenia (normy) czysto poznawcze wywołane bodźcem w postaci słowa-nazwy. To samo słowo-nazwa może raz występować w roli stereotypu, a raz w roli pojęcia — w zależności jakie skojarzenia wywołuje (J. Kossecki, Elementy nowoczesnej wiedzy o sterowaniu ludźmi, s. 200). Niewątpliwie słowem-nazwą, które występuje w obu tych funkcjach, jest „nacjonalizm”. Niestety, obie funkcje często nie są rozróżniane, co skutkuje wprowadzeniem do wielu prac naukowych, które zajmują się zagadnieniem nacjonalizmu, elementów ideologicznych. W tendencję tę natomiast w żadnym stopniu nie wpisuje się najnowsza książka profesora Bogumiła Grotta pt. „Dylematy polskiego nacjonalizmu. Powrót do tradycji czy przebudowa narodowego ducha”.
Zalet ukazania się tej pracy jest wiele. Na płaszczyźnie naukowej opracowanie prof. Grotta stanowi systematyczne przedstawienie poglądów polskich nacjonalistów z okresu od 1926 do 1949 r., a przez to pełni rolę porządkującą materię, która obrosła wielu ideologicznymi mitami. Na płaszczyźnie walki światopoglądowej wyniki analizy przeprowadzonej przez autora mogą być używane w celu rozbrajania stereotypu nacjonalizmu, który jest jednym z najważniejszych stereotypów funkcjonujących w obecnej przestrzeni publicznej. Jest jeszcze jeden równie ważny aspekt tej pracy — nie ma ona charakteru wyłącznie opisowego, gdyż autor przedstawiając poglądy polskich nacjonalistów stawia pytania o ich ocenę, a tym samym aktualność — praca stanowi więc zaproszenie do dyskusji na temat możliwego kształtu także współczesnej formacji narodowej.
Jak już zostało wspomniane, książka koncentruje się na polskim nacjonalizmie z okresu od 1926 do 1949 r., a więc od czasu utworzenia Obozu Wielkiej Polski aż do śmierci jednego z jego najważniejszych przedstawicieli, Adama Doboszyńskiego. Przedstawienie poglądów polskich nacjonalistów poprzedzone jest omówieniem najważniejszych nacjonalizmów europejskich, a więc przede wszystkim niemieckiego rasizmu, ukraińskiego darwinizmu społecznego, włoskiego faszyzmu, Akcji Francuskiej, karlizmu i salaryzmu. Przedstawienie kontekstu europejskiego służyło zobrazowaniu przyjętego przez autora założenia, iż nie należy mówić o jednym nacjonalizmie, gdyż różnice pomiędzy nacjonalizmami wykształconymi w różnych państwach są tak znaczne, że nie można stawiać między nimi znaku równości. Ponadto autor chciał wyraźnie zaznaczyć, że pojęcia nacjonalizmu nie należy utożsamiać wyłącznie z rasizmem i szowinizmem, gdyż taka definicja jest trafna w przypadku np. nacjonalizmu niemieckiego, ale zupełnie nieadekwatna w przypadku np. nacjonalizmu polskiego. Autor krytykuje więc manierę wielu naukowców, którzy nie znając specyfiki Europy Środkowo-Wschodniej posługują się zachodnimi schematami interpretacyjnymi, zawężającymi pojęcie nacjonalizmu do ideologii radykalnej i rasistowskiej. Należy także wspomnieć o tym, iż autor obszerniej przedstawił nacjonalizm niemiecki, gdyż jego rozwój był największym źródłem zagrożenia dla narodu polskiego, a to siłą rzeczy zmuszało przedstawicieli polskich elit do postawienia pytania o skuteczne zabezpieczenie interesów polskiego narodu, co znowu wpływało na kształt polskiego nacjonalizmu.
W części wprowadzającej autor wskazuje na kilka podstawowych różnic leżących u podstaw poszczególnych prądów nacjonalistycznych. Prof. Grott wskazuje między innymi na to, iż nacjonalizm rasistowski zastąpił dualizm dobra i zła dualizmem siły i słabości. Takiego stanowiska natomiast nie znajdziemy w tych prądach nacjonalizmu, które odwołują się do etyki katolickiej. Autor wskazuje także na rozróżnienie między tymi prądami nacjonalizmu, które dążyły do stworzenia nowego człowieka i nowej kultury, co było charakterystyczne np. dla faszyzmu, a nacjonalizmami tradycjonalistycznymi, które sprzeciwiały się planom takiej totalnej przebudowy społeczeństwa. Co jest wspólne wszystkim prądom nacjonalistycznymi, to antyliberalizm, czyli krytyka poglądu traktującego społeczeństwo jako sumę wolnych atomów, które względem własnej wspólnoty politycznej posiadają coraz więcej praw, a coraz mniej obowiązków. Jednakże uzasadnienie takiej krytyki, jak również postulaty z niej wynikające, są w poszczególnych prądach nacjonalizmu zupełnie odmienne, stąd zdaniem autora, nie mogą być wrzucane do jednego worka np. z narodowym socjalizmem.
Przedstawiając polski nacjonalizm autor przyjął podział na nacjonalizm tradycjonalistyczny i modernizacyjny, w którym to wyraża się zawarty w tytule książki dylemat polskiego nacjonalizmu. W omawianym przez autora okresie pierwszy nurt, czyli endecja, rozwijany był w ścisłym związku z religią katolicką i znajdował się pod dużym wpływem tradycjonalistycznej krytyki nowożytnego świata. Drugi nurt to antykatolicka i pro-modernizacyjna Zadruga. Jak stwierdza autor: „Dorobek obydwu nurtów ideologicznych jest […] doskonałym dowodem na to, iż nacjonalizmy mogą być diametralnie różne od siebie i bazować na zupełnie innych wartościach, o czym bardzo często się nie mówi”. Ze względu na jej dominujący wpływ, omówieniu dorobku endecji poświęcona jest większa część książki. Swoją analizę autor rozpoczyna od przedstawienia głównych zrębów światopoglądu narodowej demokracji z okresu ukształtowania się Obozu Wielkiej Polski. Następnie przechodzi do omówienia obydwu nurtów Obozu Narodowo-Radykalnego, które odłączyły się od Stronnictwa Narodowego. Autor omawia także koncepcje wypracowywane przez przedstawicieli wszystkich tych środowisk w czasie II wojny światowej. W książce nie zabrakło także skrótowego przedstawienia poglądów polskich faszystów, których zasięg oddziaływania był jednakże marginalny.
Autor poświęca sporo uwagi definicjom narodu wypracowanym przez przedstawicieli endecji. Wskazuje na nieobecność wśród nich definicji odwołujących się do kryterium rasowej przynależności. Większość z nich natomiast traktuje naród jako „duchową jedność przeszłych, obecnych i przyszłych pokoleń, spojonych wspólną historią, najczęściej wspólnym językiem i kulturą oraz świadomością wielkiej wagi tak rozumianego dla nich wspólnego mianownika”. Koncepcję państwa narodowego endecy przeciwstawiali koncepcji państwa liberalnego, którego członkowie troszczą się wyłącznie o swoje aktualne interesy, natomiast nie czują się odpowiedzialni za „sprawy dziejowe narodu”. W przypadku państwa narodowego przedmiot troski nie pokrywa się więc z sumą obywateli i ich aktualnych problemów, jak to ma miejsce w państwie demoliberalnym. Autor podkreśla, że tak pojmowana koncepcja narodu nie kłóci się z koncepcją uniwersalizmu, uniwersalizm ten jest jednak inaczej pojmowany, niż w przypadku liberalizmu. Jak pisze jedna z przywoływanych przez prof. Grotta publicystka zajmująca się problematyką narodu: „Kultura narodowa […] posiadając własne znamienne cechy, spoczywać jednak może na podłożu kultury szerszej; tak np. kultury odrębne narodów europejskich wyrastają na podłożu katolickim i grecko–rzymskim”. Jednej, wspólnej definicji narodu środowisko endeckie nie wypracowało; niektórzy publicyści bardziej podkreślali obiektywny fakt przynależności do określonej kultury, inni natomiast subiektywny moment wyboru takiej przynależności. Najczęściej naród pojmowany był jako poszerzona rodzina, związek wyrosły na bazie tradycji historycznej i kultury, a nie traktowany jako wspólnota pochodzenia biologicznego. Jak podkreśla prof. Grott, żadna z endeckich koncepcji narodu nie zawierała planów przebudowy polskiego charakteru narodowego czy wychowania „nowego człowieka”: „Tradycjonalizm tej formacji ideowo–politycznej nakazywał raczej czerpać z przeszłości i wystrzegać się wszelkich rewolucyjnych zmian. Strzegł on też przed szowinizmem.”
Jednym z naczelnych haseł wśród kręgów obozu narodowego stał się postulat walki z „wiekiem XIX”, który postrzegany był jako ucieleśnienie formacji ideologicznej, której wyrazem był liberalizm, a także socjalizm. Krytyka ta odbywała się jednakże — w przeciwieństwie do faszyzmu czy też rasizmu — z punktu widzenia światopoglądu personalistycznego. Jak wskazuje prof. Grott, z czasem podstawą doktryny narodowej demokracji stała się filozofia św. Tomasza z Akwinu, a punktem odniesienia chrześcijańskie średniowiecze. Nacjonalizm tradycjonalistyczny najpełniej został rozwinięty w pismach Doboszyńskiego, którego ideałem był średniowieczny porządek społeczny, wraz z korporacjonizmem, zdecentralizowanym państwem i zdekoncentrowaną gospodarką. Tradycjonalizm Doboszyńskiego wyrażał się miedzy innymi w krytycznym podejściu do procesów industrializacji, których skutkiem była proletaryzacja społeczeństwa i narastanie w nim postaw materialistycznych. Doboszyński, podobnie jak większość endeków, krytykował zdominowanie polskiej gospodarki przez międzynarodowy kapitał. Odwołując się do katolickiej nauki społecznej endecy podkreślali społeczną rolę własności, w tym przede wszystkim rodzinnej. Ich ideałem były małe warsztaty rzemieślnicze, które miały zastąpić wielkie fabryki, a tym samym zatrzymać procesy wspomnianej proletaryzacji społeczeństwa. Wpływ na kształtowanie się tradycjonalistycznego światopoglądu endecji miały także pisma Bierdiajewa, a szczególnie jego krytyka techniki i postulaty powrotu do „form prostszych”. Personalizm był podstawą zarówno światopoglądu SN, ONR-ABC i ONR-Falangi, jednakże w przypadku tego ostatniego ugrupowania był on osłabiony przez program podkreślający rolę silnego państwa.
Prof. Grott szczegółowo omawia propozycje ustrojowe wysuwane przez poszczególnych przedstawicieli katolickiego nacjonalizmu, a także omawia ich stosunek do kwestii mniejszości narodowych. Nie wchodząc głębiej w te zagadnienia stwierdzić można, że dominowały w nich propozycje asymilacji przedstawicieli niektórych mniejszości narodowych oraz wydalenia ludności żydowskiej.
W dalszej części opracowania autor przedstawia poglądy poszczególnych ugrupowań ukształtowane pod wpływem okupacji, pokazując, że nie zaszły w nich większe zmiany światopoglądowe, natomiast można mówić o przesunięciu pewnych akcentów. Prof. Grott zatrzymuje się nad toczoną wśród endeków dyskusją na temat przyczyn klęski Polski w 1939 r., a także na planach urządzenia państwa polskiego i Europy po zakończeniu wojny. Przykładowo autor przytacza popularny w tym środowisku pogląd, iż jedną z przyczyn klęski Polski była długość polsko-niemieckiej granicy, stąd postulowano skrócenie jej po wojnie z 1900 do 369 km. Skrócenie takie miałoby się dokonać poprzez ustanowienie jej na Odrze. Autor przedstawia także opracowane przez kilku przedstawicieli endecji idee reslawizacji Niemiec Wschodnich, jak również konkretne inicjatywy podjęte w celu wspierania politycznej niezależności Serbołużyczan. Żywo dyskutowanym zagadnieniem była kwestia nowej konsolidacji Europy Środkowo-Wschodniej, dzięki której po wojnie miano definitywnie uniemożliwić realizację niemieckiej koncepcji mitteleuropy, a także odeprzeć zagrożenie ze strony Rosji. W takiej konsolidacji Polsce miałaby przypadać rola przywódcza — jak wskazuje prof. Grott, koncepcje te nabierały coraz większego rozmachu, by w końcu przybrać postać koncepcji Polski Trzech Mórz oraz Imperium Narodu Polskiego.
Autor polemizuje dalej z tezą, iż rzekomo w czasie wojny endecja ulegała „faszyzacji”. Jego zdaniem endecja nadal utrzymywała się na pozycjach tradycjonalistycznych, popierając m.in. ideę politycznej decentralizacji. Jej myśl gospodarcza nadal nacechowana była silnym antykapitalizmem i antyindustrializmem, które w przeciwieństwie do światopoglądu lewicowego, wyrastały z katolickiego korporacjonizmu. Z tym ostatnim powiązane były poglądy historiozoficzne reprezentowane w tym środowisku, czyli wiara „w bliskość zwycięstwa »spirytualizmu« nad »materializmem«”. Jak pisze autor referując podzielaną przez wielu endeków interpretację współczesnych im wydarzeń: „wojnę prowadzą jedynie siły materialistyczno–naturalistyczne: hitleryzm, bolszewizm i kapitalizm. Gdy siły te, w wyniku przerażających ogromem i ofiarami zmagań, zostaną stłamszone, do głosu dojdą już czynniki nowe — dojrzewające i wzrastające w siły, prądy idealistyczne. Ich powstanie i przyszłe zwycięstwo odczuwano już przed obecną wojną, pisząc o »nowym średniowieczu«”. I dalej „Drugą wojnę światową publicyści endeccy często traktowali jako wojnę o charakterze sakralnym, a nie jedno ze starć o nowe granice czy strefy wpływów albo źródła surowców. Wojna ta miała być według takich poglądów haraczem płaconym przez Europę za odejście od ideałów katolickich. Starano się też interpretować jej głębszy sens jako walki dwóch światów: chrześcijańskiego i pogańskiego. Miała być ostatnim zrywem świata materialistycznego oraz początkiem nowego ładu — powrotu do średniowiecza i dominacji zasad chrześcijańskich w życiu społeczeństw oraz odrodzenia religijnego”. Przyjmując taki punkt widzenia zwolennicy tego poglądu uzasadniali polskie męczeństwo potrzebą realizacji misji dziejowej Polski.
Prof. Grott zajmuje się także kwestią stosunku polskich nacjonalistów katolickich do sprawy eksterminacji Żydów przez Niemców. Autor przypomina, iż żaden oficjalny nurt w kulturze i ideologii polskiej nie zawierał postulatów eksterminacji Żydów, gdyż takie „rozwiązanie po prostu nie mieściło się w jej ramach. Natomiast Niemcy wytworzyli cały szereg idei, będących wykwitem ich kultury, które prowadziły właśnie do takich »rozwiązań«, jakie znamy z przeszłości, a przynajmniej je ułatwiały. […] Generalizując możemy powiedzieć śmiało, iż oficjalna kultura polska, reprezentowana przez warstwy przewodnie, była kulturą humanistyczną, niezależnie od słów krytyki, które można by i pod jej adresem skierować. Natomiast oficjalna kultura niemiecka zawierała wiele pierwiastków prowadzących na zupełne manowce. […] Warto pamiętać, że w latach trzydziestych ubiegłego wieku mawiało się nawet o »wychodzeniu Niemiec z Europy«”. Prof. Grott podkreśla, że wielu przedstawicieli środowisk narodowych udzielało w czasie wojny pomocy Żydom. Jednakże neguje dość często pojawiające się twierdzenie, iż było to wynikiem zmiany ich światopoglądu, która rzekomo miała się dokonać pod wpływem tamtych dramatycznych wydarzeń. Zdaniem prof. Grotta taka postawa przyjęta w stosunku do konkretnych osób wynikała z zasad etyki katolickiej; natomiast na płaszczyźnie ideologiczno-politycznej ich krytyczny stosunek do możliwości integracji społeczności żydowskiej ze strukturami polskiego państwa narodowego pozostał niezmieniony.
Przechodząc do podsumowania tej zasadniczej części pracy należy stwierdzić, że autor utożsamia się z personalizmem, leżącym u podstaw światopoglądu narodowej endecji. Krytycznie odnosi się jednak do jego tradycjonalistycznego oblicza: „Nad myślą gospodarczą całego obozu narodowego ciążył dogmat, który można nazwać antyproletaryzmem i wchodził on, rzec by można, w ostry konflikt z potrzebą budowy autentycznie silnej i wielkiej Polski, co ściśle łączyło się z jej industrializacją i tym samym liczebnym rozwojem klasy robotniczej.” Prof. Grott zwraca uwagę na to, że przede wszystkim w obliczu katastrofalnego dla Polski przebiegu obydwu okupacji, endecja powinna była dokonać pewnych przewartościowań w obrębie własnego światopoglądu, co jednak nie miało miejsca. Dlatego też stwierdza krytycznie: „Dekoncentracja przemysłu, korporacjonizm, uwłaszczenie, to były środki, przy pomocy których Doboszyński starał się zapewnić realizację w życiu praktycznym zasad światopoglądu wyznawanego przez siebie. Mamy tu więc do czynienia z prymatem światopoglądu nad wymogami bezpieczeństwa narodowego, które ze względu na bardzo trudną sytuację geopolityczną Polski wymagało przyśpieszonego rozwoju, a przede wszystkim rozbudowy industrialnej.”
Przechodząc do omówienia dorobku Zadrugi autor wskazuje na komplementarność modernistycznego i tradycjonalistycznego nurtu polskiego nacjonalizmu, która polegała na odwrotności i wzajemnym wykluczaniu się obydwu tych nurtów. Podczas gdy endecy postulowali utworzenie Katolickiego Państwa Narodu Polskiego, i Polsce — ze względu na powiązaną z polskością katolickość — przypisywali misję dziejową przeprowadzenia innych narodów do „nowego średniowiecza”, Zadruga właśnie w katolicyzmie upatrywała głównej przyczyny polskiego zacofania. Ruch zadrużny stanowił więc reakcję neopogańską na hasła głoszone przez polskich nacjonalistów katolickich.
Twórca Zadrugi —Stachniuk — przejął od Maxa Webera tezę o protestantyzmie jako źródle duchu kapitalizmu, a tym samym czynniku postępowym. Stąd wywodził się jego pogląd o katolicyzmie, jako religii odpowiedzialnej za cywilizacyjne zacofanie społeczeństwa polskiego. Jego krytyka kierowana pod adresem katolicyzmu była krytyką totalną — postulowana przez niego przebudowa ducha polskiego miała nastąpić poprzez zupełne zniszczenie katolicyzmu. Dzięki temu, społeczeństwo polskie miało wreszcie zostać wprzęgnięte w proces modernizacyjny. Prof. Grott wskazuje na podobieństwa między poglądami Stachniuka i Brzozowskiego: „Jak wiemy, z obydwiema tymi postaciami kojarzy się pojęcie nacjonalizmu. […] Tak u Brzozowskiego, jak i u Stachniuka, mimo różnicy epok, w których działali, dominowało przeświadczenie, że naród polski jest zagrożony w swoim bycie. Zagrożenie to dotyczyło naporu ze strony innych narodów czy państw. Obydwaj mieli też mocne poczucie, że powodzenie w zmaganiach z innym narodem jest ściśle uzależnione od powodzenia w walce z przyrodą, które równa się niemal całkowicie pomyślności gospodarczej, a w konsekwencji co najmniej równo­rzędności technicznej i militarnej w stosunku do nieprzyjaciół. Taka współzależność powinna więc wyznaczać zasób wartości, którymi miałby się kierować naród, aby realizować swoje cele, tj. utrzymać się na powierzchni życia.” Stąd też obydwaj szukali sposobu na podniesienie poziomu gospodarczego narodu polskiego, a w swoich próbach przeciwdziałania jego niedorozwojowi byli wrogami tradycji.
Prof. Grott w swojej pracy dobitnie pokazuje dylemat, przed którym stał i ciągle stoi polski nacjonalizm. Z jednej strony nacjonalizm katolicki przypisywał Polsce dziejową misję prowadzenia walki z materializmem, niszczącym duchową tkankę Europy. Katolickie Państwo Narodu Polskiego miało być ponadto liderem w naszym regionie Europy, a więc ośrodkiem przyciągającym narody ościenne. Z drugiej jednak strony ten nurt polskiego nacjonalizmu ignorował procesy zachodzące w państwach ościennych, które właśnie na skutek industrializacji dysponowały materialną przewagą, umożliwiającą im — jak pokazała historia — unicestwienie państwa polskiego, a tym samym definitywnie uniemożliwienie mu realizacji jego rzekomego posłannictwa (nie wspominając o roli leadera regionu). Na potrzebę modernizacji Polski wskazywał natomiast neopogański nurt polskiego nacjonalizmu. Jak to już zostało wspomniane, autor utożsamia się ze światopoglądem personalistycznym, zadaje sobie jednak pytanie o możliwość skutecznej obrony tego światopoglądu w świecie, który od niego już dawno odszedł. Co więcej, polskim nacjonalistom katolickim stawia zarzut, iż poprzez nieumiejętność skutecznego zabezpieczenia interesów narodu polskiego sami stali się wręcz współodpowiedzialni za zło popełnione na nim przez jego wrogów: „Wypadki bowiem pokazały aż nadto dobitnie, że poszanowanie osoby ludzkiej w doktrynach i głoszonych szeroko hasłach nie uchroniło jej przed staniem się ofiarą zbrodni popełnianych przez innych, którzy zdołali stworzyć wielkie potencjały. Niezdolność do stawienia im skutecznego oporu była równoznaczna z dopuszczeniem do podeptania wszelkich możliwych norm etycznych i wywołaniem morza cierpień. Ktoś powiedział, że słabość bywa czasem niemoralna! Przykład Polski wskazuje na słuszność tej maksymy!”.
Pytanie, które czytelnikowi zadaje autor książki dotyczy więc tego, czy element modernizacyjny i katolicko-personalistyczny rzeczywiście muszą się wykluczać, jak twierdzili zarówno endecy, jak i zadrużanie? Czy rzeczywiście jesteśmy skazani na wybór między skazanym na wymarcie katolickim skansenem a nowoczesnym neopogaństwem z jego materialistycznym światopoglądem? Na szczęście znajdujemy się w sytuacji, kiedy postawienie takiego pytania jest jeszcze możliwe. Jeśli jednak nie podejmiemy dyskusji na ten ważki temat, do której zaprasza nas prof. Grott w swojej najnowszej książce, „duch historii” podejmie tę decyzję za nas. Myślę, że w wiadomym kierunku.
Przekładając kwestie poruszane przez autora w omawianej pracy na aktualną sytuację polskiej formacji narodowej, na zakończenie należy stwierdzić, że Polacy reprezentujący światopogląd katolicko-narodowy muszą zdawać sobie sprawę z tego, że nie bez własnej winy dały sobie przyczepić łatkę „moherów” czy też „kiboli”. Naprzeciwko nich stoi bowiem UE, która jest główną siłą modernizującą społeczeństwo polskie, i to na jego własne życzenie. Zdecydowana większość społeczeństwa polskiego łaknie dołączenia do narodów nowoczesnych, i chce żyć tak, jak żyją Niemcy czy Anglicy. Do poświęcania się dla odnowy moralnej całej ludzkości natomiast się nie garnie. Siły katolicko-narodowe odzyskają więc wpływ na naród polski tylko pod warunkiem, że zaproponują mu koncepcję atrakcyjniejszą niż tę, którą prezentuje Bruksela. Oby książka profesora Grotta stała się dla nich impulsem do stworzenia takiej właśnie koncepcji. 


2.17.2014

Będziecie jako bogowie czyli o kapitalizmie raz jeszcze (w odpowiedzi Kamilowi Kisielowi)

"Moje twierdzenie, że kapitalizm nie jest do pogodzenia z konserwatyzmem wynika z mojej oceny istoty nowożytnej modernizacji, która doskonale została opisana przez Hegla. Zgadzam się z nim, że procesy modernizacyjne przebiegają według reguł dialektyki i mają charakter deterministyczny. Przede wszystkim, zgadzam się z jego oceną, że człowiek nie jest ich podmiotem, tylko przedmiotem, (czy wręcz produktem – używając języka lewicy heglowskiej). Zanim przejdę do wyjaśnienia tych twierdzeń, muszę krótko wyjaśnić, czym jest dla mnie konserwatyzm. W moim ujęciu konserwatyzm stoi na gruncie personalistycznej koncepcji człowieka, która zakłada, że człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga, czyli został obdarzony wolną wolą i rozumem. Ponadto koncepcja ta zakłada, że prawdziwy rozwój człowieka jest możliwy tylko w oparciu o prawo natury, które człowiek jest w stanie poznać swoim rozumem. Koncepcja ta kłóci się więc z każdym determinizmem, jak również utylitaryzmem, które należą do istoty nowożytnych procesów modernizacyjnych."




1.23.2014

Assises de la Justice: Dwa modele integracji europejskiej


W dniach 21-22 listopada w Brukseli odbyła się konferencja z cyklu „Assises de la Justice” pt. „Budowanie zaufania do systemów wymiaru sprawiedliwości w Europie: kształtując przyszłą politykę UE w dziedzinie sprawiedliwości”. Organizatorem imprezy była Komisja Europejska. Punktem wyjścia do dyskusji był pakiet pięciu dokumentów konsultacyjnych przedstawiony przez Komisję, który obejmował prawo cywilne, karne i administracyjne, a także zasadę praworządności i prawa podstawowe w UE. Dokumenty te przedstawiały idee i pytania dotyczące możliwych działań w obszarze unijnej polityki w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości w najbliższych latach. Celem dyskusji było wzmocnienie podwalin, na których opiera się Unia Europejska, i dokończenie tworzenia europejskiej przestrzeni sprawiedliwości w interesie obywateli i przedsiębiorstw Europy. Udział w tym wydarzeniu zgłosiło ponad 700 uczestników. 

Każdy z uczestników miał możliwość przesłania organizatorom konferencji swojego pisemnego stanowiska; wszystkie głosy zostały opublikowane na stronie Komisji Europejskiej (http://ec.europa.eu/justice/events/assises-justice-2013/contributions_en.htm). 

Zapraszam do lektury mojego głosu w dyskusji dotyczącego ochrony praw podstawowych w UE pt. „Fundamental rights and two different models of European integration: integration through liberation and integration by centralization”. Tekst dostępny jest pod linkiem: http://ec.europa.eu/justice/events/assises-justice-2013/files/contributions/94_magdalena_zietek_en.pdf

Komunikat prasowy KE dotyczący tej imprezy dostępny jest w języku polskim na stronie: http://europa.eu/rapid/press-release_IP-13-1117_pl.htm

11.29.2013

Patriotyzm jest cichy, nie szuka swoich korzyści i potrafi wybaczać innym ich pomyłki – wywiad z prof. Ewą Thompson


"W jednym ze swoich tekstów wskazała Pani na wspólny mianownik polskiej tradycji sarmatyzmu oraz dystrybutystycznej koncepcji Belloca i Chestertona. W czym dostrzega Pani podobieństwa między tymi formacjami?

Dwa stulecia oddzielają dystrybutywizm (dystrybucjonizm) od sarmatyzmu, nie wspominając już o tym, że obie propozycje rozwinęły się w różnych wspólnotach interpretacyjnych, co sprawia, że czasem trudno jest jedno na drugie przełożyć. Ale nawet mając te różnice na uwadze, nie sposób nie zauważyć podobieństwa pomiędzy ideą „szeroko rozprzestrzenionej własności” (widely spread property ownership) a klasycznym sarmackim przysłowiem „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”.  Idea jest ta sama: każdy obywatel jest właścicielem pewnej ilości dóbr materialnych, które pozwalają mu i jego rodzinie uniknąć statusu niewolnika i żyć we względnym dostatku. Nie można tego nazwać bogactwem (bogaci owszem istnieją, to „wojewodowie”), ale nie można też tego nazwać biedą. Takie powinno być społeczeństwo. Oczywiście natychmiast pojawiają się pytania, jak we współczesnym świecie zrobić z proletariuszy obywateli, i w jaki sposób rozdysponować istniejące już bogactwo wśród jak największego procentu ludności, w jaki sposób pokryć cieniutką powłoką zamożności większość obywateli — bez odbierania „wojewodom” tego, co już posiadają. W postindustrialnym świecie okazało się to możliwe, bowiem bogactwo nie jest czymś stałym i niezmiennym, czymś, co można pomnożyć u siebie jedynie odbierając je innym. W świecie technologicznie zaawansowanym nowe bogactwo tworzy się każdego dnia. Pomyślmy np. o przemyśle komputerowym, wartym setki miliardów euro, który nie istniał 50 lat temu. Jednocześnie, na drugim torze wprowadzane są sproletaryzowanie i zależność od państwa, a przeciętny człowiek nie może się uwolnić od sposobu myślenia narzucanego mu przez wiodące media i środki przekazu.
Powyższe zakłada, że w scenariuszu optymistycznym, dobrobyt, który wytwarza technologia, pozwoli ludziom osiągnąć stadium społeczeństwa obywatelskiego, czyli że społeczeństwo zależnych od państwa proletariuszy (a takie są w znacznej mierze współczesne społeczeństwa, nawet te „bogate”) potrafi przekształcić się w społeczeństwo obywatelskie. Jednakże pewna sprzeczność między społeczeństwem proletariuszy a społeczeństwem obywatelskim jest nieunikniona".

7.19.2013

G.K. Chesterton and the Challenge of Poland

 Magdalena Ziętek, Paweł Kaliniecki

"In the first part of our paper, the concept of the righteous practical reason will be outlined, and the emphasis will be placed on economic issues. Then, we shall briefly introduce the paradigm of modern economic thinking. In the second part of the article, Belloc and Chesterton’s Distributism will be examined within the recta ratio framework. We shall then try to defend the thesis that the tradition of classical political economy has been preserved to a greater extent on Polish territory than in Western Europe. Lastly, a few remarks will be made concerning practical examples of propagating Distributism."



6.04.2013

W poszukiwaniu zagubionej rodziny

"Jedynym pozytywnym przekazem cytowanych wyżej słów jest chyba tylko to, iż wreszcie zaczyna się głośno mówić o tym, że rodzina człowiekowi jest po prostu potrzebna. Załamanie się instytucji rodziny w Polsce paradoksalnie ma więc pewien walor poznawczy. Coraz więcej Polaków bowiem doświadcza na własnej skórze, że osłabienie rodziny oznacza osłabienie człowieka jako istoty wolnej i zdolnej do pełnego realizowania siebie samego. Do wielu Polaków zaczyna więc powoli docierać, że  więzi rodzinne są głęboko zakorzenione w naturze człowieka i rodzina nie może zostać przez nic zastąpiona.
Dlatego cieszy, że ostatnio pojawiło się kilka inicjatyw, które mają na celu wzmocnienie polskiej rodziny. Warto je wymienić."


3.21.2013

Chesterton jako propagandzista

"Działalność Chestertona jako „propagandzisty” stała się przedmiotem pracy doktorskiej pt. „Gilbert Keith Chesterton als Propagandist” („Gilbert Keith Chesterton jako propagandzista”), napisanej przez Gretel Hoffmann i wydanej w 1937 roku w Dreźnie.  Informacje dotyczące miejsca i czasu wydania tej książki sugerują, iż bynajmniej nie jest ona przychylna temu znanemu apologecie chrześcijaństwa. Tak też jest w rzeczywistości. Książka Gretel Hoffmann napisana jest w duchu obowiązującej wtedy w Niemczech ideologii narodowego socjalizmu. Z kilku powodów praca zasługuje jednak na uwagę."



12.20.2012

O wdzięczności i pokucie

"Człowiek, który uwierzy w to, że stać go na czynienie dobra, będzie czynił je z większym prawdopodobieństwem niż ten, kto jest przekonany o swoim całkowitym zepsuciu. A jak się sprawy mają w przypadku wspomnianych przez Chestertona optymistów, hedonistów albo pogańskich głosicieli szczęścia, którzy mówią człowiekowi, że jest z natury dobry?"