Dziwne rzeczy dzieją się w naszym kraju. Najpierw ni stąd,
ni zowąd wybuchła afera Amber Gold, w którą uwikłany jest syn Donalda Tuska.
Następnie ekshumacja ciał kilku ofiar katastrofy smoleńskiej pokazała, jak
nieudolnie rząd prowadził i nadal prowadzi sprawy związane z tym tragicznym
wydarzeniem. Oliwy do ognia dolał artykuł Cezerego Gmyza na temat trotylu na
wraku Tupolewa, jak również zwolnienie go z pracy za ten właśnie artykuł. Warto
też wspomnieć o komentowanym w polskich środowiskach prawicowych tekście
opublikowanym w niemieckim czasopiśmie „Westdeutsche Zeitung”, w którym podana
została informacja o tym, że we krwi Remigiusza Musia, który według ustaleń
organów ścigania popełnił samobójstwo, znaleziono środki znieczulające albo
odurzające (Betäubungsmittel). Po zakończeniu Marszu Niepodległości Polskę
obiegły zdjęcia "zbiro-policjantów", czyli chuliganów przebranych za
policję, albo policjantów przebranych za chuliganów, którzy wywołali zamieszki
podczas Marszu. Jakby tego było mało, polska opinia publiczna została
poinformowana o kolejnym niemieckim artykule, tym razem opublikowanym w
"Die Welt", pod bardzo wymownym tytułem "Czy śmierć Kaczyńskiego
była w interesie Rosji?" (http://wpolityce.pl/wydarzenia/40463-wazna-zmiana-tonu-i-watkow-debaty-niemiecki-die-welt-stawia-otwarte-pytanie-o-zamach-a-zatem-sily-w-rosji).
Jak widać, atmosfera w Polsce jest mocno podgrzewana. Na wybuch jeszcze chyba za wcześnie, ale w Polsce już wre. Kto na tym korzysta? Na pewno nie Polacy.
Jak widać, atmosfera w Polsce jest mocno podgrzewana. Na wybuch jeszcze chyba za wcześnie, ale w Polsce już wre. Kto na tym korzysta? Na pewno nie Polacy.
Kilka dni temu niemiecki parlament potępił politykę
prezydenta Władimira Putina wobec jego własnych obywateli. Jak czytamy w
dokumencie, "Niemiecki Bundestag stwierdza ze szczególnym niepokojem, że
od czasu ponownego objęcia urzędu przez prezydenta Władimira Putina w Rosji
podejmuje się kroki ustawodawcze i jurystyczne, które w całości mają na celu
większą kontrolę nad aktywnymi obywatelami, w coraz większym stopniu
kryminalizują krytyczne zaangażowanie oraz oznaczają konfrontacyjny kurs wobec
krytyków rządu" (za: http://rebelya.pl/post/2874/bundestag-kontra-putin).
Co ciekawe, stanowisko to zostało przyjęte na tydzień przed wizytą kanclerz
Angeli Merkel w Moskwie i szczytem rosyjsko-niemieckim. Portal Rebelya
podaje dalej, że odpowiedzią były słowa ambasadora Rosji w Niemczech Władimira
Grinina – tego samego, który był ambasadorem w Warszawie przed, w trakcie i
krótko po katastrofie smoleńskiej – a który w rozmowie z tygodnikiem "Der
Spiegel” stwierdził, że niczego konstruktywnego w tym tekście nie odkrył.
Uchwała niemieckiego parlamentu nie jest żadnym zaskoczeniem.
Do przewidzenia było, że Niemcom coraz bardziej będzie przeszkadzał fakt, że
Putin nie chce przeprowadzić w Rosji reform, których życzy sobie RFN. Chodzi
oczywiście o wprowadzanie "standardów europejskich" przy pomocy
licznych niemieckich fundacji i innych ekspertów finansowanych przez RFN.
Podczas gdy w Polsce jedną z najważniejszych instytucji kształtujących politykę
jest Fundacja Adenauera, w Rosji Putin doprowadził do uchwalenia ustawy, która
zagraniczne fundacje – zupełnie słusznie – traktuje jako narzędzie obcej
agentury. Niemcy postanowili więc przywołać Rosję do porządku i zaczynają robić
jej czarny PR.
Co sprawa tej uchwały ma wspólnego z Polską? Moim zdaniem,
istnieje poważne niebezpieczeństwo, że niemieccy realpolitycy po raz kolejny
wykorzystają wojnę polsko-polską i naszą rusofobię do swoich własnych celów. Uważam,
że między innymi nie zawahają się użyć sprawy katastrofy smoleńskiej do
robienia czarnego PR Rosji. Od razu podkreślam, że nie twierdzę, iż maczali oni
palce we wszystkich "dziwnych" wydarzeniach, które wymieniłam na
początku tego tekstu. Trudno podejrzewać ich o to, że np. pomagali w przebieraniu
się policjantów za chuliganów albo chuliganów za policjantów. Wystarczy jednak,
że odpowiednio wykorzystują dla siebie sytuacje stworzone bez ich własnego udziału.
Nie ulega natomiast wątpliwości, że podsycanie w Polakach rusofobii zawsze było
niemiecką specjalnością. Stąd też należy ostrożnie podchodzić do nagłego
zainteresowania niemieckich dziennikarzy katastrofą smoleńską i samobójstwem
Remigiusza Musia. Prawdopodobnie związane jest ono jest z nowymi wytycznymi
niemieckiej polityki. Czy jesteśmy przygotowani do tego, żeby odpowiednio na
nią zareagować? Wcale nie.
Nie jesteśmy przygotowani, bo nie wyciągnęliśmy żadnych
wniosków z przeszłości. Przyjrzyjmy się na przykład sprawie powstania
styczniowego. Ilu Polaków wie, że to Bismarck podsycał w Polsce antyrosyjskie,
a w Rosji antypolskie nastroje? Polityka Wielopolskiego najbardziej
przeszkadzała Prusom, dlatego też robiły mu czarny PR (który do dziś jest
podtrzymywany). Jak pisał Stanisław Cat-Mackiewicz: "O ile Francuzi popierają
Wielopolskiego w jego programie, o tyle Bismarck patrzy na niego z nienawiścią.
Jeszcze będąc przedstawicielem Prus w Petersburgu, Bismarck idzie tak daleko,
że rozpuszcza idiotyczną plotkę, iż Wielopolski chce otruć Aleksandra II.
Bismarck zrobiłby wszystko, co może, aby podsycić opór „czerwonych” i opór
Andrzeja Zamoyskiego przeciwko polityce Wielopolskiego" (Stanisław
Cat-Mackiewicz, Bismarck i Grottger. Fragment książki "Był bal", http://www.konserwatyzm.pl/artykul/5493/bismarck-i-grottger-fragment-ksiazki-byl-bal). Wybuch powstania styczniowego był Bismarckowi
jak najbardziej na rękę. Po rozpoczęciu walk szybko zainicjował podpisanie
konwencji Alvenslebena, na mocy której Prusy zobowiązały się do udzielania
pomocy wojskom rosyjskim, w razie gdyby powstańcy pojawiali się na granicy
rosyjsko-pruskiej lub chcieli przeniknąć na terytorium Poznańskiego. Jak pisał
Cat-Mackiewicz: "Cesarz serdecznie
przyjął Alvenslebena, wyraził mu radość, że wtedy, kiedy inne kraje europejskie
z powodu Polaków napadają na Rosję, jedne jedyne Prusy występują z gestem
przyjaznym". Gra Bismarcka była jednakże wyjątkowo wyrachowana.
Potrzebował on rosyjskiego długu wdzięczności po to, by Rosja nie stanęła na
przeszkodzie do zjednoczenia Niemiec pod pruskimi auspicjami. Cat-Mackiewicz
słusznie wskazuje na to, że zadeklarował on pomoc Rosji, by "pokazać
Aleksandrowi II, że jest o wiele lepszy dla Rosji niż obrzydliwa Austria.
Trzeba pamiętać, że to rok 1863, a więc czasy, w których mózg Bismarcka wciąż
się wysila na temat, jak by to wypędzić Austrię z niemieckiej wspólnoty. Poza
tym Bismarck nie tylko chce zwycięstwa rosyjskiego nad powstańcami, ale chce
także, aby to zwycięstwo nie przyszło Rosji zbyt łatwo i przede wszystkim, nade
wszystko, koniecznie, aby pokłóciło Rosję z innymi państwami w Europie.
Powstanie polskie jest dla Bismarcka znakomitą okazją do pokłócenia Rosji ze
wszystkimi i do zajęcia przez Prusy roli jedynego wiernego przyjaciela
mocarstwa rosyjskiego. Konwencja Alvenslebena to okrzyk Bismarcka: „Rosja
skłócona z Europą dla mnie”". Rzeczywiście, po pokonaniu Francji przez
Niemcy w 1871 roku Rosja nie sprzeciwiła się zjednoczeniu Niemiec przez Prusy
(albo raczej ich podbiciu). A co Bismarck mówił o Polakach? Warto jeszcze raz
zacytować Cata-Mackiewicza: "Polacy są rozżarzonym żelazem, ale w razie, gdybyśmy
mieli wojnę z Rosją, chwycę za to rozpalone żelazo, aby Rosję porazić".
Stało się dokładnie tak, jak chciał tego Bismarck. Jego
polityczny "testament" zrealizował Józef Piłsudski. Po
"zjednoczeniu" Niemiec Prusy bardzo zapragnęły "zjednoczyć"
całą Europę. Na drodze do realizacji ich celu stała carska Rosja. Należało więc
ją zniszczyć. W tym celu państwo niemieckie opłacało wszelkiej maści
rewolucjonistów i nacjonalistów, którzy spiskowali przeciwko Rosji. Do tej
grupy należeli także Piłsudski i Lenin, którzy podjęli współpracę z niemieckim
wywiadem. Efekt tej współpracy jest powszechnie znany: bolszewicy zniszczyli
Rosję i ustanowili swoje własne rządy. A młode państwo polskie cudem zostało
uratowane przed "czerwoną zarazą". Jednym słowem, polskie rozpalone żelazo skutecznie
zostało użyte w tym celu, aby Rosję
porazić.
Wbrew temu, co twierdzą Wieczorkiewicz, Zychowicz &
spółka, na szczęście nie poszliśmy z Niemcami bić Moskala podczas II Wojny Światowej. Wyniknęłoby z tego jeszcze większe nieszczęście niż wspólne bicie Moskala
podczas I Wojny Światowej, i to nie tylko dla Polski, ale i całego świata.
Polska rusofobia jednakże jeszcze raz została wykorzystana
przez niemieckich strategów. Przy pomocy polskiej opozycji udało im się
doprowadzić do rozpadu Związku Radzieckiego, a tym samym do zjednoczenia
Niemiec. Na fali entuzjazmu z powodu odzyskania niepodległości Solidarność zapomniała
jednak o "drobnym szczególe", czyli o głębokim przywiązaniu ówczesnych
niemieckich elit do granic państwa niemieckiego z 1937 roku. Dla polskich
antykomunistów głosy mówiące o niemieckim zagrożeniu były bowiem wyłącznie
przejawem radzieckiej propagandy. Na szczęście dzięki naciskom ze strony
Margaret Thatcher, Niemcy w końcu uznały granicę na Odrze i Nysie.
A jak wygląda bilans rzekomego odzyskania przez nas
niepodległości? Państwo polskie znajduje się w stanie całkowitego rozkładu,
podobnie sprawy się mają z polską gospodarką, kulturą i nauką. Staliśmy się
rynkiem zbytu dla niemieckich produktów (jak pokazuje wykres opublikowany na
stronie Instytutu Niemieckiej Gospodarki w Kolonii,
wartość niemieckiego eksportu do Polski w 2011 roku wyniosła 60,6 mld $,
rosyjskiego 21,1, holenderskiego 13,3, włoskiego 13,1,
chińskiego 10,9, francuskiego 9,5 mld $: http://www.iwkoeln.de/__extendedmedia_resources/95932/index.html).
Prasa znajduje się przede wszystkim w rękach niemieckich koncernów, a
światopogląd Polaków kształtowany jest przez takie gadzinówki jak Newsweek czy
Fakt. I jak już wspomniałam, jednym z ważniejszych graczy na polskiej scenie
politycznej jest Fundacja Adenauera. Jak by tego jeszcze było mało, Niemcy
coraz częściej pouczają nas o "polskich obozach koncentracyjnych",
jak również zaczynają rozliczać za "wypędzenie" Niemców. Jednym
słowem, potwierdziło się dokładnie to, przed czym przestrzegali zwolennicy
sojuszu Polski ze Związkiem Radzieckim, a co antykomuniści uznali za zwykłą propagandę:
za pomocą Unii Europejskiej Polska została już niemalże całkowicie
podporządkowana RFN.
A teraz przyszedł czas na Rosję.
Sprawa Smoleńska świetnie nadaje się do tego, by osłabić pozycję tego kraju. Czy
znowu pozwolimy, aby Niemcy w swoim pochodzie po coraz większą władzę posłużyły
się Polską, jak to zrobiły w 1863, w czasie I Wojny Światowej i w latach
osiemdziesiątych ubiegłego stulecia? Powiedzmy to dosadnie: dzięki polskiej rusofobii, której efektem
było powstanie styczniowe, Prusy dostały
od Rosji zielone światło dla podbicia przez siebie Niemiec (nazywanego
zjednoczeniem Niemiec). To dzięki polskiej rusofobii Piłsudski grał w tej samej
lidze co Lenin, przez co Polska przyczyniła się do zniszczenia Rosji przez
państwo niemieckie i bolszewików. To Polska w wydatny sposób przyczyniła się do
tego, że po Europie przejechał walec nazywany Unią Europejską, za pomocą której
RFN "jednoczy" Europę. Czy w końcu wyciągniemy wnioski z tych
oczywistych faktów? Czy też znowu ruszymy na Moskala, aby go "cywilizować"
i nawracać na wartości europejskie, a przy okazji pomścić Smoleńsk? Aby następnie po zniszczeniu Rosji rozpuścić
się w kontrolowanym przez RFN bloku kontynentalnym?
Nie, nie jestem zwolenniczką rosyjskiego bizantynizmu i
turańszczyzny. Moim ideałem jest cywilizacja łacińska. Podkreślam: cywilizacja
łacińska, a nie "wartości europejskie". Niestety, zdecydowana
większość tak zwanej polskiej prawicy
nie rozumie, na czym polega różnica między tymi dwiema formami cywilizacyjnymi.
Co więcej, wielu "polskich patriotów" przekonanych jest o wyższości cywilizacyjnej
Polski nad Rosją, nie zauważając przy tym, że w Polsce dosłownie panuje burdel
i że w tej sytuacji nie możemy być żadnym wzorem do naśladowania. Może w końcu
najwyższy czas, żebyśmy sobie przypomnieli, że jedną z podstawowych zasad prowadzenia
polityki w duchu cywilizacji łacińskiej jest po prostu rozwaga?
P.S. Czyż nie ma racji Krzysztof Zagozda? Pisze: "Dziś
jeszcze raz o Gmyzie z Wikipedii. Tym razem ciekawostka, że ten nowy narodowy
bohater "jest wiceprezesem fundacji
Medientandem, zajmującej się polsko-niemiecką współpracą dziennikarską".
Co prawda informacja to nie do końca ścisła, bo fundacja jest w stanie
likwidacji, ale jej ścisła współpraca (finansowanie) z Fundacją Adenauera
chluby nie przynosi (…). Gdyby Gmyz szefował fundacji polsko-rosyjskiej, już
zostałby odsądzony od czci i wiary przez elektorat Prawa i Sprawiedliwości. A
że niemieckiej? Wszak sąsiedzi zza Odry dobrze nam życzą. Dopiero pół Polski wykupili" (http://zagozda.nowyekran.pl/post/79146,tego-o-gmyzie-nie-wiedzialem-ciag-dalszy).