7.30.2012

Europa narodów czy europejski kołchoz? Wybór należy do nas


Jeden z najważniejszych argumentów na rzecz stworzenia Unii Europejskiej opiera się na twierdzeniu, że tylko w ten sposób można zapewnić Europie pokój. Stworzenie nowych struktur politycznych miało (ma) w przekonaniu architektów UE zażegnać niebezpieczeństwo wojen, którymi nasz kontynent już wielokrotnie był targany. Zwolennicy integracji europejskiej dzielą się na tych, którzy życzą sobie UE w kształcie federacji narodowych państw, oraz takich, którzy dążą do stworzenia jednego scentralizowanego państwa europejskiego. Przyglądając się aktualnej sytuacji Unii, należy stwierdzić, że to ci drudzy  grają w niej pierwsze skrzypce. 

Unii Europejskiej prawdopodobnie nie byłoby bez II Wojny Światowej. Doświadczenie okrucieństw – i w gruncie rzeczy absurdalności –  tej wojny wywołało wśród Europejczyków pozytywne nastawienie do idei integracji europejskiej. W ten oto sposób połknęli oni przynętę, czyli nabrali przekonania, że państwa narodowe siłą rzeczy muszą prowadzić wojny i że likwidacja wojen możliwa jest tylko na drodze likwidacji państw narodowych. Niestety, mało kto zauważył, że takie postawienie sprawy ma bardzo konkretne korzenie ideologiczne.  

Twierdzenie, że państwa narodowe siłą rzeczy generują wojny, ma oczywiście marksowski rodowód. Lewica heglowska była (i jest) dialektyczną przeciwwagą dla heglowskiej prawicy, która uważała, że relacje między państwami nie opierają się na żadnej podstawie etycznej albo prawnej. Heglizm wyrastał z protestantyzmu, który radykalnie zrywał z ideą Christianitas jako ponadnarodowej i ponadpaństwowej wspólnoty chrześcijan. Kościoły protestanckie były jednocześnie wspólnotami państwowymi, a głowa państwa była także głową kościoła. Co więcej, Marcin Luter rozwinął tezę o istnieniu dwóch równoległych porządków, ziemskiego i wiecznego, przy czym z tego pierwszego wyeliminował etykę. Uznał on bowiem, że człowiek nie jest ani wolny, ani rozumny, w związku z czym, zbawienie nie może zależeć od uczynków. Jego zdaniem, w porządku doczesnym człowiek musi bezwolnie podporządkować się władzy państwowej, której zadaniem jest utrzymywanie porządku. Tym samym, Marcin Luter zwolnił zarówno poddanych, jak i władców z obowiązku przestrzegania zasad uniwersalnej etyki. Nie trudno się domyśleć, co wyniknęło z takiego postawienia sprawy. Droga do prowadzenia wojen stanęła otworem. 

Z otwarcia tej furtki szczególnie skorzystało państwo pruskie. W celu poszerzenia zakresu swojej władzy, przeprowadziło trzy "wojny zjednoczeniowe" (Einigungskriege), które doprowadziły do zjednoczenia Niemiec w 1871 r. Po podbiciu Niemiec Prusy ruszyły na podbój Europy. Obie wojny światowe także miały być czymś w rodzaju wojen zjednoczeniowych, za pomocą których Niemcy, pod swoim przywództwem próbowały dokonać zjednoczenia całego kontynentu. Na gruncie prawicowego heglizmu była to jedyna droga do zaprowadzenia "pokoju" w Europie. 

Państwo pruskie i prawica heglowska stały się przedmiotem nienawiści ze strony marksistów i socjalistów. Jednym z najważniejszych haseł lewicy heglowska był pacyfizm. Lewica heglowska swoją krytykę kierowała przeciwko instytucji państwa jako takiego, oraz imperializmu, jako sposobu uprawiania polityki zagranicznej przez państwa narodowe. Ideałem członków Międzynarodówki było stworzenie samoorganizujących się struktur, w których to narody oraz proletariat nie będą już przedmiotem ucisku. Warto zauważyć, że zdaniem np. Karola Marksa kapitalizm jest ściśle powiązany z państwowym imperializmem. Walka z kapitalizmem musiała więc dla niego, siłą rzeczy, oznaczać walkę z państwowym imperializmem. 

Ewolucja Unii Europejskiej napędzana jest przez proces dialektyczny zachodzący między lewicą i prawicą heglowską, a jego punktem dojścia jest ukonstytuowanie się nowego, panteistycznego kolektywu. Proces ten będzie trwał tak długo, jak długo potrwa proces eliminowania z gry katolicyzmu. Zgodnie z koncepcją cywilizacji łacińskiej opracowaną przez Feliksa Konecznego, istnienie wielu państw jest czymś pozytywnym, gdyż różnorodność jest wartością. Istnienie wielu państw nie musi przy tym oznaczać, że muszą one prowadzić między sobą nieustanne wojny. W sytuacji, gdyby przynależały one do cywilizacji łacińskiej – i rzeczywiście realizowały jej ideały – pokój mógłby zostać zapewniony. W dyskursie na temat UE argument ten właściwie nigdy nie jest podnoszony. Wynika to oczywiście z tego, że UE, w obecnym kształcie, budowana jest na gruzach cywilizacji łacińskiej. 

Jak już wyżej wspomniałam, ideologiczne legitymizacje walki z państwami narodowymi odwołują się do II Wojny Światowej, jako skutku istnienia państw narodowych. Dlatego też krytyka Unii Europejskiej w obecnym kształcie – czyli instytucji wymierzonej przeciwko państwom narodowym – musi być powiązana z obaleniem mitu, że II Wojna Światowa była wojną spowodowaną przez samo istnienie państw narodowych. Mit ten można moim zdaniem obalić za pomocą nauki Feliksa Konecznego o cywilizacjach.

II Wojna Światowa została rozpętana przez Niemcy, które uprzednio zostały podbite przez ideologię narodowego socjalizmu. U źródeł tej wojny leżał więc światopogląd, który była swoistą mieszanką prawicowego i lewicowego heglizmu, wierzeń germańskich i okultyzmu. Feliks Koneczny kwituje to stwierdzeniem: "W głowach niemieckich pomieszały się bez ładu i składu pierwiastki niewspółmierne, z których sklecono nowego Niemca, narodowego socjalistę. Sama nazwa pozbawiona jest sensu. Istny kołobłęd." (Feliks Koneczny, Cywilizacja bizantyńska, fragment: „Upadek bizantynizmu i neopoganizm”). II Wojna Światowa była wojną toczoną między różnymi cywilizacjami, a jednym z wrogów nazistów był świat łaciński. "Najpoważniejszy umysł niemiecki, stwierdziwszy, że hitleryzm jest dokończeniem pruskiego zwycięstwa nad duszą niemiecką, ostrzegał, że Hitler przygotowuje nową wojnę 30-letnią, która zamieni w ruiny całą Europę i że chrześcijaństwo czeka takie samo prześladowanie, jak żydów, a wojenne państwo totalne zabije ostatniego pasterza, który podniesie oczy ku gwieździe betlejemskiej." (Koneczny, tamże). W pracy "Prawa dziejowe oraz dodatek Bizantynizm niemiecki" Feliks Koneczny stanowczo podkreślał, że to nie naród niemiecki jest wrogiem narodu polskiego, tylko pruski bizantynizm, który podbił dusze i umysły wielu Niemców. 

Narodowy socjalizm w dużej mierze bezkrytycznie został przyjęty przez Niemców. Ale byli także i tacy Niemcy, którzy pragnęli, aby Niemcy pozostały wierne ideałowi cywilizacji łacińskiej. Należał do nich Anton Hilckman, niemiecki uczeń Feliksa Konecznego. Przyjrzyjmy się bliżej tej postaci. 

Anton Hilckman urodził się 4 marca 1900 roku w Westfalii. Jego rodzina wywodziła się ze środowisk katolickich Zachodnich Niemiec, które tradycyjnie były w opozycji do pruskich Niemiec Bismarcka. Twórczość Hilckmana można podzielić na dwa okresy, przed i po II Wojnie Światowej. W jego przedwojennej publicystyce głównym tematem była "walka z prusactwem (z „nieduchem pruskim" — „preußischer Ungeist") w Niemczech Republiki Weimarskiej oraz w sensie ogólnym z prusactwem, jako czynnikiem destrukcyjnym w historii nowożytnych Niemiec. Przy czym Hilckman nie ogranicza się tylko do prasy niemieckiej. Problem tożsamości narodu niemieckiego stara się wytłumaczyć innym narodom. W prasie polskiej publikuje szereg artykułów, m.in. w „Gazecie Olsztyńskiej" (organ mniejszości polskiej w Prusach Wschodnich), w których uwidacznia zakłamanie ówczesnej polityki prusko-niemieckiej w stosunku do Polaków na Warmii i Mazurach (w wyniku plebiscytów tereny te zostały przydzielone Prusom Wschodnim). Jednocześnie współtworzy ruch na rzecz łacińskich, wyswobodzonych z hegemonii pruskiej Niemiec. Lata trzydzieste to okres walki z następstwem „nieducha prusactwa" — narodowym socjalizmem, jak i emigracja do Włoch w roku 1933. Hilckman publikuje artykuły i rozprawy przedstawiające narodowy socjalizm, jako nową formę barbarzyńskiego pogaństwa, które zagraża narodom cywilizacji łacińskiej w Europie." ( Tomasz Stępień, Contra torrentem. Życie i twórczość Antona Hilckmana. 1900-1970, Człowiek w Kulturze, 17). Hilckman tworzył także artykuły poświęcone nauce o cywilizacjach, w których między innymi dezawuował błędy spengleryzmu. Już  w połowie lat 20. zetknął się on bowiem z nauką o cywilizacjach Feliksa Konecznego i został jego pierwszym uczniem.  

Podczas wizyty w swoim rodzinny mieście w 1940 roku Hilckman został aresztowany przez Gestapo. Pierwsze 10 miesięcy spędził w areszcie, po czym 16 maja 1941 został skazany na karę trzech lat pozbawienia wolności. Karę odbywał w wielu zakładach więziennych, między innymi w Salzburgu, Traustein, Monachium, Hof/Saale, Plauen, Chemnitz, Halle/Saale, Dessau, Magdeburgu, Berlinie, Hannoverze, Hamm, Bielefeldzie i Münster. Po odbyciu kary nie został wypuszczony na wolność, zamiast tego w kwietniu 1943 roku trafił do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen. 6 lutego 1945 roku został przeniesiony do obozu w Buchenwaldzie, a następnie jego filii Langenstein-Zwieberge. W ostatnich dniach wojny więźniowie tego obozu zostali zapędzeni do tak zwanego marszu śmierci, ale Hilckmanowi udało się ukryć, dzięki czemu się uratował (większość więźniów nie przeżywała tych marszów). 11 kwietnia obóz został wyzwolony (za: Kerstin Kleinhaus,  Anton Hilckman. Ein deutscher Europär). Jak pisze Jędrzej Giertych, podczas swoich pobytów w obozach koncentracyjnych Anton Hilckman nawiązał wiele polskich przyjaźni i pogłębił zarówno swą znajomość spraw polskich, jak i polskiego języka… (J. Giertych, Anton Hilckman o Feliksie Konecznym. Notka od wydawców, w: F. Koneczny, O ład w historii, Wrocław 2004, s. 48) 

Po II Wojnie Światowej głównym motywem i celem działalności Hilckmana stało się rozwinięcie i propagowanie nauki o cywilizacjach Feliksa Konecznego. W 1946 objął profesurę na Uniwersytecie w Moguncji, gdzie prowadził instytut badań porównawczych nad cywilizacjami. Jędrzej Giertych podkreśla, że nauka Feliksa Konecznego o cywilizacjach przemówiła ideowo do Antoniego Hilckmana, a szczególnie "pogląd, że podstawą moralną i kulturalną życia Europy jest cywilizacja łacińska, której źródła są zarówno chrześcijańskie, jak antycznie rzymskie, że jedną z podstaw tej cywilizacji jest zasada, iż moralność obowiązuje nie tylko w życiu prywatnym, ale i w polityce, oraz że cywilizacja ta jest zagrożona przez wpływ rozkładowy oddziaływujących na życie Europy (a na życie Niemiec więcej niż innych europejskich narodów) cywilizacji obcych (…)" (J. Giertych, tamże, s. 48-49). 

Ważnym tematem jego działalności pisarskiej była także kwestia stosunków niemiecko-polskich. Uważał on bowiem, że kształt tych stosunków będzie miał decydujące znaczenie dla przyszłej Europy. Jego zdaniem "warunkiem pojednania polsko-niemieckiego jest poznanie Polski i polskości przez naród niemiecki, czyli wyswobodzenie się Niemiec z antypolskiej propagandy pruskiej ostatnich 200 lat. W tym celu Hilckman założył w roku 1962 stowarzyszenie „Amici Poloniae", temu służyły artykuły poświęcone Polsce, jak i starania o atmosferę filopolską w Niemczech." (T. Stępień, tamże). W jego przekonaniu, z zagadnieniem stosunków niemiecko-polskich związany jest także kształt procesu jednoczenia Europy. Hilckman był zwolennikiem koncepcji „Europy Ojczyzn", był federalistą nawiązującym do myśli Włodkowica i bpa von Ketteier. "W zjednoczonej Europie widział jedyną szansę zneutralizowania pruskich Niemiec. Wzór dla zjednoczonej Europy upatrywał w unii Polski i Litwy, walcząc jednocześnie z wszelkimi przejawami i zakusami „Paneuropy"" (T. Stępień, tamże).  

Jego walka o (autentyczne) polsko-niemieckie pojednanie na pewno także wynikała z tego, że sam jego mistrz, Feliks Koneczny, bardzo dużo wycierpiał ze strony Niemców: "Feliks Koneczny miał dwóch synów. Losy jego rodziny były wysoce tragiczne. Jego syn Czesław, sędzia Sądu Najwyższego w Warszawie, został w dniu 15 sierpnia 1944 roku zamordowany wraz z żoną w Warszawie przez wojsko niemieckie, w czasie tłumienia przez nie powstania warszawskiego. Jego młodszy syn, Stanisław, adwokat w Katowicach, aresztowany przez Niemców w Krakowie, w dniu 22 sierpnia 1943 roku za udział w polskim ruchu podziemnym, spędził z górą rok w różnych niemieckich więzieniach i został w dniu 23 października 1944 roku rozstrzelany w Brandenburgu nad Hawelą" (J. Giertych, Przedmowa, w: F. Koneczny, Cywilizacja bizantyńska, Londyn 1973, s. 11). 

Zarówno mistrz, jak i uczeń zapłacili więc wysoką cenę za swoje przywiązanie do wartości cywilizacji łacińskiej. Cywilizacji, którą tak zaciekle zwalczali opętani przez ideologię narodowego socjalizmu Niemcy. Jak wskazuje Tomasz Stępień, zadziwiające jest podobieństwo losów spuścizny Konecznego i Hilckmana. Po śmierci obydwaj – jak również ich dzieło – zostali wyeliminowani z życia publicznego i naukowego (T. Stępień, tamże). Nie dziwi to, zważywszy na fakt, że Europa już prawie zupełnie oderwała się od swoich łacińskich korzeni. 

W Europie toczy się wojna cywilizacyjna. Unia Europejska jest jednym z głównych aktorów tej wojny. Za pomocą skutecznej propagandy "przekonała" Europejczyków co do konieczności dalszego pogłębiania integracji europejskiej, i to w duchu lewackiego bizantynizmu. 

Toczy się także zaciekła wojna o dusze Polaków. Anton Hilckman doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że kształt polsko-niemieckiego  pojednania jest ściśle związany z kwestią sposobu jednoczenia się Europy. Aktualny przebieg tego "pojednania" to nic innego jak narzucanie Polakom tej formy cywilizacyjnej, która już w pełni zatriumfowała w RFN (mój tekst na ten temat: O polsko-niemieckim pojednaniu). Niestety, w tej chwili polsko-niemieckie "pojednanie" stało się prawdziwą pułapką: każdy, kto krytykuje przebieg tego "pojednania", traktowany jest jak nacjonalista i faszysta, który chce kolejnej wojny między Polską a Niemcami… 

Jak możemy wydostać się z tej pułapki? Moim zdaniem jest tylko jedna droga, a jest nią intensywne promowanie ideałów cywilizacji łacińskiej. Przede wszystkim należy ukazać Europie, jak wielką wartość posiada ta cywilizacja i że nie ma ona nic wspólnego z "faszyzmem"! W książce "Wojna cywilizacji w Europie" (http://opoka.giertych.pl/ksiazka2_POL.pdf) Maciej Giertych pisze: "W języku polskim wyraz „Naród” ma szczególne znaczenie, nieznane innym językom.(…) Narodu nie stworzy się sztucznie. Naród powstaje z poczucia wolności obywatelskiej i wspólnej woli, a więc z parcia oddolnego ku zbiorowej, wspólnej organizacji w zgodzie z określoną tradycją. Koneczny definiuje naród jako zrzeszenie cywilizacyjne, personalistyczne, posiadające ojczyznę i język ojczysty. (…)Nie ma narodu bez historii, bez troski o zachowanie i wzbogacenie dziedzictwa dla przyszłych pokoleń: tę troskę nazywamy patriotyzmem. Patriotyzm to dążenie do wzbogacenia narodu poprzez własną pracę, wysiłek intelektualny i gotowość do poświęceń i obrony narodowego dziedzictwa. Taka postawa nie jest zagrożeniem dla sąsiadów. Sąsiadujące patriotyzmy to pokój wieczysty. Gdy naród dąży do wzbogacenia kosztem innych, kosztem sąsiadów, ludów podbitych czy zwasalizowanych, to już nie jest to patriotyzmem, ale jego patologią i wypaczeniem poczucia narodowego. (…) Polskie rozumienie pojęcia narodu to określona wartość godna pielęgnacji. To coś bardzo konkretnego, bardzo pozytywnego i szlachetnego, co powinniśmy nieść w świat jako naszą ideę eksportową. Polskie poczucie narodowe jest czymś zupełnie innym niż nacjonalizm rozumiany jako nienawiść tego, co obce. Nasze podkreślanie cnót narodowych jest często, w wyniku błędnych tłumaczeń, źle rozumiane na Zachodzie jako nacjonalizm. Tymczasem nie ma z nim nic wspólnego. Koneczny uważał cywilizację łacińską za najwyższą, gdyż jest najbardziej wymagająca wobec swoich członków. Gdy nie jest broniona, gdy nie czyni się wysiłków by ją promować, niższe, to znaczy mniej wymagające cywilizacje, zwyciężą. Próby łączenia cywilizacji i tworzenie ich syntezy, prowadzą do stanu acywilizacyjnego, a ostatecznie do zwycięstwa tej najniższej. By wymagająca cywilizacja przetrwała, musi być świadomie broniona i promowana. Trzeba czynić wysiłki, by inni zaakceptowali wartości, na których jest oparta. To wymaga misyjnej gorliwości. Koneczny uważał również, że koncepcja narodu jest najwyżej rozwinięta w narodzie polskim i apelował, abyśmy szerzyli jej rozumienie wśród innych".
 
W Niemczech ideały cywilizacji łacińskiej propagował Anton Hilckman. Jego dzieło, niestety, do dziś pozostaje zapomniane. Na szczęście, w ubiegłym roku Tomasz Stępień opublikował sporą część jego dorobku w serii wydawniczej  "Ad Fontes. Schriften zur Philosophie" (wydawnictwo Peter Lang), której redaktorem jest polski filozof prawa, ks. prof. Tadeusz Guz. (Dane bibliograficzne tej pozycji: Anton Hilckman: Gesamte Werke. Schriften zur Kulturwissenschaft. Teil 1: Die Wissenschaft von den Kulturen. Bearbeitet, kommentiert und herausgegeben von Tomasz Stępień, oraz Anton Hilckman: Gesamte Werke. Schriften zur Kulturwissenschaft. Teil 2: Grundlagen des Abendlandes, 2011). Ale to dopiero początek długiej, długiej drogi… 

Polska będzie mogła promować ideały cywilizacji łacińskiej, tylko wtedy, kiedy sama na nowo je sobie przyswoi. Niestety, tendencja jest dokładnie odwrotna. Polska sama się od nich oddala. W tekście "Wielka polska powieść czyli jak odkolonizować polszczyznę" Ewa Thomspon pisze: “Polszczyznę trzeba odkolonizować i wydobyć z niej jej potencjał. Mimo że pole systemowe uszkodzono tysiące razy – to pole systemowe, które było kiedyś, w czasach renesansu i baroku, całkowicie nowe, lśniące i gotowe do użytku. (…)Myślę, że logocentryzm polskiej kultury mógłby tu poprosić o głos. Polski historyczny Weltanschauung, który zakłada, że wszechświat jest w jakiś sposób uporządkowany i że kategorii takich jak dobro i zło nie da się zrelatywizować. Jakże bowiem bez tych kategorii nazwać prawidłowo mordy, kłamstwa i fałszerstwa, z których pomimo wszystko wyłania się godność, nadana ludzkości przez Boga. To, że wśród Polaków nieświadomy często logocentryzm wciąż gra znaczącą rolę, powinno być źródłem inspiracji – tak jak predylekcja do wolności. (…) Czekam więc na „zmarmurzającą” polską rzeczywistość wielką powieść, zanim kruki i wrony rozdziobią polski Weltanschauung“ ( Ewa Thompson: Wielka polska powieść czyli jak odkolonizować polszczyznę). 

Podsumowując, należy stwierdzić, że ślepe i bezkrytyczne zapatrzenie Polaków w UE wynika nie tylko z tego, że ich myślenie jest przesiąknięte propagandą "europejską", lecz także i komunistyczną. Sposób interpretowania przez Polaków  II Wojny Światowej, jak i hitleryzmu ciągle bowiem skażony jest marksistowsko-leninowskim "Weltanschauung". To właśnie lewicowy dyskurs antyfaszystowsko-pacyfistyczny zdominował polską świadomość historyczną. Dokładnie ten sam dyskurs dominuje we współczesnej Europie. Jeśli więc chcemy powrócić do ideałów cywilizacji łacińskiej, musimy spojrzeć na narodowy socjalizm i II Wojnę Światową przez pryzmat nauki o cywilizacjach Konecznego. Taki musi być też punkt wyjścia do stworzenia przez nas alternatywnej koncepcji Europy: zjednoczonej cywilizacją łacińską Europy narodów.

7.19.2012

Grunt to rzetelność dziennikarska



Niemiecka organizacja „netzwerk recherche e.V." wielokrotnie już wskazywała na obniżenie się poziomu rzetelności pracy niemieckich dziennikarzy. Główny zarzut dotyczy praktyki przepisywania newsów z informacji prasowych redagowanych przez różne zainteresowane ich nagłośnieniem instytucje, przez co praca dziennikarza coraz częściej sprowadza się do powielania piarowskich komunikatów. Powstała w 2001 r. organizacja stara się przypominać dziennikarzom o tym, że ich pierwszym obowiązkiem jest przeprowadzanie rzetelnych poszukiwań dotyczących tematów, o których piszą. Moim zdaniem, to jednak przede wszystkim zanik zdolności odróżniania rzeczywistości od politycznej propagandy przyczynia się do obniżenia się jakości pracy niemieckich dziennikarzy. Teoretycznie, to właśnie dziennikarze powinni demaskować propagandę jako propagandę. Niestety, we współczesnym świecie (to samo dotyczy Polski i innych krajów) dziennikarze sami stali się „przekaźnikami" treści propagandowych.    

Przykładem takiej dziennikarskiej nierzetelności jest opublikowany w FAZ tekst Reinharda Vesera pt. „Polen,Ungarn und Rumänien. Das Bermuda-Viereck" („Polska, Węgry i Rumunia. Kwadrat bermudzki", 11.07.2012 w FAZ). Autor tekstu analizuje najnowsze wydarzenia w Rumunii przez pryzmat rządów braci Kaczyńskich oraz premiera Viktora Orbána.Oto krótkie streszczenie jego tekstu opublikowane przez Deutsche Welle:

„Autor analizy, Reinhard Veser, przypomina porównanie Jarosława Kaczyńskiego sprzed dziesięciu lat. Prezes PiS porównał wtedy sytuację w Polsce do trójkąta bermudzkiego, w którym nie znikają wprawdzie samoloty, ale demokracja i wiele pieniędzy. "FAZ" przypomina w tym kontekście afery korupcyjne za rządów SLD. Autor dziwi się, że tak skorumpowany rząd mógł cieszyć się w Europie tak dobrą opinią. Przypomina, że właśnie afery korupcyjne tamtego okresu przygotowały grunt pod podwójne zwycięstwo PiS - w wyborach prezydenckich i parlamentarnych. "W swoim rewolucyjnym zapale i w walce z rzeczywistymi bądź wyimaginowanymi czerwonymi układami Kaczyńscy sięgali po wątpliwe pod względem standardów państwa prawa środki i każdego, kto nie był z nimi, okrzykiwali wrogiem Polski (...). Aby przeforsować swoją politykę, zawiązali koalicję ze skrajnie prawicową, otwarcie antysemicką partią - to dopełnia tego obrazu" - pisze "FAZ". Autor artykułu zwraca uwagę, że w swoim zachowaniu ani polscy postkomuniści, ani prawica nie są w Europie odosobnieni. Jego zdaniem podobnie jest na Węgrzech. "Tak jak Kaczyńscy kilka lat wcześniej tak i zadeklarowanym celem Orbana jest dokończenie systemowego przełomu 1989 roku i ostateczne złamanie potęgi beneficjentów dyktatury (i ich spadkobierców). Posługuje się przy tym wątpliwymi metodami (...). Niebezpieczeństwo dla demokracji, które grozi Polsce i Węgrom ze strony mile postępowych, socjaldemokratycznie zorientowanych partii-spadkobierców dawnych partii reżimowych jest w międzyczasie niewielkie (...). Przykład Rumunii pokazuje jednak, że wschodnioeuropejski trójkąt bermudzki w ponad dwadzieścia lat po upadku dyktatury może jeszcze wsysać z zadziwiającą siłą. Inaczej niż w Polsce, gdzie zniknęło w nim dużo pieniędzy, tutaj istnieje rzeczywiście niebezpieczeństwo, że znikną w nim demokracja i państwo prawa” - podsumowuje „FAZ”". („Trójkąt bermudzki” - niemiecka gazeta o Polsce za rządów PiS, Orbánie i Rumunii"). 

Artykuł Reinharda Vesera roi się od licznych sprzeczności. Z jednej strony autor przyznaje rację Jarosławowi Kaczyńskiemu w kwestii jego diagnozy sytuacji politycznej w wielu państwach Europy Wschodniej. Z drugiej zaś strony, zdaje się  zupełnie nie rozumieć, co z niej tak naprawdę wynika. 

Stwierdzenie Kaczyńskiego, dotyczące istnienia struktur nazwanych przez niego „kwadratem bermudzkim", Reinhard Veser uważa za „ciekawe odkrycie". „Kwadrat bermudzki" to system kształtowany przez cztery współrzędne: służby specjalne, zorganizowaną przestępczość, zasiadających na kierowniczych stanowiskach „nawróconych" komunistów oraz wywodzących się z byłej nomenklatury przedsiębiorców. 

Reinhard Veser wskazuje na to, że jaskrawym przykładem takiego „kwadrata bermudzkiego" były rządy SLD. Natomiast jednym z głównych haseł wyborczych PiS było „osuszenie tego bagna". Cel wydawałoby się słuszny, ale Reinhard Veser widzi to trochę inaczej. Stwierdza on, że: „W swoim rewolucyjnym zapale i w walce z rzeczywistymi bądź wyimaginowanymi czerwonymi układami Kaczyńscy sięgali po wątpliwe pod względem standardów państwa prawa środki i każdego, kto nie był z nimi, okrzykiwali wrogiem Polski". W czym leży problem? Przede wszystkim autor zdaje się nie dostrzegać, że to właśnie uczestnicy „kwadratu bermudzkiego" używali retoryki „urojonych czerwonych układów", aby w ten sposób odwrócić od siebie cień podejrzenia. W końcu system za wszelką cenę starał się utrzymać się przy życiu i konsekwentnie dezawuował działania podejmowane przez PiS. Każdy, kto chce w rzetelny sposób ocenić rządy PiS, musi wziąć to pod uwagę. Autor ma rację w kwestii negatywnej oceny rewolucyjnego impetu partii Kaczyńskiego, ale w gruncie rzeczy nie podaje uzasadnienia dla swojej krytyki. W tekście Vesera nie znajdziemy bowiem żadnej pogłębionej analizy, jak właściwie PiS (albo jakakolwiek inna partia) powinien był walczyć z patologicznymi strukturami władzy (tym bardziej że autor sam przyznaje, iż państwo polskie pod rządami SLD dotknięte było właśnie tymi patologiami...)

Co więcej, Veser  twierdzi, że w Polsce problem „kwadratu bermudzkiego" należy już do przeszłości. Samemu autorowi należy więc zadać pytanie, cóż takiego w międzyczasie się wydarzyło, że „kwadrat bermudzki" ulotnił się jak kamfora? Reinhard Veser nie udziela jasnej odpowiedzi. Z jego rozważań można by wywnioskować, że system sam się zdemontował... Takie postawienie sprawy idealnie wpisuje się w kreowany przez wielu niemieckich dziennikarzy obraz Polski pod rządami PO. Objęcie władzy przez tę partię postrzegają oni jako jakiś magiczny moment, w którym sytuacja w Polsce, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zmieniła się o 180 stopni. Niestety, Reinhard Veser nie zadał sobie trudu i nie zbadał dokładnie aktualnej sytuacji naszego kraju, więc prawdopodobnie niewiele wie na temat np. licznych dziwnych zgonów i samobójstw na polskiej scenie politycznej (których liczba przekracza statystyki z czasów rządów PiS). Ostatnie z serii samobójstw, czyli śmierć generała Sławomira Petelickiego, w szczególny sposób mogłoby świadczyć o tym, że polski „kwadrat bermudzki" nadal świetnie się trzyma. Jednym słowem, autor bezkrytycznie powiela propagandę, która stylizuje PO na partię nieskazitelną, właściwie pod każdym względem. Co, moim zdaniem, jako żywo przypomina sytuację, kiedy Gerhard Schröder nazywał Putina ... nieskazitelnym demokratą".

W swoim tekście Reinhard Veser wyraził zdziwienie, że tak skorumpowany rząd jak SLD mógł cieszyć się w Europie tak dobrą opinią. I dokładnie tutaj leży pies pogrzebany. Moim zdaniem, autor powinien odpowiedzieć sobie na pytanie, jak to się mogło stać, że niemieccy dziennikarze wykazali się wtedy ogromną naiwnością?  Drugie pytanie brzmi następująco: na podstawie czego Reinhard Veser wnioskuje, że w przypadku analizy postępowania PiS oraz PO niemieccy dziennikarze charakteryzują się znacznie większą przenikliwością i celnością sądów? W końcu nie można wykluczyć, że polski „kwadrat  bermudzki" do perfekcji opanował sztukę manipulowania naiwną opinią publiczną i w przypadku aktualnych rządów PO mamy do czynienia dokładnie z tą samą sytuacją. 

Dopóki dziennikarze (niemieccy i inni) nie zrozumieją mechanizmów funkcjonowania polityki w Europie Wschodniej, będą narażeni na popełnianie tak fatalnych pomyłek, jak to było w przypadku SLD. Opinia publiczna nadal będzie raczona tekstami w stylu przemyśleń Reinharda Vesera. A on niestety nie odróżnia rzeczywistości od własnego myślenia życzeniowego...

7.06.2012

Niemcy. Między prawicą i lewicą heglowską


Realia niemieckiej polityki nie są zrozumiałe dla polskich komentatorów z kręgów prawicowych. W dużej mierze wynika to z tego, że patrzą oni na Niemcy „przez polskie okulary”. Co oznacza,  że analizują niemiecką scenę polityczną przez pryzmat kategorii stosowanych do opisu polskiego życia politycznego. Przede wszystkim chodzi o schemat lewica-prawica. Dla wielu polskich „prawicowców” niemiecka prawica, czyli chadecja, jest synonimem katolicyzmu, z czego wynika jej pozytywna ocena. Natomiast niemiecka lewica oceniana jest jednoznacznie negatywnie.  A sprawy są dużo bardziej skomplikowane.  

Analizowanie niemieckiej sceny politycznej za pomocą dualistycznego schematu lewica-prawica jest poważnym błędem. Mamy tam bowiem do czynienia przynajmniej z trzema prądami. Pierwszy z nich wywodzi się z tradycji cywilizacji łacińskiej i odpowiada temu, co Polacy zazwyczaj rozumieją pod pojęciem prawicy. Prąd ten ma już właściwie wartość historyczną, czego Polacy niestety nie rozumieją. Pozostałe dwa to heglowska prawica i lewica. To one decydują o politycznym rozwoju współczesnych Niemiec. Lewica i prawica heglowska wzajemnie się warunkują, gdyż stanowią dwie pozycje skrajne schematu dialektycznego: teza prowokuje powstanie antytezy, co ostatecznie prowadzi do syntezy. Napięcie pomiędzy tymi przeciwieństwami wprawia cały system w ruch. Często  też trudno je od siebie oddzielić,  gdyż nawzajem się przenikają, jak to niegdyś było w przypadku narodowego socjalizmu. 

7.02.2012

Akcja ruszyła!


Szanowni Czytelnicy, 

zapraszam Was do zapoznania się z pierwszymi pozycjami bibliograficznymi, których listę sporządziłam w ramach akcji "Pro veritate, contra vanitatem": 



Najwyższy czas, abyśmy wzięli sprawy w swoje ręce!