Nawoływanie do uprawiania
rzetelnej refleksji nad historią własnego państwa na pewno jest słuszną sprawą.
Równie dobrze może jednak służyć propagowaniu pewnej wizji „prawdy”
historycznej, która tylko rzekomo jest „prawdziwą prawdą”. Nie po
raz pierwszy takie właśnie wrażenie odniosłam po lekturze tekstu prof.
Andrzeja Piskozuba. Tym razem chodzi o artykuł pod tytułem „Białe plamy w
historiografii polskiej na progu XXI wieku” (http://geopolityka.net/biale-plamy-w-historiografii-polskiej-na-progu-xxi-wieku/).
W tekście tym prof.
Piskozub słusznie wskazuje na istnienie w najnowszej historii Polski wielu
„przemilczeń i przekłamań (białych plam i tematów tabu) oraz propagandowych
przeinaczeń po linii następujących po sobie formacji ideologicznych
(historyczne mody)”. Autor mówi wręcz o „historiograficznych patologiach”. W
swoim tekście prof. Piskozub natomiast stawia sobie za cel „wyprostowanie
polskiej historii z pierwszej połowy XX wieku, poprzez oczyszczenie jej z
mitów, zakłamań i tendencyjnych przemilczeń.” Autor zamierza więc pokazać
czytelnikowi, jak jego zdaniem wygląda „prawdziwa
prawda” o najnowszej historii państwa polskiego.
Przyglądając się bliżej
prezentowanej przez prof. Piskozuba tej właśnie „prawdziwej prawdzie” trudno
oprzeć się wrażeniu, że pod płaszczykiem rzekomego szukania prawdy,
obiektywności albo naukowości przemyca on bardzo konkretną wizję historii
Polski. Nie będę tutaj szczegółowo opisywać, jaka to wizja, gdyż częściowo już
o tym pisałam (Czy katolik może być germanofilem albo germanofobem? Krytyczny komentarz do tekstu prof. Andrzeja Piskozuba „Germanofil znaczy: człowiek przyjazny Niemcom”). Chciałabym natomiast zwrócić uwagę na kilka wybranych kwesti poruszanych przez prof. Piskozuba w omawianym tu
tekście.
Zacznijmy od tego, że prof.
Piskozub stawia tezę o „sfałszowaniu metryki niepodległości” odrodzonego z
zaborów państwa polskiego:
„Dzień 11
listopada 1918 roku był ważny dla państw, które weszły w pierwszą wojnę
światową, bo kończył jej kilkuletnie działania zbrojne. Natomiast na ziemiach
polskich był to “dzień jak co dzień”, gdyż od dawna żadnych działań wojennych
tu nie było. Proklamowanie tego dnia Świętem Niepodległości byłoby “tylko”
wielkim nieporozumieniem, gdyby nie było świadomą dywersją polityczną przeciwko
obozowi “aktywistów”, jaki wywalczył przełomową dla odbudowy niepodległej
Polski pod okupacją państw centralnych, decyzję w dniu 5 listopada 1916 roku.
Od tamtej daty rozpoczęła się organizacja odradzającego się państwa polskiego i
ona powinna być właściwym Świętem Niepodległości Polski: analogicznie jak to ma
miejsce w przypadku wschodnich sąsiadów Polski, którzy w pierwszym kwartale
1918 roku, także pod okupacją państw centralnych, ogłaszali swoją niepodległość
i czczą ją do dziś – jak Estonia 24 lutego, czy Białoruś 25 marca. W to
estońskie święto niepodległości władze polityczne III RP idą na jej obchody do
ambasady Estonii w Warszawie; corocznie 25 marca Telewizja Polska pokazuje
demonstracje opozycjonistów białoruskich, obchodzących tę rocznicę. Dlaczego
zatem taka zasadnicza niekonsekwencja w przypadku święta niepodległości
własnego kraju?”
Nie chcę wnikać w kwestię
zasadności ustanowienia 11 listopada Dniem Niepodległości. Chciałabym natomiast
przyjrzeć się temu, co w tym wypadku prof. Piskozub uważa za „prawdziwą
prawdę”. Jego zdaniem „prawdziwym“ dniem odzyskania niepodległości
jest 5 listopada 1916. Tego bowiem dnia władze niemieckie i austriackie wydały
tzw. Akt 5 listopada gwarantujący Polakom powstanie samodzielnego Królestwa
Polskiego. Dzień ten więc rzeczywiście jest dobrym kandydatem na to, aby przez Polaków
obchodzony był właśnie tak, jak tego chce prof. Piskozub. To, co dla niego jednak
jest kwestią zupełnie bezsporną, w gruncie rzeczy budzi spore kontrowersje. W swoim tekście prof. Piskozub zapomniał bowiem dodać, że
utworzenie takiego tworu politycznego było elementem realizacji niemieckiej
koncepcji Mitteleuropy. Zgodnie z tą koncepcją suwerenność
Polski miała być w gruncie rzeczy zupełną fikcją... Aby pokazać
problematyczność przyjęcia rozwiązania proponowanego przez prof. Piskozuba, warto
przytoczyć tutaj dłuższy opis tej właśnie koncepcji:
„Naumann
także przedstawił jak zagospodarować politycznie zdobyte na Rosjanach ziemie
Królestwa Polskiego. Jak przystało na niemieckiego liberała, nie propagował on
twardej polityki pruskiej szpicruty, ale chciał, aby tereny te były uzależnione
gospodarczo i militarnie poprzez przynależność do wspólnego z Niemcami bloku
obronnego. Naumann nie propagował bezpośredniego wcielenia tych terenów do
Rzeszy, co według niego z jednej strony zniechęciłoby miejscową ludność polską,
a z drugiej strony byłoby źle odebrane na zachodzie. Naumann, co ukazuje jego
wielkość jako polityka, myślał długofalowo. Myślał już o końcu wojny i o
konferencji pokojowej, dlatego uważał, że pozostawienie zajętym terenom swobody
politycznej (chociażby w pewien sposób ograniczonej), może być wykorzystane
propagandowo wobec Francji i Wielkiej Brytanii, bądź jako swoista karta
przetargowa w negocjacjach pokojowych. Jak należy postąpić z Polską Naumann
pisał na łamach swego tygodnika Die Hilfe już 5 sierpnia 1915 roku, czyli
jeszcze przed ukazaniem się jego Mitteleuropy: „Warszawa zdobyta! Jest to
wydarzenie w historii świata, którego doniosłości dziś jeszcze nie można
ogarnąć. Jest to najpotężniejszy czyn historyczny od zdobycia Antwerpii. Pod
względem czysto militarnym wkroczenie do Warszawy to tylko krok na drodze do
wypierania wojsk rosyjskich, ale stara stolica Polski nie jest jedynie obiektem
wojskowym. Jest to ośrodek narodu na poły złamanego, który na długie
dziesięciolecia oczekiwał takiego właśnie dnia… Od stu lat przeszło Rosja
wszelkimi środkami próbowała uczynić to miasto sobie uległe. Przed rządem
niemieckim staja natychmiast zadania administracyjne trudne i brzemienne w
następstwa. Jest to potężny materiał dla kongresu pokojowego”. Po ukazaniu się
tekstu Naumanna kanclerz Bethmann-Hollweg postanowił przyjąć jego koncepcję i
wprowadzić ją w praktykę. Jeszcze przed wydaniem tzw. Aktu 5 listopada
stwierdził on, że: „[…] Najznośniejszym dla nas wyjściem z sytuacji byłaby Polska
niezależna, ale tak ściśle z nami związana, że utrzymując z Niemcami ożywione
stosunki gospodarcze nie byłaby dla nas niebezpiecznym sąsiadem, ani pod
względem wojskowym, ani politycznym”. Polska miała się stać pierwszym ogniwem w
całej niemieckiej koncepcji strefy wpływów w Europie środkowo-wschodniej.
Naumann wydając swe dzieło Mitteleuropa stworzył zarys, schemat, ideę, która
mimo iż nigdy nie została w pełni zrealizowana, stworzył podstawę na której w
roku 1918 starano zbudować jej dalszą część. Ramy geograficzne zawarte w
Mitteleuropie oddają tylko sytuację z końca roku 1915, lecz nie są one twardo
zamknięte i mogą być poszerzone, co ostatecznie się stało. Naumann swym dziełem
zasadził w głowach najważniejszych niemieckich decydentów ideę, która po prostu
mówiła jak zagospodarować powstałą lukę i jak tę lukę przekształcić we własną
strefę wpływów”. ("Koncepcja mitteleuropy wg Naumanna").
Odrzucenie 5 listopada 1916
jako dnia odzyskania przez Polskę niepodległości ma więc bardzo jasne
przesłanie polityczne. I to właśnie tak bardzo nie podoba się prof.
Piskozubowi. W końcu jest on zwolennikiem koncepcji ścisłej integracji Polski z
Niemcami, czyli w gruncie rzeczy realizacji idei Mitteleuropy. (Koncepcji,
która w tej chwili realizowana jest pod płaszczykiem budowania Unii
Europejskiej. Na temat stosunku prof. Piskozuba do Unii Europejskiej piszę we
wspomnianym wyżej tekście).
Pójdźmy dalej. Prof. Piskozub obarcza Polskę odpowiedzialnością za katastrofę
wrześniową 1939 roku:
„Obóz
narodowy, który w taki sposób przeinaczył dzieje “sprawy polskiej” podczas
pierwszej wojny światowej, w okresie międzywojennym odpowiedzialny jest za
kontynuowanie swej zajadłej propagandy antyniemieckiej. Urabiała ona opinię
publiczną w kierunku, który zaowocował katastrofą wrześniową 1939 roku. Kiedy
różne siły międzynarodowe zaczęły zawiązywać koalicję antyniemiecką, znalazły w
Polsce podatny grunt dla wmanewrowania jej w spiralę wydarzeń, wciągających ją
w wojnę z Niemcami.”
Przyjęcie przez prof. Piskozuba takiego właśnie poglądu na tę sprawę nie dziwi, gdyż jest on w końcu zwolennikiem koncepcji
Mitteleuropy. Jego zdaniem Polska powinna była podporządkować się politycznym
ambicjom Niemiec, gdyż rzekomo leżało to w naszym interesie. Także to twierdzenie
jest dla niego „prawdziwą prawdą“. Tak się jednak składa, że sprawa
ewentualnego zawarcia sojuszu Polski z Niemcami jest wyjątkowo sporną wśród
historyków. Ale nie dla prof. Piskozuba...
Z kwestią tą powiązana jest następna. Prof. Piskozub nie tylko obarcza Polaków
odpowiedzialnością za katastrofę wrześniową, ale także za wyjątkowo brutalny
przebieg okupacji niemieckiej:
„Następny
temat tabu to losy narodu pod ponad pięcioletnią okupacją. W przypadku
niemieckiej, czy nie mogłaby ona dla ludności polskiej być podobną do tej, jak
na zachodzie we Francji, czy na północy w Danii? A w każdym razie nie gorsza,
niż w sąsiednim Protektoracie Czech i Moraw? U schyłku życia Jan Karski
postawił pytanie, czy działalność Podziemia nie przyniosła więcej strat, niż
osiągnięć? Czy metody walki z okupantem nie przypominały niekiedy zwalczanych
obecnie działań terrorystycznych? Czy wykorzystywanie dzieci do tej walki nie
stoi w sprzeczności ze współczesnymi konwencjami międzynarodowymi?”
Zgodnie z „prawdziwą
prawdą” prezentowaną przez prof. Piskozuba, za zbrodnie popełniane na Polakach
odpowiedzialni są więc...sami Polacy. Prof. Piskozub na pewno ma
rację wskazując, że przyjęcie konfrontacyjnych metod walki z okupantem w
znacznym stopniu przyczyniło się do zwiększenia brutalności postępowania Niemców w stosunku do Polaków. Jednakże
sugerowanie, że to zachowanie Polaków było jedyną albo po prostu główną
przyczyną brutalnego przebiegu tej okupacji, jest sprawą dość problematyczną. Prof.
Piskozub nie raczył bowiem wspomnieć o Generalnym Planie Wschodnim, który przewidywał daleko
posuniętą eksterminację narodu polskiego. Inny przebieg okupacji niemieckiej w
zachodniej i wschodniej Europie w końcu można wytłumaczyć tym, że nie było żadnego „Generalnego Planu
Zachodniego”. Prof. Piskozub zapomniał także wspomnieć o tym, że Niemcy od
samego początku wojny stosowali wyjątkowo brutalne metody walki z Polakami. A
więc: zanim polski ruch oporu w ogóle zdołał się zorganizować... Na przebieg
tej okupacji na pewno także wpływ miała decyzja rządu polskiego, który nie zdecydował się na
kolaborację z Niemcami. I pewnie tego właśnie prof.
Piskozub nie może przeboleć...
W swoim artykule prof.
Piskozub stylizuje się na obrońcę prawdy, który zaciekle walczy z wszelkimi
„propagandowymi przeinaczeniami po linii następujących po sobie formacji
ideologicznych“. Niestety, uważnie czytając jego teksty, trudno oprzeć się wrażeniu, że także i one stanowią narzędzie propagandy. Moim zdaniem, teksty tego autora służą odpowiedniemu urabianiu
Polaków do tego, by bezkrytycznie przyjęli koncepcję
zagospodarowania naszego kraju, która została stworzona za naszą zachodnią granicą. Być może koncepcja ta leży w naszym interesie. Żeby się jednak o tym
przekonać, należy otwarcie o niej dyskutować. Teksty prof. Piskozuba natomiast
mają wybitnie manipulacyjny charakter, co ostatecznie przekreśla możliwość rozpoczęcia
jakiejkolwiek otwartej i rzeczowej debaty na ten temat.
.
OdpowiedzUsuńZob.:
Czy Polacy odzyskają swą historię?
http://piastpolski.pl/readarticle.php?article_id=76
.
I ten właśnie lokaj Niemiec usunął mój obszerny przeciwniemiecki komentarz na jego stronie.Czego się spodziewać po tym oszuście będącym na pasku Niemców?
OdpowiedzUsuńKsenofobia,germanofobia, szowinizm, Nihilizm to piękny obraz najświętszej kultury polskiej dla akredytowanych w Polsce naukowców. Odrodzone upiory przeszłości w odrodzonej Polsce. Q U O V A D i S.
OdpowiedzUsuń