Zapowiedź mojego najnowszego tekstu, który zostanie wkrótce
opublikowany:
Planowane przez MEN zmiany programu nauczania historii
napotykają na opór wielu przedstawicieli kręgów prawicowo-konserwatywnych. Co
więcej, obronę rozbudowanego programu szkolnego w kwestii historii uważają oni
za wyraz ich prawicowego czy też konserwatywnego światopoglądu. A sprawa jest
trochę bardziej skomplikowana. W końcu idea kształtowania świadomości
społecznej poprzez zuniformizowane publiczne szkoły ma oświeceniowy a więc w
gruncie rzeczy lewicowy rodowód. Natomiast propagowanie twierdzenia, że w
związku z tym historia powinna zostać praktycznie usunięta ze szkół publicznych
a najlepiej jeszcze sam obowiązek szkolny, niestety także jest dość
problematyczne.
(...) Kwestia programów nauczania historii jest elementem
szerzej pojętej polityki historycznej. Na gruncie paradygmatu nowożytnego
polityka historyczna w pełni podporządkowana jest koncepcji racji stanu. Jej
celem jest wytwarzanie jedności i tożsamości społecznej poprzez tworzenie
wspólnej pamięci historycznej jak również wskazywanie na to, kto jest wrogiem a
kto przyjacielem (polityka wewnętrzna). Za pomocą polityki historycznej państwo
może także mobilizować masy i sterować nimi w określonym kierunku. Polityka
historyczna skierowana jest także na zewnątrz, co ściśle związane jest z
wytwarzaniem propagandowego wizerunku danego państwa. Zgodnie z paradygmatem
nowożytnym państwo kreuje więc swoją
własną rzeczywistość, która musi odpowiadać jego racji stanu. Liczy się tylko
techniczna skuteczność. W przypadku takiej koncepcji polityki historycznej,
badanie czy też nauczanie historii ma służyć interesom państwa a nie
poszukiwaniu prawdy. Koncepcja ta jest nie do pogodzenia z paradygmatem
Cywilizacji Łacińskiej, zgodnie z którym zadaniem nauki jest poszukiwanie
prawdy a nie służenie doraźnym interesom politycznym. Ten drugi paradygmat
wymaga daleko posuniętego oddzielenia nauki od polityki, i przede wszystkim,
decentralizacji prowadzenia badań naukowych. Mając to na uwadze, konserwatyści
powinni w gruncie rzeczy dążyć do daleko posuniętej rezygnacji z tego, by
państwo mieszało się w sferę prowadzenia badań historycznych jak i nauczania
historii. Tutaj jednak pojawia się pewien problem. A polega on na tym, że
państwo, które zdecyduje się na „opcję łacińską” stanie się praktycznie
bezbronne w stosunku do państw, które obrały „opcję nowożytną”. Te drugie mogą
bowiem celowo prowadzić taką politykę historyczną, której celem będzie
osłabienie pierwszego państwa.
"państwo, które zdecyduje się na „opcję łacińską” stanie się praktycznie bezbronne w stosunku do państw, które obrały „opcję nowożytną"
OdpowiedzUsuńOpcja nowożytna jest zła, ale skuteczniejsza w realizacji niż opcja łacińska, która ukierunkowana na dobro musi musi zachować pokorę. Może jednak wytworzyć mechanizmy obronne realizując dobro wspólne. Ale nie można realizować tego dobra przez oświeceniowe państwo. Niestety dziś wielu katolików nie rozumie tego i kierując się dobrem wspólnym w demoliberalnym państwie służą Złemu. Podstawa to pozbycie się oświeceniowej świadomości państwa.
Opcja nowożytna jest zła, ale skuteczniejsza w realizacji niż opcja łacińska,
UsuńZastanawiam się czy jest skuteczniejsza, obecna dominacja nowożytności nie oznacza skuteczności w dłuższej perspektywie
Jeśli katolicy nie będą walczyć o cywilizację łacińską, to sama się nie obroni. W perspektywie długofalowej: na końcu będzie Sąd Ostateczny.
Usuń