Realia niemieckiej polityki nie są zrozumiałe dla polskich komentatorów z
kręgów prawicowych. W dużej mierze wynika to z tego, że patrzą oni na Niemcy
„przez polskie okulary”. Co oznacza, że analizują niemiecką scenę
polityczną przez pryzmat kategorii stosowanych do opisu polskiego życia
politycznego. Przede wszystkim chodzi o schemat lewica-prawica. Dla wielu
polskich „prawicowców” niemiecka prawica, czyli chadecja, jest synonimem
katolicyzmu, z czego wynika jej pozytywna ocena. Natomiast niemiecka lewica
oceniana jest jednoznacznie negatywnie. A sprawy są dużo bardziej
skomplikowane.
Analizowanie niemieckiej sceny politycznej za pomocą dualistycznego
schematu lewica-prawica jest poważnym błędem. Mamy tam bowiem do czynienia przynajmniej
z trzema prądami. Pierwszy z nich wywodzi się z tradycji cywilizacji łacińskiej
i odpowiada temu, co Polacy zazwyczaj rozumieją pod pojęciem prawicy. Prąd ten
ma już właściwie wartość historyczną, czego Polacy niestety nie rozumieją.
Pozostałe dwa to heglowska prawica i lewica. To one decydują o politycznym
rozwoju współczesnych Niemiec. Lewica i prawica heglowska wzajemnie się
warunkują, gdyż stanowią dwie pozycje skrajne schematu dialektycznego: teza
prowokuje powstanie antytezy, co ostatecznie prowadzi do syntezy. Napięcie
pomiędzy tymi przeciwieństwami wprawia cały system w ruch. Często też
trudno je od siebie oddzielić, gdyż nawzajem się przenikają, jak to
niegdyś było w przypadku narodowego socjalizmu.
Największą pomyłką polskiej prawicy jest więc brak zrozumienia tego, że
heglowska prawica nie ma nic wspólnego z katolicką prawicą wywodzącą się z
tradycji łacińskiej. Heglowska prawica w dużej mierze wywodzi się z cywilizacji
bizantyńskiej i cywilizacyjnie jest nam tako samo obca jak heglowska
lewica, która znajduje się pod dużym wpływem zlaicyzowanego judaizmu.
Zrozumienie tego faktu jest bardzo istotne dla odpowiedniego kształtowania
polskiej polityki niemieckiej. Polska prawica bowiem „lgnie” do niemieckiej
chadecji, nie rozumiejąc, że w ten sposób sama kopie sobie grób. Niemiecka
heglowska prawica jest bowiem takim samym zagrożeniem dla bytu narodu polskiego
jak i lewica. I tutaj nie ma czegoś takiego jak większe lub mniejsze zło.
Dlatego też nie wolno nam wspierać żadnej ze stron tego schematu
dialektycznego, tylko należy zwalczać go w całości. A najlepiej prowokować
takie sytuacje, aby obie pozycje skrajne po prostu wzajemnie się
blokowały.
Dlaczego niemiecka prawica heglowska jest zagrożeniem dla bytu narodu
polskiego? Bizantyńskie i pruskie Niemcy zawsze dążyły do podporządkowania
sobie Wschodu i w tej kwestii nic się do dziś nie zmieniło. Bizantynizm
współcznesnej niemieckiej prawicy przejawia się między innymi poprzez jej
stosunek do kwestii „wypędzonych”. To właśnie CDU/CSU jest tą partią, która od
samego początku intensywnie wspiera organizacje „wypędzonych”. Celem takiej
polityki miało być utrzymanie odpowiedniej tożsamości „wypędzonych”, tak by
mogli ją nadal pielęgnować po odzyskaniu przez Niemcy terenów utraconych na
wschodzie. Konrad Adenauer, który przez fundację noszącą jego nazwisko
stylizowany jest na wielkiego Europejczyka, bynajmniej nie był przyjacielem
Polski... Warto wiedzieć, że wschodnia polityka Willego Brandta (SPD), która
była zdecydowanie bardziej przyjazna względem Polaków, spotkała się z
gwałtownym sprzeciwiem ze strony niemieckich chadeków. Jego gest uklęknięcia
przed pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie został przez nich uznany za zdradę
stanu. Natomiast Hartmut Koschyk z CDU/SCU jest auotorem strategii powolnego
podporządkowania zachodnich terenów Polski Niemcom poprzez tzw. „budowanie
mostów” między obydwoma narodami. Strategia ta polega na narzucaniu Polakom
niemieckiego obrazu historii oraz kultury poprzez różnego rodzaju projekty
naukowe, społeczne itp., które rzekomo mają służyć polsko-niemieckiemu
pojednaniu. Stworzenie „Centrum Przeciwko Wypędzeniom” także najsilniej
forsowane jest przez CDU/CSU.
Sprawa „wypędzonych” jest też w iście bizantyński sposób łączona z religią.
Organizacje ziomków często spotykają się podczas różnych imprez religijnych, w
czym nie byłoby nic „zdrożnego”, gdyby nie fakt, że w środowisku tym pielęgnuje
się prawdziwą nienawiść do Polaków (co ciekawe, nie do Rosjan). A to
jednak koliduje z zasadami religii katolickiej (jeden z „wypędzonych” po
opublikowaniu mojego listu czytelnika w FAZ, przysłał mi maila z podziękowaniem
za ten list. Napisał, że to, co do tej pory słyszał o Polakach, napełniało go
tylko nienawiścią). Najbardziej skrajnym przykładem bizantynizmu niemieckich katolików
jest oczywiście sprawa Larsa Seitenstickera, przewodniczącego stowarzyszenia
"Związek Właścicieli Wschód". W jego odezwie wielkanocnej do
Polaków pt. "Wielkanoc 2012: Polscy chrześcijanie powinni modlić się za
Niemców i prosić ich o wybaczenie!" padają między innymi takie oto słowa: „Powtarzając za gdańskim sekretarzem stanu Felskim:
"kto narodowi odbiera ojczyznę, jest przez Boga wyklęty i nie zazna
pokoju, choćby go bardzo szukał. Jego dzieła nie będą błogosławione ani nie
wydadzą plonów, gdyż zabrać komuś ojczyznę to więcej niż zabić, a tego Bóg nie
wybacza”” (mój komentarz na temat tej odezwy http://magdalenazietek.blogspot.de/2012/04/odezwa-wielkanocna-do-polakow-larsa.html). Bizantynizm jest tutaj bardzo widoczny, gdyż ani
Biblia, ani Katechizm Kościoła Katolickiego nic nie mówią na temat tego,
że Bóg wyklina ludzi za „wypędzenie” innych. Co więcej, religia katolicka
naucza, że grzechem śmiertelnym jest grzech przeciwko Duchowi Świętemu, ale
milczy na temat tego, że mógłby on polegać właśnie na pozbawieniu kogoś
ojczyzny... Taka interpretacja katolicyzmu (pan Lars Seidensticker publicznie
deklaruje się jako katolik) jak ulał pasuje do niemieckiej bizantyńskiej
mentalności (a być może mamy tutaj do czynienia z jakimś niemieckim bogiem,
który rzeczywiście nie wybacza nikomu, kto pozbawi Niemców czegokolwiek...).
Ale to nie wszystko. Na stronie Stowarzyszenia został umieszczony projekt
utworzenia tzw. „Zentropy” autorstwa prof. Alexandra von Waldowa. Zentropa
miałaby być suwerennym państwem utworzonym pod auspicjami UE na „teranach
niemieckich aktualnie zarządzanych przez Polaków”. Zentropa ma posiadać własną
konstytucję, i to z odwołaniem do Boga. Koncepcja przedstawiona przez Waldowa
zakłada stworzenie nowego systemu gospodarczego w tym państwie, między innymi
za pomocą odpowiednich kredytów i programów gospodarczych. Zentropa ma być
państwen neutralnym i zdemilitaryzowanym oraz dwujęzycznym (czy aby Czytelnikom
również nasuwają się różne skojarzenia ze sprawą Kosowa?) Ale
to nie wszystko. Moralnym fundamentem tego państwa ma być .... przykazanie
miłości oraz pomoc Ducha Świętego („Aber die Basis für die Gemeinsamkeit ist
das Gebot der Nächstenliebe und die anzurufende Hilfe des heiligen Geistes”, http://www.eigentum-ost.de/dokumente/zentropa.pdf).
Cóż, ten religijny komponent koncepcji jakoś dziwnie
przypomina mi słowa H.v.Treitschkego, który swego czasu oświadczył: „Wyrzeczenie się własnej potęgi stanowi dla państwa
doprawdy grzech przeciwko Duchowi św.” (cyt. za: Feliks Koneczny,
Prawa dziejowe oraz dodatek Bizantynizm niemiecki, Londyn 1982).
Na niemieckiej prawicy kwitnie prusko-heglowski bizantynizm. Zgodnie z tą
tradycją państwo ma obowiązek nieustannie poszerzać sferę swego wpływu, gdyż
chodzi tu o najwyższy nakaz „ducha historii” (no właśnie „ducha historii”, a
nie Ducha Świętego...) Dobrowolne zrezygnowanie z czegoś, co kiedyś należało do
tego państwa, albo zdaniem „Prusaków” należeć powinno, w ogóle nie
wchodzi w grę. Historycznie przejawiało się to już poprzez prusko-niemiecki
imperializm.
Z imperializmem tym walczyła i walczy heglowska lewica, czyli niemieccy
socjaliści i komuniści. Prąd ten został ukształtowany przede wszystkim pod
wpływem zlaicyzowanego judaizmu. Jego twórcami są żydowscy
intelektualiści: Mojżesz Hess i jego uczeń Karol Marks. Podstawową
różnicą między heglowską prawicą i lewicą jest stosunek do kwestii
uniwersalizmu. Dla heglowskiej prawicy, etyka, prawo, interesy mogą być tylko
państwowe, co oczywiście zakłada stan permanentnej wojny między poszczególnymi
państwami. Marksizm natomiast wierzy w istnienie uniwersalnych wartości,
które mogą zostać urzeczywistione tylko na gruzach państw narodowych. Powolne
obumieranie państwa ma, zdaniem Marksa, zapewnić trwały międzynarodowy pokój (w
koncepcji heglowskiej „pokój” teoretycznie byłby możliwy tylko wtedy,
gdyby Prusy podbiły wszystkie inne państwa). Krytyka kierowana ze strony
heglowskiej lewicy pod adresem pruskiego imperializmu w wielu punktach była i
jest jak najbardziej słuszna. Należy przypomnieć, że heglowską lewicę i
katolicyzm łaciński łączy wiara w istnienie uniwersalnych wartości, co zostało
odrzucone przez heglowską prawicę. Różnica między lewicą a światem łacińskim
oczywiście dotyczy źródła tych uniwersalnych wartości: dla katolików jest to
nadane przez Boga prawo naturalne, dla heglowskiej lewicy sama ludzkość (w końcu
najsłynniejsza książka Mojżesza Hessa nosi tytuł „Święta historia ludzkości”).
Katolików łacińskich i niemiecką lewicę łączy więc negatywny stosunek do
pruskiej Realpolitik, a dzieli teoretyczne uzasadnienie tejże krytyki. Aby
uniknąć wszelkich nieporozumień, należy nadmienić, że niemiecka chadecja
oczywiście odwołuje się do „wartości europejskich”, praw człowieka, a nawet
Dekalogu. Problem polega na tym, że niemiecka chadecja zapewniła sobie monopol
na interpretowanie tego, co wartościami europejskimi jest, a co nie. I jakoś
tak się dziwnie składa, że intepretacja ta zawsze idealnie wposowuje się w
aktualną niemiecką Realpolitik...
Niemiecka polityka zagraniczna bardzo mocno krytykowana jest przez lewicowy
portal „German Foreign Policy” (http://www.german-foreign-policy.com/en/news/). Portal prowadzony jest przez redaktorów
związanych „ze skrajną niemiecką lewicą” (która znajduje się dużo bardziej na
lewo niż SPD). Autorzy portalu zarzucają swojemu własnemu państwu prowadzenie
polityki obliczonej na podporządkowanie Niemcom Europy, a potem innych części
świata. Na stronie znajdziemy krótki rys historyczny dotyczący rozwoju
niemiecko-pruskiego imperializmu, a konkretnie koncepcji „Neuordnung”.
Koncepcja ta zakłada nowe uporządkowanie Europy i świata przez Niemców, zgodnie
z ich wyobrażeniami, jak taki nowy – i oczywiście lepszy, jeśli nie idealny –
porządek miałby wyglądać. Nie trzeba dodawać, że takie „Neuordnung” rzekomo
leżało i leży w interesie całej ludzkości.
Czytając różne artykuły umieszczone na tej stronie, szybko można dostrzec,
że w kwestii Realpolitik uprawianej przez RFN niemiecka lewica naprawdę
ma sporo do powiedzenia. Po proste dobrze wie, jak państwo niemieckie działa
„od kuchni” . Nie znajdziemy tutaj bezkrytycznego powtarzania propagandy
uprawianej przez władze RFN, w którą wierzy zdecydowana większość niemieckiego
społeczeństwa (moim zdaniem, poziom zmanipulowania współczesnego niemieckiego
społeczeństwa jest porównywalny, jeśli nie większy, z tym z czasów III
Rzeszy). Oczywiście, nie wolno zapominać o ideologicznym tle krytyki
kierowanej przez lewicę przeciwko władzom RFN. Mimo wszystko, zasługuje ona na
poważne potraktowanie.
Podstawowe założenia niemieckiej polityki zagranicznej zostały
przedstawione przez Horsta Teuberta w artykule z 2007r. pt. „Zjednoczyć Europę za
pomocą metod z 1871 r. Poprzez UE Niemcy dążą do roli światowego mocarstwa“
("Europa einigen mit den Methoden von 1871. Mit Hilfe der
EU strebt Deutschland nach neuer Weltmachtrolle", http://www.vsp-vernetzt.de/soz-0704/070418.htm,
angielska wersja tekstu: "Germanys Bid for Great Power Through the
European Union" http://www.german-foreign-policy.com/en/fulltext/56047).
Pomimo tego, że artykuł powstał w 2007r., niestety jest
jak najbardziej aktualny. Zgodnie z jego główną tezą Niemcy dążą do stworzenia
kontrolowanego przez siebie państwa europejskiego, dzięki czemu będą mogły
odgrywać rolę światowego mocarstwa. Tekst powstał podczas niemieckiej
prezydencji UE, której priorytetem było doprowadzenie do uchwalenia
konstytucji europejskiej. Po tym jak Francuzi i Holendrzy odrzucili projekt
konstytucji, wykonanie tego zadania nie było łatwą sprawą. Teubert pojazuje, że
niemieckie elity polityczne nie przejęły się specjalnie negatywną reakcją
Europejczyków na plany utworzenia europejskiego państwa. Po prostu zaczęły się
zastanawiać, jak „technicznie” rozwiązać swój problem. Jednym ze sposobów
miałoby być rozpoczęcie odpowiedniej kampanii propagandowej. W tym kontekście
Teubert podaje przykład udanej kampanii propagandowej, która została stworzona
na okazję ataku NATO na Jugosławię w 1999 r. Zdaniem Tueberta, rozbicie
Jugosławii było jednym z ważniejszych strategicznych celów niemieckiej polityki
zagranicznej, jak również oderwanie Kosowa od Serbii. Niemcom udało się
wciągnąć do tej wojny całą Unię Europejską, gdyż została ona propagandowa
przedstawiona jako "europäischer Einigungskrieg" (europejska wojna
zjednoczeniowa; Teubert przypomina o trzech "Einigungskriege", które
były prowadzone przez Prusy w celu zjednoczenia Niemiec). Podobna kampania
miałaby także zostać przeprowadzona w celu zmiany nastawienia opinii publicznej
do koncepcji państwa europejskiego. Inną rozważaną opcją była zmiana nazwy
dokumentu, czyli celowe wprowadzenie w błąd Europejczyków. Nie wchodząc w
szczegóły, warto postawić pytanie, dlaczego Niemcom tak bardzo zależy na
stworzeniu takiego państwa. Zdaniem Teuberta Niemcy potrzebują wspólnej
polityki zagranicznej i obronnej po to, by w ten oto sposób mogły prowadzić
politykę wielkomocarstwową. Jednym z celów utworzenia wspólnej polityki
zagranicznej ma być osłabienie geopolitycznej pozycji Wielkiej Brytanii.
Ponadto utworzenie wspólnej armii umożliwiłoby Niemcom uzyskanie kontrolii nad
bronią atomową Francji i Anglii, bo sami Niemcy taką nie dysponują. Jednym
słowem, Niemcy dążą do stworzenia kontrolowanej przez siebie nowej potęgi
militarnej, która będzie stanowić przeciwwagę dla USA. Teubert analizuje także
kwestię powolnego zacieśniania się współpracy między Niemcami i Rosją. Jego
zdaniem, Niemcy chcą samodzielnie decydować o zaopatrzeniu krajów europejskich
w surowce: rosyjski gaz ma płynąć do innych państw przez Niemcy. Zdaniem
Teuberta, współpraca niemiecko-rosyjska przybiera taką postać, jaką miała przed
II Wojną Światową. Swój artykuł Teubert kończy słusznym stwierdzeniem, że
imperializm niemieckich elit politycznych stanowi także zagrożenie dla samego niemieckiego społeczeństwa. Niemiecka ludność już nie raz padała ofiarą
żądzy władzy, którą zarażone były jego elity. Dlatego też kieruje swój
apel do Niemców i innych Europejczyków: „Kto
chce uniknąć powtórki, musi ostrzegać przed hegemonialnymi tendencjami w
Niemczech, które coraz bardziej przybierają na sile“ („Wer eine
erneute Wiederholung verhindern will, muss vor den sich immer stärker
durchsetzenden hegemonialen Tendenzen in Deutschland warnen“).
Patrząc z perspektywy czasu, należy przyznać rację Teubertowi: projekt
konstytucji po przemianowaniu go na Trakat Lizboński został narzucony
Europejczykom. A w tej chwili niemieckie elity forsują projekt utworzenia
prawdziwego państwa europejskiego. Między innymi kanclerz Niemiec Angela Merkel
opowiedziała się za utworzeniem unii politycznej poprzez przekazywanie krok po
kroku narodowych kompetencji strukturom Unii Europejskiej (o czym na bieżąco
informuje portal German Foreign Policy, jak np. w artykule z 25 czerwca b.r.: http://www.german-foreign-policy.com/en/fulltext/58314).
Portal prowadzony przez Teuberta nie jest jedynym lewicowym środowiskiem,
które krytykuje niemiecką politykę zagraniczną. Krytyka taka kierowana jest
także ze strony niemieckich socjalistów. Konkretnie chodzi o Freie Deutsche
Jugend, która jest organizacją wywodzącą się jeszcze z NRD (była odpowiednikiem
naszego ZSMP). Pozostała ona wierna swojemu państwu i zwalcza RFN, które
zdaniem jej członków nielegalnie anektowało NRD. Mimo pewnej „egzotyczności”
profilu ideologicznego FDJ, wiele punktów krytyki kierowanej przeciwko
RFN zasługuje na uwagę. Na pewno warto przyjrzeć się umieszczonej na stronie
organizacji kronice niemieckiego imperializmu (http://deutscher-imperialismus.fdj.de/). Prezentuje ona najważniejsze działania niemieckich
elit politycznych dotyczące polityki zagranicznej od 1864 do 2006 r. Przede
wszystkim na uwagę zasługuje artykuł pt. „Niemiecki imperializm w (przeciwko)
Polsce – powrót“ ("Der deutsche Imperialismus in bzw. gegen Polen –
wieder" http://www.fdj.de/infoportal/artikel/pdf/dt_imperialismus_vs_polen.pdf). Artykuł jest jeszcze starszy niż tekst Teuberta,
bo pochodzi z 2005 r. Niestety, także i on nie stracił na aktualności. Natomiast ideologicznie piętno jest tutaj dużo bardziej widoczne niż w
przypadku tekstu Teuberta. Główną tezą artykułu jest twierdzenie, że
podporządkowywanie sobie Polski przez RFN służy wzmocnieniu „sił reakcyjnych” w
Niemczech. Taki stan rzeczy dla niemieckich socjalistów jest nie do
zaakceptowania: „To my ponosimy odpowiedzialność
za to, aby coś się zmieniło w kwestii władzy reakcji w Niemczech, tak by coś
się zmieniło w kwestii ucisku pracujących najemnie kobiet i mężczyzn w Polsce” („Wir
sind es, die in der Verantwortung stehen, daß sich an der Herrschaft der
Reaktion in Deutschland etwas ändert, damit sich an der Unterdrückung der
lohnabhängigen Frauen und Männern in Polen etwas ändert“). Autor
analizuje działalność niemieckich fundacji i innych organizacji w
Polsce, które jego zdaniem pełnią rolę „fortpoczty niemieckiego imperializmu”. Pokazuje także, jak niemieckie elity sięgnęły po sprawdzoną broń, czyli
wspieranie niemieckiej mniejszości w Polsce. Autor widzi w tym
kontynuację pruskiej tradycji, która odwoływała się do nacjonalizmu etnicznego.
Co ciekawe, autor pozytywnie wyraża się na temat krytyki pod adresem Niemiec,
kierowanej przez PiS: „Od czasu zmiany rządu w
Polsce we wrześniu i przejęciu władzy przez rząd centrowo-prawicowy, polska
burżuazja słusznie sprzeciwia się roszczeniom niemieckich organizacji
wypędzonych” („Seit dem Regierungswechsel in Polen im September und
dem Antritt einer Mitte-Rechts-Regierung konterkariert die polnische
Bourgeoisie – im Grunde berechtigt – die Ansprüche deutscher
Vertriebenenverbände“). Na marginesie warto dodać, że stosunek niemieckiej
chadecji do PiS jest zgoła inny (wystarczy tylko przytoczyć fragment tekstu,
pokazujący stosunek przewodniczącego Fundacji Adenuera Hansa-Gerta
Pötteringa do PiS. "Po pierwszej turze
wyborów prezydenckich przewodniczący FA Hans-Gert Pöttering w wypowiedzi dla
"Rzeczpospolitej" nie krył sympatii politycznych i opowiedział się po
stronie kandydata PO: "Cieszę się, że prowadzi Bronisław Komorowski.
Spotkałem go wiele razy, nadal jesteśmy w kontakcie. On jest stronnikiem silnej
Polski w silnej Europie. Cenię go i życzę mu wszystkiego najlepszego w II turze
(...)". Natomiast już po wyborach pismo FA
"Auslandsinformationen" entuzjastycznie przyjęło ich wynik:
„Zwycięstwo Bronisława Komorowskiego nad jego narodowo-konserwatywnym
konkurentem Jarosławem Kaczyńskim dało ostateczny koniec politycznemu
projektowi "IV RP". Nie można jeszcze mówić o normalności, jednakże
znów pojawiła się perspektywa stosunków partnerskich"”, Piotr
Bączek, „Fundacyjna Ostpolitik Berlina”, http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20111217&typ=my&id=my03.txt). Wracając do artykułu FDJ, jego autor na
końcu stwierdza, że celowo pominął pewne zagadnienia, jak na przykład sprawę niesławnej
roli kleru i religii w polskim społeczeństwie... ( „die
unrühmliche Rolle des Klerus und der Religion in der polnischen Bevölkerung”).
Także skrajnie lewicowe czasopismo „konkret” (założone przez nikogo
innego jak terrorystkę RAF, Ulrike Meinhof) w numerze 5 z 2004 r. opublikowało
trzy artykuły, które w sposób krytyczny odnoszą się do rozszerzenia UE na
Wschód. Zdaniem ich autorów, rozszerzenie UE od samego początku było
forsowane przez Niemcy, gdyż w ten sposób RFN mógło sobie podporządkować te
tereny. I tak np. Ralf Schröder w tekście „Stationen eines Feldzugs” („Stacje
kampanii wojennej”) wskazuje na to, że już przed rozszerzeniem Niemcy zapewniły
sobie polityczną i ideologiczną dominancję na tych terenach. Chodziło tylko o
to, by ją politycznie i prawnie zinstytucjonizować: „To
mogło zadziałać, gdyż niemiecki kapitał zbudował już prawie totalitarną
dominację w Europie Wschodniej, i ponieważ obecnych tam było tysiące
niemieckich doradców, dyrektorów fundacji, naukowców, kierowników projektów,
ekspertów od administracji, fachowców ds. kultury, którzy formalnie i
nieformalnie, świadomie i nieświadomie pracowali nad tym, aby te młode państwa,
po niemieckiej myśli, uczynić kompatybilnymi z UE”. Stwierdza on
dalej, że rozszerzenie UE de facto jest realizacją planu Hitlera, którego celem
było zaprowadzenie niemieckiego porządku w Europie Środkowo-Wschodniej.
Jego zdaniem, UE stała się narzędziem, za pomocą którego Niemcy uprawiają
swoją hegemonialną politykę: „Podczas gdy celem
UE w jej wczesnych latach była – daremna – próba, by Niemcy ucywilizować
politycznie, Berlin już dawno zaczął rozdawać karty i oferuje Europejczykom
pokój ( i częściowy, stopniowalny współudział) za cenę dobrowolnego
podporządkowania się” („Stand die EU in ihren frühen Jahren
für den – vergeblichen – Versuch, Deutschland durch die Einbindung
machtpolitisch zu zivilisieren, hat Berlin den Spieß längst umgedreht und
bietet den Europäern Frieden (und eine gestufte Teilhabe) gegen den Preis der
freiwilligen Unterodnung an”). Schröder krytykuje „intelektualnych wasalów” z
krajów, które weszły w 2004 do UE, między innymi za stworzenie pojęcia „powrót
do Europy”. Jego zdaniem hasło to jak ulał pasuje do propagandy niemieckich
historyków i politologów, którzy już od czasów Hitlera mówią o potrzebie
zjednoczenia kontynentu... Autor wskazuje, że rozszerzenie UE od samego
początku zostało propagandowo powiązane z ideą uchwalenia kontytucji
europejskiej. Posługiwano się bowiem argumentacją, że Unia składająca się z
tylu państw musi zostać zreformowana, czyli zamieniona w państwo europejskie.
Czytając wszystkie te artykuły, trudno oprzeć się wrażeniu, że niemiecka
lewica mówi dokładnie to samo, co …. Nasz Dziennik albo Radio Maryja. Warto na
przykład skonfrontować tekst Teuberta z niedawną wypowiedzią prof. dr
hab. Krystyny Pawłowicz pt. „Niemcy forsują swój plan wzmocnienia Unii” (http://www.polishclub.org/2012/06/21/prof-dr-hab-krystyna-pawlowicz-niemcy-forsuja-swoj-plan-wzmocnienia-unii-felietonie-z-cyklu-myslac-ojczyzna/). Przesłanie cytowanego wyżej artykułu Piotra
Bączka, dotyczącego fundacyjnej Ostpolitik Berlina, także w pełni pokrywa się z
twierdzeniami zawartymi w tekście FDJ. Co więcej, tekst Ralfa Schrödera
wskazuje dokładnie na te same niebezpieczeństwa, przed którymi ostrzegały środowiska endeckie!
Sytuacja jest więc zupełnie kuriozalna. Oto niemiecka lewica i Nasz
Dziennik mówią jednym głosem! Co ciekawe, na tle przedstawionych wyżej
wypowiedzi, polska lewica zgromadzona wokół Krytyki Politycznej, zasługuje na
miano... karłów reakcji. Krytyka Polityczna finansowana jest przez kilka
niemieckich fundacji (które – jak wiemy – są „fortpocztą niemieckiego
imperializmu”) i działa na rzecz polsko-niemieckiego pojednania realizowanego
według scenariusza napisanego w Berlinie (mój tekst na temat związków KP z RFN:
http://magdalenazietek.blogspot.de/2012/06/czy-sierakowski-jest-naszym-polskim.html). Jednym słowem, z perspektywy niemieckiej lewicy,
Krytyka Polityczna musi zostać uznana za narzędzie niemieckiego imperializmu
oraz za zdrajcę lewicowych ideałów...
Podsumowując należy stwierdzić, że musimy dokładniej poznać krytykę
niemieckiej lewicy kierowanej pod adresem niemieckich elit. Z bardzo prostego
powodu: za każdym razem, gdy będą nam one zarzucać „egoizm” i „nacjonalizm”,
należy po prostu odsyłać je do niemieckiej lewicy. Dlaczego sami mamy
bronić się przed niesłusznymi oskarżeniami? Po prostu rzućmy „niemieckich
imperialistów” niemieckiej lewicy na pożarcie :)
"Największą pomyłką polskiej prawicy jest więc brak zrozumienia tego, że heglowska prawica nie ma nic wspólnego z katolicką prawicą wywodzącą się z tradycji łacińskiej"
OdpowiedzUsuńNajwiększą pomyłką polskiej prawicy jest to,że nazywa siebie prawicą. To oświeceniowe bękarty z religijnymi sztandarami. Czy ideologiczny podział na prawicę/lewicę odpowiada teistycznemu podziałowi na dobro/zło? Myślę,że nie, prawością nie można nazywać partii skażonych oświeceniowymi ideologiami. Ten oświeceniowy podziała przyćmił podział na teistyczne kryterium dobro/zło i chyba oto chodziło. Niemcy UE są jednym z filarów rozprzestrzeniania się złego ducha.I to nie Niemcy są silne , tylko Polska słaba. Najpierw trzeba posprzątać na swoim podwórku i dopóki nie pojawi się w PL siła polityczna odwołująca się językiem racjonalnym do teistycznego kryterium dobra/zła, dopóty nie otworzymy drogi do zmian cywilizacyjnych.
Oczywiście. Ale tak długo jak polska prawica będzie wpatrzona w chadecję, trudno jej będzie zrozumieć swój własny błąd. Moim zdaniem, podział na prawicę i lewicę to po prostu podział na prawdę i fałsz oraz dobro i zło. I w gruncie rzeczy cała na prawicowo-lewicowa nomenklatura nie jest potrzebna. Podział ten rzeczywiście ma oświeceniowe korzenie.
Usuń"Po prostu rzućmy „niemieckich imperialistów” niemieckiej lewicy na pożarcie :)"
OdpowiedzUsuńA nie wystarczy ignorowac i poczekac? Wszyscy "wypedzeni" zaraz poumieraja wiec problem rozwiaze sie sam. CDU i CSU nie ma nowych czlonkow i straci pryewage na ryecz nowych partii jak np. piratow.
Po to budowane jest Centrum Przeciwko Wypędzeniom, żeby przekazać pałeczkę nowym pokoleniom. Do tego Centrum mają być prowadzane wycieczki szkolne, itp. W ten sposób nowe pokolenia mają być odpowiednio edukowane. A to jest bardzo niebezpieczne, bo młodzi Niemcy nie mają żadnego pojęcia o historii, i wszystko można im wmówić. Tak więc nie wolno nam dopuścić do tego "przekazania pałeczki".
OdpowiedzUsuńTak jest, najlepiej wybudować swoje Centrum Wypędzonym. I zamiast jeździć dobrowolnie na roboty do Niemiec wywędrować na Podkaukazie. Niech Europa wie, ze Polak ma swój honor.
Usuńhttp://forumdlazycia.wordpress.com/2012/07/30/wywiad-rabin-abe-finkelstein-o-zydowskiej-kontroli-swiata-to-moze-okazac-sie-najbardziej-wstrzasajaca-rzecza-o-jakiej-kiedykolwiek-slyszales-jesli-to-cie-
OdpowiedzUsuń