Wielu bacznych obserwatorów życia
politycznego III RP na pewno zadaje sobie pytanie o to, dlaczego – wbrew
konsekwentnie prowadzonej przez władze naszego państwa antypatriotycznej polityce – zostało
ustanowione święto państwowe na cześć tzw. Żołnierzy Wyklętych. Co
więcej, jest to promocja swoistego ich kultu. Na pierwszy rzut oka
można by przypuszczać, że chodzi o to, by dać Polakom jakąś nieszkodliwą
namiastkę patriotyzmu. Jednakże po głębszym zastanowieniu się trudno nie
dostrzec, iż taka forma patriotyzmu jest propagowana właśnie dlatego, że ma ona
na trwałe szkodzić Polsce. Mamy tutaj
bowiem do czynienia z celowymi działaniami wychowawczymi (w rozumieniu
socjocybernetyki), które mają u Polaków wytworzyć postawy, które są szkodliwe z
punktu widzenia interesów narodu polskiego. Po pierwsze, działania te mają
służyć „podtrzymaniu przy życiu” stereotypu męczennika, który jest dominującym
stereotypem patriotyzmu w społeczeństwie polskim. Związany jest z nim kult
tych, którzy w imię racji moralnych przegrali walkę polityczną. Po drugie,
działania te mają wzmocnić panującą w Polsce ideologię antykomunizmu. Po
trzecie, kult ten ma także na celu podtrzymanie w społeczeństwie polskim
rusofobii.
Zacznijmy od pierwszego aspektu
kultu Żołnierzy Wyklętych. Kult ten idealnie wpisuje się w dominujące wśród
Polaków wyobrażenie patriotyzmu jako gotowości do złożenia najwyższej ofiary za
swoją ojczyznę. Tak rozumiany patriotyzm ignoruje pytanie o skuteczność
podejmowanych działań na rzecz ojczyzny – liczy się jedynie ich etyczny wymiar,
rozumiany jako gotowość do umierania za rzekomo słuszną rację moralną. Takie
właśnie oprogramowanie patriotyczne oczywiście sprzyja przegrywaniu na polu –
nazwijmy to – codziennej i przyziemnej walki politycznej. Nie uczy ono bowiem podejmowania działań w
sposób przemyślany, zdyscyplinowany i konsekwentny. Zamiast tego wzmacnia emocjonalny
i spontaniczny (wręcz odruchowy) sposób reagowania na konkretne wyzwania i
zagrożenia. Kult Żołnierzy Wyklętych ma więc odwracać uwagę Polaków od takich
wzorców patriotyzmu, które zakładają podejmowanie planowych i systematycznych
działań na rzecz państwa polskiego. Zatrzymajmy się dłużej przy tym
zagadnieniu.
W tekście, który ma stanowić
pierwszy rozdział książki pt. „Podstawy naukowe nacjokratyzmu” (dostępnym na
stronie www.socjocybernetyka.pl), Józef Kossecki omawia rolę taktyki, sztuki operacyjnej,
strategii i ideologii w działaniach społecznych. Cytuje on klasyka nauk wojennych,
generała Stefana Mossora: „Taktyka w pojęciu nowoczesnym obejmuje nie tylko umiejętność
ugrupowania wojska do walki, ale i uzgodnienie kilku walczących obok siebie
czynników do wspólnego wysiłku mającego jeden cel ograniczony w czasie i
przestrzeni. […] Strategia jest najwyższą dziedziną sztuki wojennej. Nie
zniża się ona nigdy do rzemiosła wojennego, jakim jest bezsprzecznie taktyka,
pozostając zawsze na wyżynach potężnych zamiarów, rozstrzygających o losach
krajów”. Na tle takiego rozróżnienia należy przyjąć, iż Żołnierze Wyklęci
działali wyłącznie na poziomie taktycznym, ich działania nie były jednak
podejmowane w ramach jakiejkolwiek przemyślanej strategii. Podtrzymywanie
takiego kultu ma więc na celu to, aby Polacy nie potrafili myśleć i podejmować
skutecznych działań na poziomie strategicznym. J. Kossecki wskazuje na to, że „W polityce dodać tu jeszcze trzeba walkę
ideologiczną, gdyż ideologia w rozumieniu socjocybernetycznym, wytycza
zasadnicze cele wszelkich działań społecznych, w tym również wszelkich rodzajów
walki. […] Strategia wynika z
ideologii, sztuka operacyjna wynika ze strategii, zaś taktyka ze sztuki
operacyjnej. […] Pojęcie ideologii ma
w tych rozważaniach znaczenie ogólne i oznacza systemy norm społecznych
wytyczających zasadnicze cele działań społeczeństwa jako systemu
autonomicznego. Przy czym przez system autonomiczny - zgodnie z definicją
Mariana Mazura - rozumiemy system, który ma zdolność do sterowania się i może
przeciwdziałać utracie tej swojej zdolności, albo inaczej mówiąc jest swoim
własnym organizatorem i może się sterować zgodnie z własnym interesem (w
określonych granicach)”. Ze słów tych jednoznacznie wynika, że o społecznym
systemie autonomicznym możemy mówić tylko wtedy, kiedy jest on w stanie
wypracować swoją własną ideologię i strategię. Dopiero po wykonaniu tego
zadania można przystąpić do celowych i skutecznych działań społecznych. W
przeciwnym razie – jak słusznie stwierdza J. Kossecki: „narażamy się na fiasko tych działań, albo też przejęcie - jawne lub
ukryte - sterowania tymi działaniami przez inny system, który powyższe problemy
rozwiązał i może działaniami społecznymi skutecznie sterować - oczywiście we
własnym interesie”.
Rozważania J. Kosseckiego na
temat związku między strategią a ideologią prowadzą nas do drugiego aspektu
kultu Żołnierzy Wyklętych, czyli kwestii ideologii antykomunizmu. W celu
uniknięcia możliwych nieporozumień chciałabym zaznaczyć, że pod pojęciem
ideologii antykomunizmu rozumiem ideologię, która jest odpowiednikiem ideologii
antyfaszyzmu. Ideologia ta nie posługuje się żadnym precezyjnie zdefiniowanym
pojęciem komunizmu, nie proponuje żadnej spójnej teoretycznie krytyki komunizmu
oraz tworzy czarno-biały obraz rzeczywistości, zgodnie z którym obywatele PRL
dzielili się na komunistów oraz opozycję demokratyczną. Po dokonaniu tego
uściślenia przywołajmy jeszcze raz J.
Kosseckiego, który stwierdza, iż „w
hierarchii skuteczności społecznej, najwyżej stoi wybór odpowiedniej ideologii,
następnie właściwej strategii, potem rozwiązań operacyjnych i na koniec
taktycznych. Błędnych wyborów ideologicznych nie da się nadrobić nawet
najlepszą strategią, sztuką operacyjną czy taktyką […]”. Jak już to już
zostało wspomniane, kult Żołnierzy Wyklętych idealnie wpisuje się w ideologię
antykomunizmu, która zdominowała polskie życie polityczne. Zgodnie z tą
ideologią cały dorobek PRL należy uznać za z gruntu zbrodniczy i potępić go
moralnie. Z tego wynika taka sama ocena każdej formy współpracy ze strukturami
ówczesnej państwowości. W świetle tej ideologii postawa np. Adama Doboszyńskiego,
który nawoływał do zaprzestania walk przez żołnierzy, współcześnie nam obwołanych
Żołnierzami Wyklętymi, także zasługuje na moralne potępienie. Kult Żołnierzy
Wyklętych ma więc służyć temu, aby w Polsce nie powstała żadna inna ideologia,
która mogłaby wyprzeć ideologię antykomunizmu. Zaś ideologia antykomunizmu powstała
w ośrodkach sterowniczych innych systemów, które za jej pomocą,, zgodnie z
przytaczanymi słowami J. Kosseckiego, sterują społeczeństwem polskim w swoim
własnym interesie. Zagadnienie to wymaga osobnego opracowania, w tym tekście
chciałabym tylko zwrócić uwagę na jeden aspekt szkodliwych dla Polski skutków
tej ideologii.
Chodzi o kwestię Ziem
Odzyskanych. Przyłączenie tych ziem do
Polski jest ściśle powiązane z powstaniem PRL-u i polityką Związku Radzieckiego.
Co więcej, także z PRL-em powiązane jest ściśle zbudowanie struktur polskiej
państwowości na tym obszarze. Ideologia radykalnego antykomunizmu, czyli
radykalnego negowania legalności i dorobku PRL, siłą rzeczy musi prowadzić do
zanegowania wysiłku tych wszystkich osób, które pracowały nad budowaniem
struktur polskiej państwowości na tych terenach. W świetle kultu Żołnierzy
Wyklętych działania tych osób jawią się jako antypolskie – jako wyraz podległości Moskwie i hołdowania
komunistycznej ideologii. Pod wpływem działania tej propagandy sami Polacy
coraz częściej negują koncepcję Ziem Odzyskanych i traktują ją wyłącznie
jako wytwór propagandy komunistycznej (należy na marginesie dodać, że pod
wpływem tej samej propagandy wielu Polaków posługuje się propagandowym terminem
„wypędzonych”). Co więcej, coraz częściej uważają za moralnie uzasadnione
żądania niemieckie do odtwarzania niemieckości na tych terenach – właśnie w
ramach rozrachunku z komunizmem i „antyniemiecką propagandą PRL”. Żeby nie
pozostać gołosłownym, przywołam jeden przykład. Zacytujmy fragment artykułu Dziś Polacy na Dolnym Śląsku z radością
witają niemieckich turystów, którzy z akceptacją wrocławian nazywają
Wrocław Breslau. Dziś we Wrocławiu z powodzeniem funkcjonuje mniejszość
niemiecka. […] Wcześniej część
Wrocławian łączyła się w solidarnościowym zrywie przeciwko komunistycznej
władzy i jej propagandzie. Dziś mieszkańcy miasta wydają się być pogodzeni z
niełatwą kulturą Wrocławia i żyją świadomie w pełnej asymilacji kulturowej”
Roberta Kościelnego pt. „Na straży polskich interesów”.
Zaprezentujmy jego dłuższy fragment: „Chodzi
o fakt, że obszar ten, choć słowiański, to jednak od średniowiecza zniemczany
przez kolonistów, później należący do państwa pruskiego, a następnie Niemiec,
dostał się po II wojnie światowej w granice sowieckiego protektoratu, zwanego
od 1952 r. Peerelem, rządzonym przez polskich namiestników na podstawie
otrzymanego od Moskwy jarłyku. Namiestnicy wyznaczali lokalnych kacyków
otaczających się prowincjonalnym dworem. Wśród dworzan byli również historycy.
I to oni właśnie oraz ich młodsze klony piszą dziś historię tych ziem po 1945
r., równie zakłamaną jak ich życiorysy. […] Przyjąć, że w 1945 r. rodziła się państwowość polska czy w ogóle
państwowość - wszak niektórzy socjologowie uważają, że Peerel nie tylko nie był
Polską, ale również nie wypełniał definicji państwa - jak też uznanie, że w
czasach przełomu tworzyliśmy jakąś wspólnotę będącą w stanie razem (z PZPR)
odbierać doświadczenia "na drodze do społeczeństwa obywatelskiego",
to uruchomić katarynę, która już będzie mówić za nas: z różnych stron
historycznego podziału szliśmy do tego samego celu - III RP,
"demokratycznego państwa prawnego, urzeczywistniającego zasady
sprawiedliwości społecznej". To przyznać, że racje rotmistrza Pileckiego
były tyle samo warte co Humera, że Polska z testamentu "Warszyca" nie
może rościć pretensji do bycia lepszą od tej opisanej w konstytucji z 1952r., a
I sekretarz KW miał swoją rację i palący gmach KW mieli swoje racje.[…] Należy podnieść znaczenie Szczecina -
uświadomić mieszkańcom miasta i kraju, a nade wszystko sąsiadowi z Zachodu, że
jesteśmy tu, bo wywalczyliśmy sobie te ziemie walką z komunizmem: krew Polaków
wylana w 1970 r., męstwo lat 1980-1981, walka i ofiary stanu wojennego
uzasadniają w sposób absolutny i bezsporny naszą obecność nad Odrą i Bałtykiem.
Dzięki naszemu zaangażowaniu i poświęceniu w walce z nasłanymi z
"moskiewskiego chanatu" nadzorcami runął mur berliński, mogło dojść
do zjednoczenia narodu niemieckiego, Europa mogła odetchnąć od trwogi przed
komunizmem i wojną atomową. Wywalczyliśmy sami sobie te ziemie. W sposób
heroiczny, pokojowy. I dlatego tu jesteśmy i będziemy. A nie dzięki sowieckim
czołgom i pepeszom - jak to próbują wciskać niewolnicze dusze, które wychynęły
z cienia Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Szczecinie. Nie może być tak, że do
miasta wjeżdża się Trasą im. Piotra Zaremby, pieszczocha władzy ludowej. Do
Szczecina winno się wjeżdżać promenadą bohaterów Grudnia ´70 i Sierpnia ´80. A witać
przybyszów powinien olbrzymi monument upamiętniający ofiary komunizmu i
niezłomnych walczących z reżimem” („Nasz Dziennik”, 29.10.2012). Celowo
przytoczyłam dłuższy fragment tego tekstu, gdyż stanowi on dobitne
potwierdzenie postawionych w moim tekście tez. Autor maluje czarno-biały obraz
PRL, którego obywatele rzekomo dzielili się na polskich namiestników na podstawie otrzymanego od Moskwy jarłyku oraz
prawdziwych patriotów-opozycjonistów, do których należeli oczywiście Żołnierze
Wyklęci.
Wyznawcy ideologii antykomunizmu –
co zostało zaprezentowane na dwóch powyższych przykładach – potępiają działania
podejmowane przez wszystkich tych, którzy po wojnie pracowali nad ustanowieniem
polskiej państwowości na tych terenach. Za wyraz rzekomej uległości Moskwie
muszą oni więc uznać np. powojenną twórczość Melchiora Wańkowicza. Wańkowicz w książce
pt. „Walczący gryf” pisze tak: „Na zjeździe
w pięćsetlecie Grunwaldu zorganizowanym w Krakowie w 1910 roku witałem imieniem
młodzieży Pomorzan składających wieńce u stóp pomnika Jagiełły. W 1913 roku,
przemierzając Pomorze Gdańskie, drętwiałem widząc ład pruski zakrzepły na
mierzwie słowiańskiej. W 1919 roku szedłem pieszo z Kolibek do Gdyni po
wyzwolonym brzegu. W dwudziestoleciu widziałem Gdynię rosnącą z piachu
nadmorskiego. W lipcu 1939 roku widziałem fanfary i parady hitlerowskie w
Gdańsku; niebawem runął kolejny odwet. I doczekałem nowego nawrotu fortuny. Ale
tym razem nie szedłem od Kolibek do Gdyni, tylko jechałem naszym brzegiem od
Gdańska po Szczecin. W dwa i pół tygodnia po wyzwoleniu Gdańska i nazajutrz po
osadzeniu tam pierwszego wojewody, w dniu 16 kwietnia 1945 r., wpisano do ksiąg
pierwszego noworodka – Barbarę Labun, córkę artystki-malarki […] Czas pracuje
na nas”. Wańkowicz dalej wymienia wszystkich tych, którzy pomagali mu przy
pisaniu tej książki – wśród nich są także osoby publiczne. Wspominam o tym
dlatego, iż dla wyznawców ideologii antykomunizmu są oni wyłącznie zdrajcami.
Niestety, podczas gdy ci ostatni pracowali nad tym, aby Polska umiejętnie
wykorzystała ten „nowy nawrót fortuny”, polscy antykomuniści skutecznie
przyczyniają się do tego, że Polska te ziemie traci.
Jak słusznie stwierdza Rafał
Brzeski, w naszej części globu rzadko prowadzi się wojny energetyczne, natomiast
dominują tu wojny informacyjne. Różnicę
między nimi Brzeski, w sposób obrazowy, tak charakteryzuje: „Jeśli Kali palnąć kogoś maczugą, zgruchotać
mu czaszkę i zabrać jego krowy, to jest to wojna energetyczna, ale jeśli Kali
przekonać kogoś, żeby sam mu przyprowadził swoje krowy, to jest to wojna
informacyjna” („Wojna informacyjna”, http://www.socjocybernetyka.pl/).
Propagowanie w Polsce ideologii antykomunizmu bez wątpienia jest jednym z
elementów toczącej się wojny informacyjnej. Tajemnicą Kościelnego pozostanie bowiem
uzasadnienie tego, że rzekomo walka z komunizmem dała nam prawo do Ziem
Odzyskanych. Natomiast nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że negowanie
realnego faktu, iż to właśnie dzięki
sowieckim czołgom i pepeszom weszliśmy w posiadanie tych ziem, może
doprowadzić do katastrofalnych skutków. Wańkowicz pisał o tym, że „Furor
Teutonicus” ciągle usprawniał swojej metody – Smętek znowu przystąpił do ataku,
jak zwykle, w sposób bardzo nowoczesny.
Należy jeszcze krótko wspomnieć o
związanej z kultem Żołnierzy Wyklętych rusofobii. Za pomocą podtrzymywanej w
polskim społeczeństwie anty-rosyjskości pcha się Polskę w ramiona UE – a przede
wszystkim Niemiec – i USA.
Podsumowując, należy stwierdzić,
że kult Żołnierzy Wyklętych idealnie wpisuje się w praktykę propagowania wśród
Polaków patriotyzmu rozumianego jako pozbawionej głębszego namysłu gotowości do
radykalnego konfrontacjonizmu. Powstańcy
warszawscy – Żołnierze Wyklęci – radykalne skrzydło opozycji solidarnościowej to różne wariacje na
ten sam temat. Tym pierwszym poświęcono muzeum, drugim święto państwowe, a ci
trzeci mają zostać upamiętnieni w tworzonym w Gdańsku Europejskim Centrum
Solidarności (na marginesie należy wspomnieć, iż jego dyrektorem jest
mieszkający od wielu lat w Niemczech Basil Kerski, redaktor naczelny
polsko-niemieckiego czasopisma „Dialog”). Niestety, tragizm żołnierzy
niezłomnych (bo tak właściwie należałoby określać ich los) polega na tym, że
tak jak po wojnie ich walka przyczyniła się do umocnienia się pozycji
faktycznego namiestnika na podstawie
otrzymanego od Moskwy jarłyku, czyli Bermana, tak teraz jej wspomnienie wykorzystywane
jest w celu umacniania się wrogich Polakom ośrodków władzy.
Tajne Nauczanie , czy akcje ekspropriacyjne
OdpowiedzUsuńO specjalistach - zawód wyuczony partyzant, zawód wykonywany partyzant.
media trąbią cały czas. O tajnym Nauczanie nie, bo to do dziś tajne
Słuszna uwaga!
UsuńTylko ten w wykonaniu partii, co się PIS nazywa wpisuje się w w/w model. Jako osoba zasiedziała w Polsce odbieram to zupełnie inaczej i doskonale wiem, że wielu ludzi odbiera to podobnie jak ja. No niestety gruba pomyłka doc Kosseckiego. Cały casus "żołnierzy wyklętych" to po prostu nawet nie policzek, ale w zamierzeniu "cios w ryj" potkomunistów. Ten temat na razie najbardziej spektakularnie wykorzystał RN znajdujący się "mocno w powijakach". W mojej i nie tylko mojej pamięci utrwalił sie obraz nie któregoś Kaczora "pitolącego" o wyklętych, ale wielkie transparenty na stadionach piłkarskich, że kibice o nich pamietają, podobnie jak transparent ze stadionu Legii Warszawa (klubu którego nie cierpię, ze względu na fakt, że założyła go sanacyjna klika, a po wojnie komuchy rozwijały) z napisem "Szechter przeproś za ojca i brata!".
OdpowiedzUsuńDla mnie osobiście wyklęci to ludzie, którzy nie mieli nic do stracenia. Próba spokojnego życia na uboczu zazwyczaj kończyła się jak w przypadku gen. E. Fieldorfa. Zostawało tylko "sk...ć się" jak Piasecki, zginąć z bronią w ręku jak samuraj (co wybrali wyklęci), uciekać (co najczęściej nie było możliwe) albo na niesamowity fart liczyć, że komuchy coś przeoczą (prawdopodobieństwo jak w totku).
Gruba pomyłka pana docenta polega na tym, że chyba stereotyp powoduje skutki inne od zamierzonych.
Pozdrawiam i przepraszam za wulgaryzmy! Niestety w języku ludzi cywilizowanych nie ma poza wulgaryzmami słów dostatecznie dosadnych na opisanie czerwonej hołoty i jej działań!
Na przyszłość jednak proszę wystrzegać się wulgaryzmów, gdyż język jest wystarczający bogaty, żeby wyrazić różne stany emocjonalne (odsyłam do Wańkowicza).
UsuńAd rem: ten tekst nie dotyczy sensu walki żołnierzy niezłomnych, tylko polityki pamięci, która moim zdaniem jest tak prowadzona, żeby w polskim społeczeństwie wytworzyć formę patriotyzmu, która jest archaiczna i nie doprowadzi do żadnych trwałych efektów w postaci prawdziwego odzyskania suwerenności. A patriotyzm kibiców jest właśnie tego przykładem.
Pani Magdaleno, w pełni się zgadzam z Pani oceną sytuacji. Prowadzi Pani nierówną walkę ze swoistym "przemysłem formowania poglądów", którego pracownicy zdołali wytworzyć prąd intelektualny - stworzyli w polskim społeczeństwie masę krytyczną "pożytecznych idiotów", którzy obecnie żyją w wykreowanym przez siebie świecie interpretacji zdarzeń historycznych. Podobnie jak "sekta smoleńska". Proszę spojrzeć na tekst Kto usiłuje eksploatować politycznie tragedię “wyklętych” – i dlaczego pytania o to nie podobają się Stanisławowi Michalkiewiczowi, szczególnie na moją odpowiedź na pierwszy komentarz pod tym tekstem: (link) . Chciałbym zaprosić Panią do zapoznania się z tekstami publikowanymi na stronie http://myslnarodowa.wordpress.com/ .
UsuńDziękuję za linki. Postać S. Michalkiewicza także mnie bardzo zastanawia...
UsuńPolecam artykuł na ten sam temat :
OdpowiedzUsuńhttp://palmereldritch1984.wordpress.com/2013/12/13/w-rocznice-wprowadzenia-stanu-wojennego-generale-dziekujemy/
Dopiero teraz zapoznałem się z Pani artykułem. Gratuluję świetnego tekstu i bardzo celnych wniosków. Walka z obłędem - czyli poglądami "obozu niepodległościowego" - jest trudna, ale trzeba ją wytrwale prowadzić. Tzw. żołnierze wyklęci kroczyli po drodze donikąd. Liczyli na III wojnę światową i pokonanie w jej wyniku ZSRR przez USA i m.in. sprzymierzone z nimi Niemcy Zachodnie. Gdyby po tej wojnie coś jeszcze z Polski zostało, byłaby to Polska bez ziem zachodnich i wschodnich także (bo sprzymierzeńcami USA - ważniejszymi od żołnierzy wyklętych - byli też nacjonaliści ukraińscy i litewscy). Niezwykle celny jest Pani wniosek: "Ideologia radykalnego antykomunizmu, czyli radykalnego negowania legalności i dorobku PRL, siłą rzeczy musi prowadzić do zanegowania wysiłku tych wszystkich osób, które pracowały nad budowaniem struktur polskiej państwowości na tych terenach. W świetle kultu Żołnierzy Wyklętych działania tych osób jawią się jako antypolskie – jako wyraz podległości Moskwie i hołdowania komunistycznej ideologii. Pod wpływem działania tej propagandy sami Polacy coraz częściej negują koncepcję Ziem Odzyskanych i traktują ją wyłącznie jako wytwór propagandy komunistycznej (należy na marginesie dodać, że pod wpływem tej samej propagandy wielu Polaków posługuje się propagandowym terminem „wypędzonych”). Co więcej, coraz częściej uważają za moralnie uzasadnione żądania niemieckie do odtwarzania niemieckości na tych terenach – właśnie w ramach rozrachunku z komunizmem i „antyniemiecką propagandą PRL” ".
OdpowiedzUsuńZagospodarowanie i polonizacja Ziem Zachodnich to było dzieło ogólnonarodowe. Oprócz funkcjonariuszy PRL uczestniczyli w nim m.in. tacy ludzie jak Eugeniusz Kwiatkowski (w latach 1945-1947 pełnomocnik rządu - wtedy jeszcze RP nie PRL - do odbudowy gospodarki morskiej) oraz dziesiątki tysięcy ludzi w jakikolwiek sposób z komunizmem nie związanych, którzy słusznie rozumieli to jako polską rację stanu (takich jak moja Matka, która zaraz po maturze w liceum pedagogicznym uczestniczyła w odbudowie polskiej oświaty w Świnoujściu w latach 1949-1953). Ale jeżeli całkowicie neguje się PRL, głosi, ze to była sowiecka okupacja i wszyscy, którzy uczestniczyli wtedy w życiu publicznym byli sowieckimi kolaborantami, to dochodzimy do takich absurdów, jakie Pani opisała.
Z poważaniem
Bohdan Piętka
Co do Ziem Odzyskanych, to warto podać znamienny przykład, a mianowicie wkroczenie policji na słynny wykład Baumana we Wrocławiu (zakłócony przez NOP i kibiców) nastąpiło za sprawą konsula Niemiec (wyszło to podczas procesu w sądzie)! Mówi o tym prof. Tadeusz Marczak z UWr.
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=CO_l9Yk36QU
Czerwone psy szczekają karawana idzie dalej! Chwała żołnierzom wyklętym Polski podziemnej,i hańba ich czerwonym kotom z NKWD,UB,KBW którzy bohaterom strzelali w tył głowy...
OdpowiedzUsuńto jakieś bzdury .... smutne ....
OdpowiedzUsuńPoproszę o argumenty, a nie obelgi.
Usuń