W różnych wypowiedziach na temat
problemu uchodźców pojawia się często wątek wojny dwóch cywilizacji czy też
kultur. W zależności od wypowiadającego się jest to wojna kultury postępowej z
„zaściankowością” i „wstecznictwem”, bądź też wojna chrześcijaństwa z sojuszem
islamu i „sił postępu”. W pierwszym przypadku mamy do czynienia z orędownikami
„otwartości na inność”, „tolerancji” i „humanitaryzmu”, którzy walczą z
nacjonalizmem, „ciasnotą umysłową” i egoizmem Europejczyków. W drugim natomiast
przypadku chodzi o obrońców religii katolickiej czy też – szerzej –
chrześcijańskiego dziedzictwa Europy, przeciwko islamskiemu najazdowi,
wspieranemu przez europejską lewicę. Zgadzam się z tezą, że mamy do
czynienia z wojną cywilizacyjną. Linię frontu widzę jednakże zupełnie gdzieś
indziej, niż ją widzi większość Europejczyków. Dla mnie jest to wojna między
myśleniem realistycznym a idealistycznym, a więc – posługując się terminologią
stworzoną przez Konecznego – między cywilizacją łacińską a cywilizacjami
sakralnymi czy też quasi-sakralnymi.