Narodowy socjalizm, jak
również II wojna światowa w powojennej Polsce interpretowane były przez pryzmat
panującej wtedy ideologii. Analiza tych fenomenów w przeważającej mierze
sprowadzała się do krytyki faszyzmu, nacjonalizmu, kapitalizmu oraz
imperializmu. Pewną rolę odgrywała także koncepcja Niemiec jako odwiecznego
wroga narodu polskiego, który spod niemieckiej okupacji został bohatersko
wyzwolony przez Związek Radziecki. Także po 1989 roku dyskusja na te tematy w
dużej mierze została poddana wpływom lewicowych ideologii, tym razem nacisk
położono na kwestie demokracji, praw człowieka i oczywiście holokaustu. Czasem
w dyskusji na temat narodowego socjalizmu pojawia się wątek Dekalogu i wartości
chrześcijańskich. W kręgach prawicowych czy też katolickich nie odbyła się
jednak żadna pogłębiona debata na temat tego, czym był narodowy socjalizm, i
dlaczego II wojna światowa przybrała taką, a nie inną postać.
Taki stan rzeczy uważam
za niepożądany. Narodowego socjalizmu nie można bowiem wyłącznie sprowadzić do
kwestii holokaustu albo totalitaryzmu, jak to się coraz częściej czyni.
Podobnie, dyskusja na temat stosunku III Rzeszy do Polaków nie może obracać się
jedynie wokół sprawy prześladowań rodzimej ludności przez niemieckiego
okupanta. Sprawa ma bowiem głębsze dno, które ciągle jeszcze nie zostało
dokładnie zbadane. W szczególności, niezbadana została sprawa tego, jakie
miejsce zajmował wschód w ideologii narodowego socjalizmu. Moim zdaniem, za
dążeniem do poszerzenia przestrzeni
życiowej dla Niemców kryło się coś więcej niż zwykła Realpolitik.
Niedawno wpadł mi w ręce
tom zawierający wiersze, krótkie eseje oraz sztuki teatralne dotyczące
"niemieckiego wschodu". Analiza zawartości tomu może rzucić trochę
światła na kwestię stosunku współczesnych Hitlerowi Niemców do Europy
Wschodniej. Książka została wydana w 1941 roku w Poznaniu (Posen) przez Heberta Müllera, jej tytuł brzmi "Rufer
des Ostens" (Pädagogische Verlags-, Buch- und Lehrmittelhandlung. Hirt-
Reger und v. Schoeder-Siemau). Przetłumaczenie tytułu na język polski nie jest
łatwym zadaniem. "Rufer" to wzywający, nawołujący, "Osten"
oznacza wschód. Przyjęte przeze mnie tłumaczenie "Bardowie wschodu"
nie do końca oddaje intencje wydawcy tej książki. Niemiecki tytuł podkreśla
bowiem moment aktywnego nawoływania do
podejmowania określonych działań, czyli umacniania niemieckości na wschodzie. I
tej właśnie tematyce poświęcone są wiersze i eseje prezentowane w książce. W
centrum uwagi wydawcy znajduje się Kraj Warty, tom w końcu został wydany w
Poznaniu. W tomie znajdują się także teksty dotyczące innych części Wschodu.
Prezentację tomu
zacznijmy od przytoczenia dłuższego fragmentu przedmowy napisanej przez Heberta
Müllera:
"Walka zawsze
dominowała nad bolesną historią tego
niemiecko-wschodniego Kraju Warty. Jest on elementem życiowym ziemi, która na
przestrzeni stuleci ciągle na nowo przesycana była niemieckimi napływami krwi.
Także w przyszłości powinien nim być. Heroiczna droga cierpień niemieckich grup
narodowych w tym kraju była krwawym i pełnym cierni zwieńczeniem procesu, który
nas Niemców widział bezsilnymi na wschodzie. Niemiecki miecz rozbił państwową
całość polskiej podludzkości i przyniósł tej przestrzeni pomiędzy Wisłą i Wartą
ostateczną wolność, której wyczekiwała już od stuleci. (…) Twardzi mężczyźni z
ich fanatyczną miłością i poczuciem wewnętrznego obowiązku dla tej
wschodnio-niemieckiej ziemi powinni tutaj budować przyszłość. Jeśli więc
bardowie niemieckiego wschodu, który wyrośli z tej nadwarciańskiej ziemi, jak
rówież ci, którzy zaręczyli o swojej miłości do tej ziemi i w ten sposób nabyli
prawa do małej ojczyzny [Heimat], wypowiadają swoje poetyckie słowo, to jest w
nim żywe to wszystko, co na tym obszarze domagało się twórczego ukształtowania.
To najlepsi sprawiali, że bezustannie rozbrzmiewało wołanie o walkę i pomoc,
tak że w końcu to nawoływanie wypełniło się w zbawiennym krzyku o wolność i
wyzwoleniu z brzemienia ucisku. Tak więc w tej nadwarciańskiej poezji wybija
się na pierwszy plan wiersz walki [Kampfgedicht] i motyw egzekwowania swoich
praw poprzez walkę. Niewyobrażalny rozmiar wierzącego zaufania do siebie oraz
głęboka, prawie religijna tęsknota za Rzeszą nieustannie dodawały im skrzydeł.
(…) Marzenie o Rzeszy było zawsze silne i żywe właśnie w tych znajdujących się
pod obcym panowaniem Niemcach wschodu. Tak więc od dwóch lat nie płyną już w
tym kraju krew i łzy. Rozpoczęło się nowe ogromne tworzenie. Z wielkich ran na ciele i duszy, które
ponieśli mężczyźni, kobiety i dzieci, buduje się nowa wielka wspólnota i
koleżeństwo, która tutaj obejmuje wszystkich Niemców. Ze wszystkich części
Rzeszy tworzą oni [Niemcy] wielki front z tymi, którzy wyrośli na tej ziemi,
jak rówież przesiedleńcami, którzy przystąpili do realizacji dzieła, które nie
miało sobie podobnych w historii. (…)
Potężna walka histori światowej jest w pełnym toku. Na wschodzie toczy się
twarda, bezkompromisowa walka o być albo nie być Europy. Niemieccy żołnierze
rozgramiają czerwoną zarazę. Wielkie rozliczenie się niemieckiego socjalizmu z
bolszewizmem, żydowstem i wiecznymi wrogami Reszy jest ostateczne. (…)
Twardość, męskość i pilność opanowały nasze dni. Nie nawidzimy miękkości,
tchórzostwa i niewierności na naszym nowym wschodzie! Ta przedłożona
czytelnikowi książka chce być wezwaniem do wszystkich, którzy chcą służyć
wiodącej krainie niemieckiego wschodu, która po olbrzymim uporządkowaniu na
nowo (Neuordnung) stanie się mostem do wielkiego wschodu. Nadwarciańscy poeci
nigdy nie ustaną w trudzie dawania świadectwa walce i pracy tego obszaru
przeznaczonemu (Schicksalraum) Rzeszy."
Podczas lektury tego
tekstu towarzyszyło mi uczucie, że ma on wręcz religijny albo mistyczny
charakter. Napaść na naród polski została w nim przedstawiona jako spełnienie
się jakiegoś odwiecznego przeznaczenia, którym było opanowanie tych terenów
przez Niemców. Autor wprost mówi o historii światowej (Weltgeschichte):
włączenie Kraju Warty do Rzeszy wydaje się być wręcz jej ukoronowaniem. W
tekście dominuje wojenna retoryka, autor ciągle mówi o nieustannej walce,
przelewaniu krwi, konieczności poświęcenia siebie i gotowości do poniesienia
ofiary. Wszystko w imię wypełnienia przez Niemców swojego przeznaczenia. Warto
zauważyć, że w centrum uwagi autora znajduje się ziemia, która zrządzeniem losu
należy się Niemcom. Dzięki narodowemu socjalizmowi ziemia ta powróciła do
swoich prawowitych właścicieli. Polacy kreowani są na bandytów, którzy jako
podludzie nie potrafią odpowiednio zagospodarować tych terenów. Takie
postawienie sprawy oznacza, że Niemcy przypisali sobie rolę misjonarzy. Ich
misja polegać miała na nadaniu odpowiedniej formy tej przestrzeni. Włączenie
Kraju Warty do Rzeszy oznaczało więc wyzwolenie tego obszaru spod władzy
podludzi, za co ziemia – gdyby tylko potrafiła mówić – na pewno wyraziłaby
Niemcom swoją wdzięczność. Co uderza, to całkowicie przedmiotowe traktowanie
Polaków. Polacy sprowadzeni zostali do roli ciała obcego, które niczym rak musi
zostać usunięte z organizmu. Polacy nie mają żadnych praw, ich cierpienie
zupełnie się nie liczy. Po prostu nie mają nic do powiedzenia. Świadczy to
o głęboko antyuniwersalistycznym
nastawieniu autora: w jego obrazie świata są równi i równiejsi. Duch historii
dba tylko o Niemców, reszta musi ustąpić miejsca narodowi wybranemu. Ostatecznie
prawdziwa wspólnota, która zgodnie ze słowami autora powstaje na
"odzyskanych" terenach, składa się tylko z Niemców.
W podobnym tonie jak
przedmowa Heberta Müllera utrzymana jest krótka opowieść Franza Lüdtkego pt.
"Das Ostlandlied" (Pieśń wschodu).
Autor opisuje oddział niemieckich wojowników, którzy przed 600 laty
przybyli do Kraju Warty, stanęli na jednym z pagórków i popatrzyli na pogrążony
w ciszy i samotności kraj, który rozpościerał się u ich stóp.
"Jednakże jakieś
wołanie w nim, jakiś krzyk o pomoc, niemy krzyk o ludzi: Chodźcie! Przerwijcie
moją samotność! Uwolnijcie mnie z męki bezpłodności! Przynieście i otrzymujcie
życie! Aż na zachód dochodziło to wołanie. Do Niemiec. To tam musiał się
rozewrzeć, to stamtąd musiał napłynąć
święty strumień życia. Wołały puszcze, które chciały być wykarczowane.
Niezaorane gleby krzyczały o pług. Bogaty kraj był biednym w swojej obfitości.
Niemcu, przyjdź!"
Wołanie to dotarło do
przywódcy oddziału. Wiele zobaczył między Flandrią a Węgrami. A teraz zawitał
do kraju na wschodzie, do którego wdarł się wróg. To polski król zawezwał
Niemców na pomoc. Autor opowieści dokładnie analizuje stan ducha przywódcy,
który nie mógł oprzeć się wołaniu tej dziewiczej ziemi. W końcu polecił on
swojemu kapelmistrzowi zaśpiewać pieśń, jakiej jeszcze nikt nigdy nie słyszał:
pieśń wschodu.
"O czekającym kraju
cudów, [pieśń] której wszyscy muszą nasłuchiwać. (…) Potrzebujemy przestrzeni.
Naszym życiem jest tworzenie. Wezwij wszystkich, którzy żyją i chcą
tworzyć!".
Przywódcę niepokoiła
myśl, że w przestrzeni nie unosił się odpowiedni ton, ten sam ton, za pomocą
którego z samotności wschodu został stworzony ogród Boga.
"To tutaj znajdował
się plon, który można by zbierać. Ale żaden siewca nie siał, żaden kosiarz nie
kosił. NIe wybudowane zostały stodoły. Gdzieś tam, w chatach i zakamarkach
gnieździła się bieda, pracowali nieweseli pachołkowie. Nie znali boskości
pracy, gdyż odrabiali pańszczyznę, i nie byli wolni. Niemiecki człowiek musiał
wedrzeć się w ten kraj, w tę dziewiczą puszczę, tamować wodę, obracać skiby za
pomocą lśniącego pługu. Dzięki temu ta dzika okolica zamieniła się w ogród
Boga. Niemcy, daj swoich synów i córki! Daj je wschodowi, który oczekuje na to,
by uprawiali ogród Boga!".
Przywódca doskonale
zdawał sobie sprawę z tego, że w jego niemieckiej ojczyźnie brakowało ziemi.
Zastanawiał się nad tym, gdzie znajdowała się przestrzeń dla niemieckiego
narodu. Ponownie zwrócił się do kapelmistrza. Polecił mu, by ten śpiewał o
Niemcach, którzy znowu mają podążać na wschód.
"Patrz przed siebie:
wszystko, co widzicie, dał nam król polski na własność. Powstaną miasta i wsie,
według niemieckiego prawa. Śpiewaj nam pieść wschodu!". I kapelmistrz
śpiewał: "Przestrzeń! Radują się tysiące. Na wschodzie, po drugiej stronie
lasów i stepów, przestrzeń dla niemieckiego narodu!".
Jak to w bajkach bywa,
wszystko ma swoje szczęśliwe zakończenie:
"Wzniósł się ton,
jasno rozbrzmiał w niemieckiej duszy. Przez nasz kraj przetoczyła się pieśń.
Ponadczasowa, a jednak spajająca czasy. Sprawiła, że wschód znów stał się młody
i niemiecki. Nadeszły stulecia. Stulecia minęły. Pieśń jest ciągle żywa. Żyje
jako część naszego chcenia, naszej walki, naszego losu. Płynie jako siła w
naszej krwi. Przybiera dźwięk kosy, młotu, miecza. Wiecznie młoda. I wiecznie
niemiecka".
Z przedstawionego
fragmentu wynika, że zadaniem Niemców jest stworzenie "ogrodu Boga"
na wschodzie. Wschód jawi się tu jako bierna materia, której Niemcy muszą
nadać właściwą formę. To oni muszą ją
odpowiednio zapłodnić, aby zaczęła przynosić życie.
O niemieckim marzeniu
zasiedlenia Europy Wschodniej pisze również
Hans Künkel w eseju "Rudolf Klinger". Tytułowy bohater, Rudolf
Klinger, należy do oddziału niemieckiego, który znajduje się gdzieś w okolicach Karpat. Klinger, podobnie jak
inni żołnierze, żyje pewną legendą:
"Podczas długich
marszów poprzez bezkresne połacie piachów Galicji śnią o prastarym marzeniu
stworzenia narodu równych, o czym Niemcy marzą już od tysiąca lat, buntownicy,
reformatorzy, uczestnicy powstań chłopskich oraz marzyciele. Chłopcy wojny
wypełnią go (…). Nie będzie już nikogo, kto nie miałby choć kawałka ziemi.
Legenda ma swoją nazwę: nazywa się "Wschód", ponieważ to tam znajduje
się dobra ziemia dla wszystkich. Ciągle jeden z nich śpiewa o tym przy
rozpalaniu ognia albo podczas marszu. "Daleki kraj", mówi, "i
dobra ziemia, gleba do uprawy pszenicy!". Wszyscy chcą ziemi, czy to
chłopscy synowie czy to studenci. "Tutaj jest wystarczająco dużo
przestrzeni dla budowy nowych zagród. Tak musi ta kraina wyglądać w
przyszłości: chłop obok chłopa, zagroda obok zagrody, i wszyscy wolni!"".
Jak czytamy dalej, Rudolf
Klinger zwraca się do swojego towarzysza broni ze słowami, że podczas tej wojny
naród wygra i przystąpi do realizacji nowego dzieła. Warunkiem jednak jest to,
by wszyscy trzymali się razem.
"Tak, kiedy dotrzemy
do domu, (…) musimy stworzyć nowe dzieło. Wiesz, co jest tajemnicą tego
wschodu? Dlaczego wygląda on (…) tak, jak by był jednym wielkim domem? Ponieważ
zbudowany jest z sercem. (…) Musimy nauczyć się, aby nasze ręce podążały za
sercem".
Osiedlenie się Niemców na
wschodzie jest więc warunkiem stworzenia państwa, w którym wszyscy będą wolni,
gdyż każdy będzie miał swój kawałek ziemi. Jest to wręcz wizja pewnego raju, w
którym nie będzie już równych i równiejszych (oczywiście, wyłącznie w obrębie
narodu niemieckiego).
Na religijny aspekt
kwestii "niemieckiego wschodu" wskazuje wiersz Wilhelma Messlina
"Du stehst im Ring" (Stoisz w kręgu, Czytelnik musi wybaczyć mi
jakość mojego tłumaczenia, które – oczywiście w przeciwieństwie do oryginalnej wersji – nie ma żadnej
wartości poetyckiej):
"Nigdy nie możesz
uciec przed swym narodem; nawet gdybyś dostał skrzydła zorzy polarnej i uniósł
się ponad górą i pagórkiem; nieszczęsny
nierozumny początek.
Nigdy nie możesz zrzec
się swego narodu, wyprzeć się swego ojca i okłamywać matki, dostosować się do
obcej natury, wolno ci mężnie dźwigać dziedzictwo twojej krwi!
Nigdy nie możesz służyć
obcym bogom, i lepić sobie bożków własnymi rękami, gdyż Bóg wstąpił w twój
naród, w wichrach burzy ukazał swoją wielkość."
W wierszu tym padają
znamiennie słowa, iż to sam Bóg wcielił się w naród niemiecki. Okazuje się, że
służba narodowi niemieckiemu to służba samemu Bogu. Umieszczenie tego wiersza w
tomie "Bardowie wschodu" sugeruje, że podbijanie wschodu przez
Niemców realizowane jest więc z samego boskiego nakazu. Co więcej, to niesienie
Boga na opanowywane tereny!
Warto też przyjrzeć się
innemu wierszowi Wilhelma Messlina pod znamiennym tytułem "Wir sind ein
Leib" (Jesteśmy jednym ciałem). Ostatnia zwrotka wiersza brzmi
następująco:
"Gdziekolwiek choć
jeden Niemiec pielgrzymuje po ziemiach, jakkolwiek pan świata plecie swój los,
to należy on do nas, w całej swojej okazałości: jeśli cierpi jeden członek,
wszyscy cierpią! Tam gdzie jeden członek pomaga kształtować całość, niemieckie
ciało musi się pysznie rozwinąć!"
Wiersz ten wprost odwołuje
się do idei Kościoła jako ciała Chrystusa. Według Messlina to naród niemiecki
jest boskim ciałem, w końcu to w niego wcielił się sam Bóg. Jak wynika z
życiorysu umieszczonego na końcu książki, za swoje "radykalne wiersze"
Messlin był "prześladowany" ze strony Kościoła (warto jeszcze dodać,
że w momencie ukazania się tej książki przebywał on w Krakowie, gdzie pracował
dla instytucji sprawującej nadzór nad szkolnictwem, tzw. Schulaufsichtdienst).
Religijny charakter ma także wiersz Lexa Schlossa: Bekenntnis (Wyznanie):
"Jesteśmy jednym
ciałem mój naród i ty, jedno ciało i święcie niepodzielne (…). Naród jest słowem, zaszczytnym schronieniem (…).
Naród jest jednym ciałem, w którym płynie święty prąd, któremu ulegliśmy".
Na szczególną uwagę
zasługuje sformułowanie "naród jest słowem" (Volk ist das Wort). Jest
to dość wyraźne nawiązanie do słów rozpoczynających Ewangelię św. Jana "Na
początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo" (Im Anfang
war das Wort, und das Wort war bei Gott, und Gott war das Wort). W wierszu Schlossa Boży logos zostaje
zastąpiony przez naród niemiecki. A tym samym, wszystkie jego poczynania
realizowane są w imię tak zdefiniowanego logosu. Co idealnie wpisuje się w
obraz "Bożego ogrodu", który Niemcy mają stworzyć na wschodzie.
Do Biblii nawiązuje także
wiersz Franza Lüdtke "Ring der Geschlechter" (Krąg pokoleń):
"Rzucili ziarno, i
ziarno było krwią, nordycką krwią ich żył; odważyli się na czyn, i czyn był
dobry, i wzrastało dzieło z ciosów.
I podniosła się wieża,
która nazywa się Niemcami, wysoko w historii narodów (…).
Gdyż sami jesteśmy
ziarnem, i ziarno jest krwią, nordycką krwią naszych żył; ważymy się na czyn, i
czyn jest dobry - i rośnie dzieło z
ciosów!"
Umieszczenie tego wiersza
w tomie "Bardowie wschodu" sugeruje, że podbijanie wschodu przez
Niemców jest tak samo dobrym czynem jak dzieło stworzenia świata przez Boga.
Pojawia się więc tutaj wątek stwórczego zadania, które zostało przypisane
Niemcom. Podbijając wschód, Niemcy niejako stawiają siebie na miejsce Boga i
jego stwórczych możliwości.
Natomiast o tym, że
Niemcom nie wolno mieć innych Bogów prócz ich własnego, świadczy wiersz Paula
Dobbermanna "Ostmarkwald" (Las na wschodniej granicy). Przytoczę jego
drugą strofę:
"I przybywa wiatr
wschodu, i gra niczym na harfie w wiecznie młodych włosach wojowników lasu, (…)
w stutysięcznych chórach: "Do ojczyzny musi należeć całe twoje
serce".
Element boskiego
wybraństwa pojawił się także w wierszu Paula Graubau, "Das deutsche
Geschick" (Niemiecki los). Oto jego fragment:
"Niemcy – ciebie
spajają potężne siły w zjednoczoną Rzeszę (…) Synom dały ostrze, by po wsze
czasy bronili ognia, i ponad wszelkimi rzeczami wzniosły boski miecz".
Myśl o boskim
posłannictwie pojawia się także w wierszu Sigmunda Banka "Wie können wir
dich lassen" (Jak moglibyśmy cię opuścić):
"Jak moglibyśmy cię
opuścić, kraju Niemców [Deutschland], jesteś taki wielki, nawet w
najciaśniejszych zaułkach jesteś jeszcze bogaty i bezkresny.
Idź daleko w błogą dal,
zgodnie z biegiem twoich prądów, i sięgaj aż do gwiazd i do samego Boga".
Niemieckość ma
rozpościerać się nie tylko w sensie geograficznym aż do Boga, lecz także i
czasowym, przez całą wieczność. W wierszu Sigismunda Banka "Wir stehen im
Kampf" (Stoimy na polu walki) padają takie oto słowa:
"Stoimy na polu
walki o nasze ostatnie prawo, (…) aby niemiecki duch w dziecku i we wnuku, w
niemieckiej krwi znalazł świętą ojczyznę.
Stoimy na polu walki, (…)
aby niemiecka wiara na zawsze objawiła się wiernie w niemieckim sercu.
Stoimy na polu walki i
cokolwiek się wydarzy, nasz naród nigdy nie przeminie. Przysięgamy głośno – tak
nam w walce dopomóż Bóg: na całą wieczność pozostaniemy Niemcami".
Natomiast Franz Lüdtke w
wierszu "Frontbauern" (Frontowy chłop) pisze o świętym niemieckim
chlebie.
Co z tego wynika? Okazuje
się, że podbijanie wschodu przez Niemców ma głęboki, bo wręcz religijny wymiar…
Sprawa jest ciekawa i na pewno zasługuję na głębszą analizę. Wydaje się, że
autorzy wymienionych i niewymienionych tekstów głęboko wierzą w to, co piszą.
Nie mamy tu więc do czynienia ze zwykłą cyniczną propagandą. Czy zjawisko to
można sprowadzić do zwykłych mechanizmów psychologicznych, polegających
na idealizowaniu własnego – w gruncie rzeczy bandyckiego – zachowania? Czy też
chodzi tu o zjawisko dotyczące niemieckiej duchowości, która nigdy nie została
mocniej zakorzeniona w cywilizacji łacińskiej i przez to zaczęła projektować
coraz to nowe mity?
Na pewno należy
podkreślić, że przekonanie o tym, że Niemcy mają do wykonania misję
cywilizacyjną na wschodzie, liczy sobie długą tradycję. Chrystianizacja w
wydaniu Krzyżaków, pruska germanizacja, czy też hitlerowskie Neuordnung to
tylko różne wariacje na ten sam temat. Co więcej, moim zdaniem, niesienie "demokracji,
praw człowieka i standardów państwa prawa" na wschód przez liczne
niemieckie fundacje i organizacje wpisuje się dokładnie w ten samą
tradycję! "Cywilizowaniu"
wschodu przez Niemców przynależy nie tylko przekonanie o własnej wyższości
cywilizacyjnej, ale także o istnieniu obowiązku ulepszania tych terenów. Wschód przez
Niemców postrzegany jest jako bezwładna materia, której Niemcy muszą nadać
odpowiednią formę. Mieszkańcy wschodu traktowani są dość przedmiotowo. W
najlepszym przypadku muszą poddać się niemieckiemu formowaniu, w najgorszym:
przestać istnieć.
Twierdzenie, iż chodzi tu
tylko o brutalną Realpolitik, byłoby krzywdzące dla Niemców. Moim zdaniem, oni
naprawdę wierzą w jakiś swój ideał
wschodu. "Dzikość" wschodu czyli jego nieuporządkowanie, może ich
trochę przeraża, a na pewno prowokuje:
czują się przyzywani przez ten tajemniczy wschód, który w ich
przekonaniu czeka na niemiecki, męski i racjonalny pierwiastek.
Robert Cieszkowski w
tekście "Niemcy kontra reszta świata (wariacje pangermańskie)"
przywołuje słowa niemieckiego poety Stefana George, iż Rosjanom brakuje
elementu fallicznego (Fronda 25/26, s. 79-80). Podobnie Otto von Bismarck
dzielił narody na męskie i żeńskie, do tych pierwszych zaliczał m.in. narody
germańskie, do drugich – słowiańskie. Cieszkowski cytuje także słowa Mikołaja
Bierdiajewa, który w swojej książce "Dusza Rosji" pisał:
"Germański świat czuje żeńskość rasy słowiańskiej i sądzi, że powinien
zawładnąć tą rasą i jej terytorium, że tylko on zdolny jest uczynić tę ziemię
kulturalną". Cieszkowski pisze dalej: "Zdaniem współczesnego
publicysty niemieckiego, redaktora naczelnego Staatsbriefe, Hansa-Dietera
Sandera, zapładnianie ideowe i kulturowe Rosji było dla niej konieczne i
dobroczynne, jednak anarchistyczna dusza rosyjska zawsze się przeciw temu
buntowała. (…) Według Bierdiajewa wytłumaczenie (…) jest proste: rosyjska kobiecość zamiast męża
opatrznościowego, o którym marzyła, dostawała niemieckiego stupaję i
biurokratę".
W "Pieśni
wschodu" Franz Lüdtke pisał o ogrodzie Boga, który ma powstać na wschodzie.
Niestety, do tej pory budowanie tego ogrodu sprowadzało się do niszczenia
polskości, a także przelewania krwi Polaków. Czyżby niemiecki Bóg zażądał
takiej właśnie ofiary od swojego narodu wybranego? Przypomnijmy, nowoczesne
państwo niemieckie zostało zbudowane na gruzach cywilizacji łacińskiej. Narodowy socjalizm był jednym z etapów niszczenia tej właśnie cywilizacji.
Ideologia podboju ziem sasiadow musi byc umocowana w swiadomosci wlasnego spoleczenstwa w sposob romantyczny a nie pragmatyczny aby niepotrzebnie nie straszyc co watlejszych charakterow. Nie inaczej bylo w Polsce gdzie istnial romantyzm kresowy czy w USA w czasie podboju Dzikiego Zachodu i oczyszczania terenu od indian. Jest to normalna metodyka manipulowania spoleczenstwem.
OdpowiedzUsuńMoże być...Polski romantyzm kresowy nie wiązał się jednak z aż tak wielką pogardą dla autochtonów, jak w przypadku opisywanym powyżej. To już prędzej można porównać do sytuacji USA i Dzikiego Zachodu.
OdpowiedzUsuńOj nie do końca zgodził bym się z tym manipulowaniem, taka działalność zawsze musi odnaleźć podatny grunt, silne sprzężenie zwrotne aby mozna było mówić o sukcesie. To na co zwraca uwagę pani Magda, bardzo interesująco wpisuje się w tezy Fromma o charakterze społecznym i rysach charakteru Niemców w tym okresie. Rozwój dążności sadystycznych i masochistycznych, afirmacja ekspansjonizmu, podporządkowania się autorytetowi "narodu" na totalnie masową skalę. Niemcy nie postrzegali siebie jak wolne, niezależne jednostki i tak też patrzyli na okolicę - jako materię do kształtowania, stąd ten mesjanizm, kult siły. Bóg potrzebny był jako legitymizacja ich boskości, mocy. Do niczego więcej. Masowe szaleństwo.....
OdpowiedzUsuńDla mnie osobiście to przynajmniej 50% tego totalnego "sukcesu" to środki masowego przekazu - radio, kino i cała technologiczna otoczka pierwszych 30 lat XX w. - kolosalny wprost rozwój technologii w skali masowej i płynącego stąd przekonania o "mocy" człowieka
Myślę, że nałożyły się tu dwie rzeczy. Pierwsza: "klasyczna" propaganda potrzebna w każdej sytuacji wojny, podboju albo wyzysku. Druga: specyficzna ideologia narodowego socjalizmu, zgodnie z którą Niemcy postawili samych siebie w miejsce Boga. "Poza dobrem i złem", jak tego chciał Nietzsche. Niemcy stworzyli sobie swoją własną moralność, i sami decydowali, kto ma jakie prawa. Kto ma prawo żyć, i na jakich warunkach. Dziękuję za uwagę o Frommie, to rzeczywiście dobrze do siebie pasuje.
UsuńJenseits von Gut und Bose nie jest książką adresowaną do Niemców jako takich. To typowe powtórzenie uproszczenia propagandy antyniemieckiej (po 1945r.) z Pani strony.
UsuńNigdzie nie napisałam, że ta książka była adresowana do Niemców jako takich. Nietzsche w końcu o Niemcach miał jak najgorsze zdanie. Oto kilka jego cytatów: „Dokąd sięgają Niemcy, psują kulturę”. „Niemcy nie są zdolni do żadnego pojęcia wielkości (...)”. „Wszystkie wielkie zbrodnie kulturalne czterech stuleci mają na sumieniu!... I zawsze z tego samego powodu, z najwnętrzniejszego przed rzeczywistością tchórzostwa, które jest także tchórzostwem przed prawdą, ze zmienionej u nich w instynkt nieprawdziwości, z „idealizmu””. "Nie znoszę tej rasy, z którą razem będąc, jest się zawsze w złym towarzystwie."
UsuńOdnośnie swojego projektu przewartościowania wszystkich wartości pisał: „Niemcy także w moim wypadku będą się starać, by z olbrzymiego przeznaczenia porodzić mysz”.
Jednocześnie na pewno wie Pan o tym, w jaki sposób jego dzieło było propagowane przez siostrę Nietzschego, zagorzałą niemiecką nacjonalistkę, i w jaki sposób oddziaływało na klimat intelektualny ówczesnych Niemiec. Należy przy tym podkreślić, że Nietzsche nie do końca był konsekwentny w tym co pisał, bo w końcu w powyższym cytacie pojawia się sformułowanie o olbrzymim przeznaczeniu Niemców...
Jeśli chodzi o propagandę antyniemiecką (po 1945r.) - rozumiem, że po 1945 tylko Niemcy mają monopol na właściwą interpretację swojej historii, bo w Polsce panowała ideologia, natomiast Niemcy zostali "aufgeklärt", i ich spojrzenie na rzeczywistość było wolne od jakiekolwiek "ideologische Verzerrung"? Czy procesy nazistowskich zbrodniarzy, które zostały przeprowadzone w Polsce także były wynikiem antyniemieckiej propagandy po 1945? Im głośniej ktoś krzyczy o polskiej antyniemieckiej propagandzie po 1945, tym większe mam podejrzenie, że ostatecznie wszystkie te procesy - w których jeśli dobrze pamiętam skazano na śmierć więcej niemieckich zbrodniarzy niż w rzekomo demokratycznych Niemczech - zostaną przez niego ostatecznie uznane za złamanie praw człowieka... Proszę mi więc jasno odpowiedzieć: czy procesy ty wynikały z antyniemieckiej propagandy?
Pani Magdo,
OdpowiedzUsuńale się to dziwnie układa
http://www.mirror.co.uk/news/uk-news/secret-nazi-tapes-shocking-germany-1336922
zresztą co tu dużo mówić - wystarczy przeczytać kilka relacji z Woli '44
pozdrawiam
Dziękuję bardzo za tę informację!
UsuńTo wynika z braku powiązania historii Polski z Europą. Nienauczanie historii z szerszej perspektywy a tylko z zaściankowego nacjonalistycznego punktu doprowadza do tego, że nie rozumiemy innych bo nie wiemy tego co oni wiedzą. Autorka prawdopodobnie zna historię Europy ale z populistycznych pobudek prezentuje to co czytamy i pisze pod nas. I to jest proszę Państwa manipulacja. Dobrego manipulatora poznaje się po efekcie jego manipulacji. Szczytem manipulacji jest gdy manipulowany myśli, że on sam to już od dawna myślał.
OdpowiedzUsuńPolska ma swój problem z historią już od zarania. Błędem jest i było nauczanie historii polskiej od roku 960. Państwa kręgu germańskiego uczą swojej historii narodowej od 200 roku przed Chrystusem gdzie już w tym czasie mieli swoje pismo runowe tzw. Runy (http://pl.wikipedia.org/wiki/Runy ) Następnymi etapami to; wędrówka Cymbrów (http://pl.wikipedia.org/wiki/Cymbrowie ), zwycięstwo Arminiusa (bitwie w Lesie Teutoburskim ), Wał Hadriana, Limes (http://pl.wikipedia.org/wiki/Limes ), najazd Hunów i Alanów 375 (http://pl.wikipedia.org/wiki/Hunowie ) na plemiona germańskie zamieszkałe na zachód od dzisiejszego Bugu, wędrówka Wandalów, Silingów i innych plemion germańskich (http://pl.wikipedia.org/wiki/Silingowie ) itd., itp. Pojawienie się Słowian i ich historia jest niejasna i wymaga dalszych badań. Skutkiem niezgody panującej w badawczych ośrodkach słowiańskich oraz z przyczyn emocjonalnych badania są trudne. Wysoko rozwinięta w tej dziedzinie nauka kręgu germańskiego z jej najnowszymi technologiami pozostawiła to pole do dyspozycji. Zatruta fobiami i szowinizmem atmosfera nie ma miejsca w ich naukowych centrach i placówkach. Dyscyplina moralna i ostry reżym neutralności nieznany zupełnie w naszym środowisku powoduje, że zamiast iść do przodu zostajemy w tyle. Napisanie historii Polski jest najmniejszym problemem. Problemem jest, że uznani uczeni nie chcą ryzykować utraty autorytetu i stanąć pod pręgierzem nacjonalistów. Jeżeliby nawet ta ich praca znalazła uznanie w Komisji Edukacji Unii i państwach ościennych Polsce, to nie zostanie nigdy zaakceptowana przez partie polityczne oraz zdemoralizowane i otumanione tym tematem społeczeństwo.
"Zatruta fobiami i szowinizmem atmosfera nie ma miejsca w ich naukowych centrach i placówkach". I to jest właśnie propaganda... Duuużo mogłabym powiedzieć na temat atmosfery panującej na niemieckich uczelniach.... Nigdzie na świecie zagęszczenie narcyzmu nie jest tak wysokie jak tam.... A niemieccy uczeni uwierzą w każdą brednię, jeśli tylko podbuduje to ich ego...
UsuńProszę zająć stanowisko do wypowiedzi, ale ostrożnie bo możne zaszkodzić przyszłości. Gdzie Pani była nie interesuje mnie. Że się nic nie nauczyła to widać. Popatrzyłem na to, co Pani publikuje (nieudolna szowinistyczna propaganda) i przepraszam, nie obrażam; to są śmieci chorego psychopaty, upiory, przekręty, wykręty i dziecinne utopie. Dlatego Anonimowy.
OdpowiedzUsuń