"W jednym ze swoich tekstów wskazała Pani na wspólny mianownik 
polskiej tradycji sarmatyzmu oraz dystrybutystycznej koncepcji Belloca i
 Chestertona. W czym dostrzega Pani podobieństwa między tymi formacjami?
Dwa stulecia oddzielają dystrybutywizm (dystrybucjonizm) od 
sarmatyzmu, nie wspominając już o tym, że obie propozycje rozwinęły się w
 różnych wspólnotach interpretacyjnych, co sprawia, że czasem trudno 
jest jedno na drugie przełożyć. Ale nawet mając te różnice na uwadze, 
nie sposób nie zauważyć podobieństwa pomiędzy ideą „szeroko 
rozprzestrzenionej własności” (widely spread property ownership) a
 klasycznym sarmackim przysłowiem „szlachcic na zagrodzie równy 
wojewodzie”.  Idea jest ta sama: każdy obywatel jest właścicielem pewnej
 ilości dóbr materialnych, które pozwalają mu i jego rodzinie uniknąć 
statusu niewolnika i żyć we względnym dostatku. Nie można tego nazwać 
bogactwem (bogaci owszem istnieją, to „wojewodowie”), ale nie można też 
tego nazwać biedą. Takie powinno być społeczeństwo. Oczywiście 
natychmiast pojawiają się pytania, jak we współczesnym świecie zrobić z 
proletariuszy obywateli, i w jaki sposób rozdysponować istniejące już 
bogactwo wśród jak największego procentu ludności, w jaki sposób pokryć 
cieniutką powłoką zamożności większość obywateli — bez odbierania 
„wojewodom” tego, co już posiadają. W postindustrialnym świecie okazało 
się to możliwe, bowiem bogactwo nie jest czymś stałym i niezmiennym, 
czymś, co można pomnożyć u siebie jedynie odbierając je innym. W świecie
 technologicznie zaawansowanym nowe bogactwo tworzy się każdego dnia. 
Pomyślmy np. o przemyśle komputerowym, wartym setki miliardów euro, 
który nie istniał 50 lat temu. Jednocześnie, na drugim torze wprowadzane
 są sproletaryzowanie i zależność od państwa, a przeciętny człowiek nie 
może się uwolnić od sposobu myślenia narzucanego mu przez wiodące media i
 środki przekazu.
Powyższe zakłada, że w scenariuszu optymistycznym, dobrobyt, który 
wytwarza technologia, pozwoli ludziom osiągnąć stadium społeczeństwa 
obywatelskiego, czyli że społeczeństwo zależnych od państwa 
proletariuszy (a takie są w znacznej mierze współczesne społeczeństwa, 
nawet te „bogate”) potrafi przekształcić się w społeczeństwo 
obywatelskie. Jednakże pewna sprzeczność między społeczeństwem 
proletariuszy a społeczeństwem obywatelskim jest nieunikniona".