11.29.2013

Patriotyzm jest cichy, nie szuka swoich korzyści i potrafi wybaczać innym ich pomyłki – wywiad z prof. Ewą Thompson


"W jednym ze swoich tekstów wskazała Pani na wspólny mianownik polskiej tradycji sarmatyzmu oraz dystrybutystycznej koncepcji Belloca i Chestertona. W czym dostrzega Pani podobieństwa między tymi formacjami?

Dwa stulecia oddzielają dystrybutywizm (dystrybucjonizm) od sarmatyzmu, nie wspominając już o tym, że obie propozycje rozwinęły się w różnych wspólnotach interpretacyjnych, co sprawia, że czasem trudno jest jedno na drugie przełożyć. Ale nawet mając te różnice na uwadze, nie sposób nie zauważyć podobieństwa pomiędzy ideą „szeroko rozprzestrzenionej własności” (widely spread property ownership) a klasycznym sarmackim przysłowiem „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”.  Idea jest ta sama: każdy obywatel jest właścicielem pewnej ilości dóbr materialnych, które pozwalają mu i jego rodzinie uniknąć statusu niewolnika i żyć we względnym dostatku. Nie można tego nazwać bogactwem (bogaci owszem istnieją, to „wojewodowie”), ale nie można też tego nazwać biedą. Takie powinno być społeczeństwo. Oczywiście natychmiast pojawiają się pytania, jak we współczesnym świecie zrobić z proletariuszy obywateli, i w jaki sposób rozdysponować istniejące już bogactwo wśród jak największego procentu ludności, w jaki sposób pokryć cieniutką powłoką zamożności większość obywateli — bez odbierania „wojewodom” tego, co już posiadają. W postindustrialnym świecie okazało się to możliwe, bowiem bogactwo nie jest czymś stałym i niezmiennym, czymś, co można pomnożyć u siebie jedynie odbierając je innym. W świecie technologicznie zaawansowanym nowe bogactwo tworzy się każdego dnia. Pomyślmy np. o przemyśle komputerowym, wartym setki miliardów euro, który nie istniał 50 lat temu. Jednocześnie, na drugim torze wprowadzane są sproletaryzowanie i zależność od państwa, a przeciętny człowiek nie może się uwolnić od sposobu myślenia narzucanego mu przez wiodące media i środki przekazu.
Powyższe zakłada, że w scenariuszu optymistycznym, dobrobyt, który wytwarza technologia, pozwoli ludziom osiągnąć stadium społeczeństwa obywatelskiego, czyli że społeczeństwo zależnych od państwa proletariuszy (a takie są w znacznej mierze współczesne społeczeństwa, nawet te „bogate”) potrafi przekształcić się w społeczeństwo obywatelskie. Jednakże pewna sprzeczność między społeczeństwem proletariuszy a społeczeństwem obywatelskim jest nieunikniona".

2 komentarze:

  1. A przecież banki to jedna z najrentowniejszych instytucji usługowych, niezależnie od tego, czy w kraju jest depresja czy hossa. Co roku te banki wywożą z Polski miliardy dolarów. Ponieważ nie ma przemysłu ani usług bez kredytów, można powiedzieć, że gospodarka Polski jest nieomal w pełni uzależniona od obcych banków. Jeżeli z jakichś powodów ich mocodawcy zadecydują, że np. rozwój dróg czy kolejnictwa w Polsce powinien zwolnić, wystarczy zahamować kredyty udzielane tym branżom i mamy gotową receptę na wegetację Polski."

    Tak działa "logika zła". Tak, banki to jedna z najrentowniejszych instytucji usługowych, ale ta rentowność nie wynika z logiki dobra, ale z logiki zła. Zła duchowość zamieniła zasadę " nie kradnij" na parametr ekonomiczny. Cały światowy system bankowy opiera się na bezprawnym przywłaszczaniu praw własności do pieniądza, którego nie ma w ekonomicznym znaczeniu. Jeśli taki proceder (fałszowanie pieniędzy) był kiedyś karany stosem, to dlaczego dziś jest parametrem ekonomicznym, który wszyscy akceptują za normę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, dlatego należy dążyć do tego, żeby banki nie okradały narodu, czyli aby były zorganizowane na zupełnie innych zasadach. Na przykład takich, jakie przedstawił A. Doboszyński w "Ekonomii miłosierdzia".

      Usuń