Walka z
ociepleniem klimatu jest jednym z priorytetów polityki niemieckiej. Szczególnie
na szczeblu europejskim Niemcy starają się wymusić na państwach członkowskich
podjęcie odpowiednich działań, które rzekomo mają uchronić nas przed
„klimatyczną” katastrofą. Nie chcę wnikać w kwestię sensowności tych działań,
natomiast chciałabym zwrócić uwagę na kilka kwestii, które dość rzadko
pojawiają się w debacie na ten temat.
Niemcy – i to
zarówno rząd, jak i społeczeństwo – walkę z ociepleniem klimatu postrzegają
jako pewnego rodzaju misję. Misja ta rzekomo leży w interesie nie tylko samych
Niemców albo nawet Europejczyków, ale wręcz całej ludzkości. Niestety, uwadze Niemców notorycznie umyka
pewien drobny fakt. Konkretnie chodzi o to, że – na gruncie przyjmowanych przez
nich założeń – to właśnie niemiecka gospodarka wydatnie przyczyniła się do
tegoż właśnie ocieplenia (jeszcze raz zaznaczam, że nie wnikam w kwestię
słuszności tych założeń).
Dlaczego?
Zacznijmy od tego, że specjalnością niemieckiej gospodarki nie są np. usługi
informatyczne, tylko takie gałęzie przemysłu, które wymagają dużego zużycia
energii, a to jest związane z wysoką emisją CO2 do atmosfery. Należy wspomnieć
tu o przemyśle chemicznym, a w szczególności o firmie BASF, która jest
największym koncernem chemicznym świata. Warto też przypomnieć, że niemiecki
przemysł zbrojeniowy przeżywa prawdziwy boom;
w ciągu ostatnich lat, głównie za sprawą sprzedaży okrętów podwodnych
oraz pojazdów opancerzonych, eksport niemieckiej broni wzrósł o 100%.
Prawdziwym oczkiem w głowie Niemców jest oczywiście przemysł motoryzacyjny.
Przed kilkoma laty w celu ratowania go, rząd niemiecki nie zawahał się nawet
przed wprowadzeniem systemu wypłacania premii pieniężnych za wrakowanie
starszych, ale zupełnie sprawnych pojazdów. Warto też nadmienić, że przez wiele
lat RFN było światowym mistrzem eksportu, co oznacza, że Niemcy po prostu sporo
produkowali (i nadal produkują). Ale nie tylko: oznacza to także, że niemieckie
towary „podróżowały” i nadal podróżują po całym świecie. A zgodnie z tym jak
pouczają nas ekolodzy, transport osób i towarów także przyczynia się do wzrostu
emisji CO2 (w szczególności transport lotniczy). Co więcej, Niemcy są jednym z najbardziej
zmotoryzowanych narodów świata, mają świetne autostrady, na których z reguły
nie ma ograniczenia prędkości, w związku z czym sporo i chętnie podróżują po
swoim własnym kraju. Ale nie tylko, są wyjątkowo mobilni także poza granicami
Niemiec: chyba nie ma takiego zakątka na świecie, do którego nie dotarliby
niemieccy przedsiębiorcy, turyści oraz pracownicy różnego typu organizacji.
Jednym słowem,
gdyby Niemcom tak bardzo zależało na efektywnej walce z ociepleniem klimatu, to po
pierwsze, musieliby całkowicie zmienić profil własnej gospodarki, po drugie jej
model (czyli zorientowanie na eksport), a po trzecie, ograniczyć poziom własnej
konsumpcji (np. niemieccy turyści powinni przestawić się na spędzanie urlopu w
Niemczech).
Niestety, nie przypominam
sobie, żeby rząd niemiecki kiedykolwiek wyszedł właśnie z takimi propozycjami.
Wręcz przeciwnie, robi wszystko, żeby niemiecka gospodarka nadal intensywnie
się rozwijała, i to dokładnie w tym samym kierunku, w jakim rozwija się już od
150 lat. Do czego więc niemieccy politycy potrzebują walki z ociepleniem
klimatu? Właśnie do tego, żeby utrzymać swoją pozycję gospodarczą na świecie.
Walka z ociepleniem klimatu to przede wszystkim opium dla niemieckiego
społeczeństwa, które celowo ma być utrzymywane w przekonaniu, że Niemcy do
tegoż ocieplenia się nie przyczyniają. Ich gospodarka może bowiem tylko wtedy
się rozwijać, kiedy będzie się z nią utożsamiało niemieckie społeczeństwo.
Propaganda „klimatyczna” ma wywołać w Niemcach pozytywne nastawienie do rządu i
niemieckich przedsiębiorstw, a także negatywne do rządów tych państw, które nie chcą podporządkować się propozycjom
niemieckiego rządu w kwestii walki z ociepleniem klimatu. Niemcy mają być dumni ze
swojego państwa i swojego modelu gospodarczego, który – ich zdaniem, przede
wszystkim w przeciwieństwie do USA – nie przyczynia się do niszczenia klimatu i
środowiska naturalnego oraz nie ma nic wspólnego z gospodarczym imperializmem. Jednym słowem, walka z ociepleniem klimatu ma wywołać w
Niemcach poczucie samozadowolenia. I właśnie to poczucie samozadowolenia jest
niezbędne do tego, żeby niemieccy pracownicy pilnie pracowali np. przy budowie okrętów
podwodnych albo intensywnie podróżowali po całym świecie, napędzając w ten
sposób przemysł turystyczny (i wierząc przy tym, że obecny niemiecki model
gospodarczy jest w stanie funkcjonować przy wykorzystaniu energii solarnej czy
też wiatraków).
Pójdźmy dalej.
Wymuszanie określonego zachowania na innych państwach za pomocą sankcji
unijnych jak najbardziej leży w interesie niemieckiej gospodarki. Ograniczanie
roli energetyki węglowej (a teraz także energetyki atomowej) służy interesom
niemieckich producentów paneli solarnych czy też wiatraków. Po drugie, hamuje rozwój gospodarczy
konkurencji, a w szczególności państw Europy Środkowo-Wschodniej (tym bardziej
że Niemcy produkują swoje towary na całym świecie, a więc także w państwach,
które ochroną klimatu specjalnie się nie przejmują). Jest jeszcze jeden aspekt
tego zagadnienia, którego nie wolno przeceniać. Ustanawianie przepisów prawnych
w oparciu o ekspertyzy rzekomych ekspertów tworzy fikcję, że są one wyrazem
jakieś wyższej racjonalności, która nie ma nic wspólnego z żadnymi
partykularnymi interesami. Niemcy, jako najwięksi orędownicy tworzenia takich
przepisów, przedstawiają siebie jako kogoś, kto rezygnuje właśnie ze swoich
partykularnych interesów i podporządkowuje się ogólnym regułom. Natomiast państwa,
które tym regułom nie chcą się podporządkować, traktowane są jako
nieucywilizowani nacjonaliści i egoiści. W ten oto sposób legitymizowane jest
stosowanie przemocy w stosunku do państw, które uważają, że ustanowione
przepisy nie odpowiadają ich interesom. (O tym, jak ściśle kwestia ta powiązana
jest z medialną propagandą, może świadczyć polityka Frankfurter Allgemeine
Zeitung. W momencie naszego wejścia do UE gazeta ta chętnie publikowała zdjęcia
prezentujące polskich chłopów z pługiem i koniem. Miało to uświadomić
niemieckim czytelnikom, że będą musieli płacić na modernizację polskiej wsi.
Natomiast po rozpoczęciu walki z ociepleniem klimatu, w FAZ nagle pojawiły się
zdjęcia polskich dymiących kominów. I tak w przeciągu kilku lat z zacofanego
kraju rolniczego staliśmy się największym trucicielem Europy).
Jednym słowem,
tworzenie kolejnych unijnych strategii walki z ociepleniem klimatu ma umożliwić
utrzymanie aktualnego poziomu konsumpcji i produkcji w Niemczech. A o poziomie
zakłamania polityki klimatycznej najlepiej świadczy reklama jednego z
niemieckich producentów paneli solarnych. Pokazuje ona pana, który na dachu
swojego domu umieścił takie właśnie panele. Puenta reklamy jest następująca: w
ten oto sposób pan przyczynił się do ochrony klimatu; dzięki temu nie musi
rezygnować z tego, co najbardziej kocha. Czyli z podróżowania swoim wypasionym
samochodem...