1.26.2013

Głupota wspomagana (za pieniądze podatnika)


Niedawno wpadła mi w ręce odezwa Instytutu Obrony Zdrowia Naturalnego dotycząca wprowadzonego przez prawo UE zakazu zamieszczania pewnych informacji na opakowaniach zawierających leki naturalne: 

"14 grudnia 2012 r. to czarny dzień dla wszystkich pacjentów w Unii Europejskiej. Tego dnia w Polsce – tak jak w pozostałych krajach UE – zaczęło obowiązywać rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady Unii Europejskiej nr 1924/2006/CE. Zakazuje ono producentom naturalnych środków leczniczych zamieszczania na opakowaniach informacji o ich korzyściach terapeutycznych.  Jeśli nie odczuli Państwo jeszcze do dziś tej zmiany, sprawdzając choćby opakowania na półkach w supermarkecie, to dlatego, że producenci wyprzedają jeszcze swoje zapasy. Jednak już wkrótce niezwykle trudno będzie wybrać odpowiednie preparaty naturalne, gdyż na ich opakowaniach nic nie będzie napisane. Ta decyzja Unii Europejskiej stoi w sprzeczności z wolą jej obywateli, którzy wybierają leczenie za pomocą naturalnych środków, nie chcąc narażać się na potencjalnie poważne skutki uboczne leków chemicznych. Ingeruje ona w nasze podstawowe prawa. Pacjenci muszą mieć prawo wyboru sposobu swojego leczenia! Instytut Obrony Zdrowia Naturalnego w dalszym ciągu prowadzi w większości krajów Unii Europejskiej akcję protestacyjną przeciwko temu rozporządzeniu. W 2012 roku Komisja Europejska otworzyła bowiem możliwość zaskarżenia tych regulacji w drodze referendum obywatelskiego. Jednak aby nasz głos został wysłuchany, potrzebujemy zebrać 1 milion podpisów w całej Europie. W Holandii udało się uzyskać poparcie rządu już po zebraniu około 25 000 podpisów. W Polsce mamy już niemal 50 000 podpisów. Ale to nie wystarczy. Podobnie jak w Hiszpanii, Francji i innych krajach Unii wciąż walczymy o jeszcze większe wsparcie tej inicjatywy. Dziękuję więc Państwu za dotychczasowe wsparcie, ale nadal jest ono potrzebne. Prosimy w dalszym ciągu o przekazywanie informacji na temat tej petycji członkom rodziny, przyjaciołom i znajomym. Aby podpisać petycję, proszę kliknąć ten link: http://iozn.pl/podpisz-petycje-w-obronie-medycyny-naturalnej/". 



Jako że należę do osób, które cenią sobie medycynę naturalną, postanowiłam zainteresować się tą sprawą. Najpierw okazało się, że proste nie będzie już samo zweryfikowanie tej informacji. Każdy, kto już choć raz miał do czynienia z prawem europejskim, na pewno wie, o co chodzi: praktycznie w każdym przypadku związanym z unijnym ustawodawstwem proces ustalenia sytuacji faktycznej jest świetnym materiałem na powiastkę detektywistyczną pt. "W poszukiwaniu obowiązującego prawa". Oszczędzę Czytelnikom sprawozdania z mojego przedzierania się przez gąszcz przepisów, choć pierwotnie miałam inny zamiar. Przejdźmy więc od razu do sedna sprawy. 

14 grudnia 2012 r. upłynął okres przejściowy przeznaczony na wdrożenie przez producentów żywności przepisów rozporządzenia Komisji (UE) nr 432/2012 z dnia 16 maja 2012 r. ustanawiającego wykaz dopuszczonych oświadczeń zdrowotnych dotyczących żywności, innych niż oświadczenia odnoszące się do zmniejszenia ryzyka choroby oraz rozwoju i zdrowia dzieci. Rozporządzenie to zawiera 37-stronicową tabelę, w której umieszczono dopuszczalne oświadczenia zdrowotne dotyczące żywności. Rozporządzenie zostało wydane na podstawie artykułu 13 ust. 2. rozporządzenia (WE) nr 1924/2006 w sprawie oświadczeń żywieniowych i zdrowotnych dotyczących żywności

Aby wytłumaczyć, "o co tu w ogóle chodzi", należy najpierw przyjrzeć się rozporządzeniu z roku 2006. Rozporządzenie to wprowadziło zasadę, iż oświadczenia żywieniowe i zdrowotne mogą być stosowane przy etykietowaniu, prezentacji i w reklamie żywności wprowadzanej na rynek we Wspólnocie jedynie w przypadku, gdy są one zgodne z jego przepisami. Zgodnie z rozporządzeniem,  oświadczenia żywieniowe i zdrowotne umieszczone na opakowania m. in. nie mogą być nieprawdziwe, niejednoznaczne lub wprowadzające w błąd;  nie mogą budzić wątpliwości co do bezpieczeństwa lub adekwatności odżywczej innej żywności; zachęcać do nadmiernego spożycia danej żywności lub stanowić przyzwolenie dla niego albo odnosić się do zmian w funkcjonowaniu organizmu w sposób wzbudzający lub wykorzystujący lęk u konsumenta. Dalsze regulacje rozporządzenia budzą już pewne kontrowersje. Wprowadza ono bowiem ograniczenie, iż stosowanie oświadczeń żywieniowych lub zdrowotnych jest dozwolone jedynie w przypadkach, gdy na podstawie ogólnie uznanych danych naukowych potwierdzone zostało, że obecność lub brak, albo też obniżona zawartość w danej żywności lub kategorii żywności składnika odżywczego lub innej substancji, do której odnosi się oświadczenie, ma korzystne działanie odżywcze lub fizjologiczne. Konkretnie oznacza to, że wiedza oparta na doświadczeniu pokoleń, dotycząca pozytywnych (i oczywiście negatywnych) skutków stosowania różnorakich substancji, w oczach unijnych technokratów nie spełnia wymogów bycia "wiedzą prawdziwą". Ograniczenie to jest par excellence przejawem scjentyzmu wyznawanego przez unijnych technokratów.  Artykuł 6. rozporządzania, który poświęcony jest właśnie kwestii naukowego potwierdzanie oświadczeń, stanowi, iż Podmiot działający na rynku spożywczym, który zamieszcza oświadczenie żywieniowe lub zdrowotne, uzasadnia zastosowanie tego oświadczenia. Natomiast właściwe organy Państwa Członkowskiego mogą zobowiązać podmiot działający na rynku spożywczym lub osobę, która wprowadza produkt na rynek, do przedstawienia wszystkich istotnych elementów i danych, które potwierdzają zgodność z niniejszym rozporządzeniem. Praktyczne skutki obowiązywania tego przepisu są jasne. Producent herbatki miętowej, który na opakowaniu chce umieścić informację,  że pozytywnie oddziałuje ona na przewód pokarmowy, musi ją najpierw w sposób naukowy udowodnić.  

Pójdźmy dalej. Zgodnie z art. 10. rozporządzenia, oświadczenia zdrowotne są zabronione, o ile nie zostało udzielone w odniesieniu do nich zezwolenie zgodnie z rozporządzeniem i nie figurują w wykazie dozwolonych oświadczeń. Rozporządzenie z 2006 r. nałożyło na organy unijne obowiązek przygotowania wykazu dozwolonych oświadczeń.  Wykaz takich dozwolonych oświadczeń zawiera wspomniane już rozporządzenie Komisji (UE) nr 432/2012 z dnia 16 maja 2012 r., ustanawiające wykaz dopuszczonych oświadczeń zdrowotnych dotyczących żywności, innych niż oświadczenia odnoszące się do zmniejszenia ryzyka choroby oraz rozwoju i zdrowia dzieci.

Jak czytamy w preambule rozporządzenia z 2012 r.: Do dnia 31 stycznia 2008 r. Komisja otrzymała od państw członkowskich wykazy zawierające ponad 44000 oświadczeń zdrowotnych. Na podstawie analizy krajowych wykazów okazało się, że z powodu wielu powtórzeń i po rozmowach z państwami członkowskimi konieczne było opracowanie na podstawie krajowych wykazów skonsolidowanego wykazu oświadczeń, w sprawie których Urząd powinien wydać opinię naukową, zwanego dalej skonsolidowanym wykazem. (…)  Komisja zamknęła skonsolidowany wykaz uzupełnieniem dostarczonym Urzędowi dnia 12 marca 2010 r. (…)  Komisja zidentyfikowała pewną liczbę oświadczeń przedstawionych do oceny, odnoszących się do substancji roślinnych lub ziołowych, powszechnie znanych jako substancje "botaniczne", w odniesieniu do których Urząd nie zakończył jeszcze oceny naukowej. Ponadto istnieje szereg oświadczeń zdrowotnych, w odniesieniu do których wymagana jest dalsza ocena, zanim Komisja będzie w stanie rozważyć ich włączenie lub niewłączenie do wykazu dopuszczonych oświadczeń, lub które zostały ocenione, ale z uwagi na inne uzasadnione czynniki na tym etapie ich rozpatrzenie nie może zostać ukończone przez Komisję.  (…) oświadczenia zdrowotne muszą się opierać na ogólnie przyjętych dowodach naukowych. W związku z tym nie należy zezwolić na stosowanie oświadczeń zdrowotnych, które nie otrzymały pozytywnej oceny naukowej Urzędu, ponieważ nie stwierdzono, że istnieje związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy kategorią żywności, daną żywnością lub jednym z jej składników a deklarowanym efektem. (…) Urząd stwierdził, że w przypadku jednego oświadczenia dotyczącego wpływu tłuszczów na prawidłowe wchłanianie witamin rozpuszczalnych w tłuszczach oraz innego oświadczenia dotyczącego wpływu sodu na utrzymanie prawidłowego funkcjonowania mięśni związek przyczynowo-skutkowy został wykazany. Stosowanie tych oświadczeń zdrowotnych mogłoby jednak nieść ze sobą sprzeczne i niejasne przesłanie dla konsumentów, ponieważ zachęcałoby do spożywania tych substancji odżywczych, w odniesieniu do których na podstawie powszechnie przyjętych zaleceń naukowych organy europejskie, krajowe i międzynarodowe informują konsumentów, że ich spożycie powinno zostać zmniejszone. W związku z powyższym oba oświadczenia nie są zgodne z art. 3 akapit drugi lit. a) rozporządzenia (WE) nr 1924/2006, który przewiduje, że stosowanie oświadczeń nie może być niejednoznaczne lub wprowadzające w błąd. Ponadto nawet gdyby te oświadczenia zdrowotne miały być dopuszczone tylko w szczególnych warunkach użycia lub uzupełnione dodatkowymi stwierdzeniami lub ostrzeżeniami, nie byłoby to wystarczające, by zmniejszyć dezorientację konsumentów, i w związku z tym nie należy udzielić zezwolenia na stosowanie przedmiotowych oświadczeń. (…)  Art. 20 ust. 1 rozporządzenia (WE) nr 1924/2006 stanowi, że Komisja tworzy i prowadzi unijny rejestr oświadczeń żywieniowych i zdrowotnych dotyczących żywności, zwany dalej rejestrem. Rejestr zawierać będzie dopuszczone oświadczenia oraz między innymi warunki, które mają do nich zastosowanie. Rejestr będzie zawierać także wykaz odrzuconych oświadczeń zdrowotnych i powody ich odrzucenia. (…) Środki przewidziane w niniejszym rozporządzeniu są zgodne z opinią Stałego Komitetu ds. Łańcucha Żywnościowego i Zdrowia Zwierząt (…).  

Z przytoczonego fragmentu jednoznacznie wynika, że wprowadzona regulacja ustanawia coś w rodzaju naukowo-urzędniczej dyktatury ds. żywności. Tylko te informacje dotyczące leczniczych właściwości różnych substancji, które zostały pozytywnie zaopiniowane przez naukowców, mogą zostać umieszczone na opakowaniach produktów. W tej chwili ogólnounijny wykaz obejmuje 222 oświadczenia. Przykładowe dopuszczalne oświadczenie wygląda następująco: Glukomannan (konjac mannan) | Glukomannan pomaga w utrzymaniu prawidłowego poziomu cholesterolu we krwi | Oświadczenie może być stosowane wyłącznie w odniesieniu do żywności zapewniającej spożycie 4 g glukomannanu dziennie. Aby oświadczenie mogło być stosowane, podaje się informację dla konsumenta, że korzystne działanie występuje w przypadku spożywania 4 g glukomannanu dziennie. | Należy zawrzeć ostrzeżenie przed ryzykiem zadławienia się w przypadku osób mających trudności z połykaniem lub w przypadku spożycia z niewystarczającą ilością płynu; należy zawrzeć zalecenie spożycia z dużą ilością wody celem zagwarantowania, że substancja dotrze do żołądka. Albo: Woda | Woda pomaga w utrzymaniu prawidłowych funkcji fizycznych i poznawczych | Aby oświadczenie mogło być stosowane, podaje się informację dla konsumenta, że celem uzyskania deklarowanego działania należy spożywać dziennie co najmniej 2,0 l wody z różnych źródeł. | Oświadczenie to może być stosowanie wyłącznie w odniesieniu do wody zgodnej z wymogami zawartymi w dyrektywach 2009/54/WE lub 98/83/WE. 

Jak wyglądają reakcje na te regulacje unijne? Zacznijmy od reakcji negatywnych. Wielu krytyków twierdzi, że są one skutkiem nacisków ze strony kartelu farmaceutycznego, który poprzez ustawodawstwo unijne chce sobie zagwarantować absolutny monopol w dziedzinie związanej z lecznictwem. O istnieniu takiego kartelu mówi np. dr Rath, który w swoich wystąpieniach porównuje Unię Europejską do Trzeciej Rzeszy, twierdząc że w Unii działa podobny kartel, jaki niegdyś stanowiła IG Farben w hitlerowskich Niemczech (http://www.youtube.com/watch?v=jw35QwKuHtc). Podobnie na stronie wspomnianego na początku mojego tekstu Instytutu Obrony Zdrowia Naturalnego czytamy:  "Można wnioskować, że nowa regulacja europejska może sprzyjać nadużyciom ze strony dobrze powiązanych i wpływowych osób z Brukseli w celu wspierania ich „przyjaciół” z wielkiego świata biznesu". Zwolennicy przyjętych regulacji twierdzą natomiast, że przyczynią się one do zwiększenia poziomu ochrony konsumenta. Jak czytamy w jednym z artykułów, wyrażającym aprobatę dla polityki unijnej, "Producenci nie będą już mogli bezkrytycznie zamieszczać informacji sugerujących, że suplement diety posiada właściwości przypisane lekom. Podkreślanie szczególnych walorów odżywczych ze względu na wartość kaloryczną lub zawartość substancji o określonym wpływie na funkcje organizmu, będzie musiało być poparte dowodami naukowymi potwierdzającymi związek między produktem żywnościowym lub jednym z jego składników a zdrowiem" (http://www.rynekzdrowia.pl/Farmacja/Konsumenci-dostana-rzetelna-informacje-o-suplementach-diety,121222,6.html). Autorka tekstu przytacza dalej argument, że rozporządzenie ma chronić tych, którzy "ponoszą koszty prowadzenia badań nie tylko dla celów rejestracyjnych, ale również uwiarygodnienia swojego produktu".  Autorka przywołuje także słowa rzecznika GIS, który stwierdził, że "Przepisy ukrócą nadużycia w reklamach suplementów diety i wprowadzą uczciwą konkurencję między producentami leków i żywności".   

Kto ma w tym sporze rację? Temat jest złożony, gdyż dotyczy całościowej koncepcji ochrony konsumenta realizowanej przez UE. W skrócie można ją opisać jako ścisłe reglamentowanie przez organy unijne informacji kierowanych przez producentów i sprzedawców do konsumenta. Zgodnie z polityką unijną, konsument ma być bowiem odpowiednio "poinformowany". 

Przeciwnicy unijnej polityki konsumenckiej, do których zaliczam się także ja sama, wskazują jednak na podstawową różnicę między pojęciem wiedzy i pojęciem informacji: informacje może przetworzyć tylko ten, kto ma odpowiednią wiedzę. Reglamentowanie informacji nie ma żadnego sensu wtedy, gdy konsument i tak nie ma wymaganej wiedzy. Przeciwnicy realizowanej przez UE polityki wskazują często na to, że poziom głupoty w społeczeństwie rośnie w zastraszającym tempie i że żadna unijna dyrektywa tego nie zmieni. Każdy konserwatysta nie zawaha się w tym momencie zauważyć, że wiedzę w końcu przede wszystkim wynosi się z domu oraz przejmuje od "mądrzejszych" i bardziej doświadczonych ludzi, których spotyka się na swoich drogach życiowych. Wiedzę zdobywa się w oparciu o doświadczenie wielu pokoleń, jak również i swoje własne, a jej zdobywanie wymaga także używania zdrowego rozsądku. A z tym przeciętny konsument ma coraz większy problem. Dlatego też zgadzam się z tymi przeciwnikami unijnej polityki konsumenckiej, którzy wskazują na niebezpieczeństwo, że to właśnie UE wyhoduje ogłupiałych, ale świadomych swoich praw konsumentów, którzy niczym małe dzieci będą skazani na ciągłą „opiekę” ze strony unijnych technokratów. 

Na zakończenie należy zatrzymać się jeszcze nad jedną kwestią, która została przeze mnie poruszona już wcześniej. Chodzi oczywiście o problem scjentystycznego nastawienia unijnych elit. Nauka jest ważna, ale wystarczy przypatrzeć się licznym dowcipom na temat "amerykańskich uczonych", by zdać sobie sprawę z jej ograniczeń. To właśnie niczym nieograniczona wiara w naukę jest jednym z największych zabobonów współczesności. W imię tego zabobonu unijni technokraci przypisują sobie prawo decydowania za unijnych obywateli, komu i w jakim stopniu mają wierzyć. Z góry zakładają oni o wyższości współczesnej medycyny nad benedyktyńską czy też chińską. A ja mam z tym poważny problem. Bo właśnie dzięki mądrości benedyktynów moje miesięczne wydatki na leki opiewają na sumę 0 centów. I takich jak ja jest więcej, i pewnie komuś to musi bardzo przeszkadzać. 

P.S. W tekście pominęłam wątek kosztów unijnej ochrony konsumenta. Warto postawić pytanie o to, ile np. kosztowało "przerobienie" ponad 44000 oświadczeń zdrowotnych, które Komisja otrzymała od państw członkowskich, jak również, jakie były i są koszta ekspertyz naukowych, prowadzenia rejestru oświadczeń oraz koszt utrzymania Stałego Komitetu ds. Łańcucha Żywnościowego i Zdrowia Zwierząt.




7 komentarzy:

  1. Dziękuje za ten tekst. Nie miałem pojęcia, że nawet na rumianku z Herbapolu nie będzie można napisać na co działa.
    Chyba musimy kupować książki o ziołolecznictwie, może tego czytać nie zabronią?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto wie, może i książki zaczną cenzurować... Jak w "Nowym wspaniałym świecie" Huxleya...

      Usuń
  2. "właśnie dzięki mądrości benedyktynów moje miesięczne wydatki na leki opiewają na sumę 0 centów"

    W ten sposób narażasz światowa gospodarkę na załamanie.-) Gdybyś wydawała sporo na leki i na lekarzy, to wzrosło by PKB, wpływy podatkowe, a nawet wpływy emerytalne.-) Tyle, że to typowy przypadek efektu zbitej szyby. No ale idiotów nie sieją, szczególnie euro-idiotów

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz już przynajmniej nie udają, dlaczego pigułka antykoncepcyjna "musi być" sprzedawana. Zaczęło się od pigułki, skończy na byle świństwie, jednakowoż wypromowanym przez "ałtorytety" [przez ł].

    OdpowiedzUsuń
  4. W epoce obalania Autorytetów, "ałtorytety" są coraz bardziej w cenie...

    OdpowiedzUsuń
  5. Takie jest unijne, "unifikujące" prawo. Niestety jak już przepisy wchodzą w życie nie mamy na to wpływu, musimy się dostosować.

    OdpowiedzUsuń